16. Zbrodnia i kara

170 11 6
                                    

— Pamiętaj o tym, co ci mówiłam, dobrze?

— Mhm — przytaknęłam niemrawo, wycierając chusteczką nos.

Nie było niczym dziwnym, że z gabinetu Kate wychodziłam zazwyczaj cała zabeczana. Nasz mały pokój zwierzeń, jak go kiedyś nazwałam, traktowałam jako sanktuarium, w którym pozwalałam swoim emocjom w pełni rozkwitnąć. To tutaj wyrzucałam z siebie wszystkie negatywne myśli, aby móc je następnie przepracować.

W pewnym momencie to nawet zadziałało. Zaplanowane z nią spotkania zawsze napawały mnie spokojem. Wiedziałam wtedy, że niezależnie od mojego złego stanu będę mogła do niej pójść i spróbować znaleźć dobry sposób na uporanie się z nim. Teraz jednak... Było inaczej.

Już wcześniej nie mogłam mówić jej wszystkiego, co tyczyło się mojej przeszłości. Bałam się, że kiedy powiem na głos o tych wszystkich morderstwach i przestępstwach, ta zdecyduje się wyznać to policji lub komukolwiek innemu. Musiałam zatem te niechciane momenty wykreślać ze swoich opowieści, skupiając się w głównej mierze na moich relacjach z ludźmi. Tych z przeszłości, jak i teraźniejszości.

Tak czy siak, czułam się lepiej. Przynajmniej tak właśnie było, dopóki do mojego życia znów nie zapukał James.

— I jak? — zapytał Louis, gdy wyszłam z gabinetu.

— Jestem głodna — odmruknęłam w odpowiedzi. Po tej krótkiej i skąpej relacji przyjaciel pomógł mi standardowo założyć kurtkę, gdyż mnie trzęsły się za mocno ręce.

— Zajedziemy do McDonalda? — Objął mnie w pasie, jednocześnie prowadząc nas ku wyjściu.

Energicznie przytaknęłam głową. Zdecydowanie potrzebowałam małego pocieszenia w postaci niezdrowego, ale za to pysznego jedzenia. Skoro nie byłam już zawodową tancerką, to mogłam sobie na to pozwolić bez wyrzutów sumienia. Plusy życia jako bezrobotna.

— Czemu spałeś dziś na ziemi? — zapytałam w pewnym momencie, kiedy pałaszowaliśmy pyszności w jego samochodzie. Ja wzięłam sobie jakiegoś burgera, a Louis jak zwykle nuggetsy, od których był uzależniony.

— Co?

— No dziś. Jak weszłam wam jakoś z rana do pokoju, to ty spałeś na ziemi, a Naomi na łóżku. Nie mogliście spać razem na nim, czy zdecydowałeś się udawać takiego dżentelmena?

— Ja go nie muszę udawać. Ja nim jestem.

— Tak, a konkursy bekania z Igorem to wymysł mojej psychozy.

— Ej, ale to zazwyczaj jest akurat mega zabawne.

— Nie, nie jest. Wywołuje to u mnie odruch wymiotny.

— A to to już w ogóle jest hit. Wyglądasz wtedy jak taki kot dławiący się kłaczkiem.

— O nie, teraz przekroczyłeś granicę. Właśnie się na ciebie obraziłam.

Dla potwierdzenia tych słów poddenerwowana wcisnęłam sobie frytkę do ust, którą następnie popiłam wodą. Musiałam dbać o linie.

— Wracając do twojego pytania, to nie wiem... Znaczy niby gadamy i w ogóle, ale nie czułbym się na tyle komfortowo, żeby spać z nią w jednym łóżku — widząc zaskoczenie na mojej twarz, dodał szybko: — Chodzi mi o to, że Naomi dalej podchodzi do mnie niepewnie. Pewnie nic by nie powiedziała, ale nie chciałbym wpływać jakoś na jej strefę komfortu czy coś. Rozumiesz?

— Rozumiem — przytaknęłam, biorąc gryza burgera. — Sama też zauważyłam, że jest jakaś taka wycofana. Nigdy z nią o tym nie gadałam, ale może... Co ty robisz?

MarionetkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz