I

1.7K 62 30
                                    


W jednym z przedziałów Expresu Hogwart siedział samotny chłopak i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w tekst o eliksirach, który trzymał w dłoni. Jego myśli ciągle nachodziło wspomnienie tego pamiętnego dnia z wakacji, które tak bardzo chciał usunąć ze swojego umysłu. Minęły dwa miesiące, ale Harry nadal pamiętał. To było jak cierń, nawiedzało go w ciągu dnia i nękało w nocy, nie pozwalało zapomnieć. Oparł głowę o szybę i pozwolił wspomnieniom płynąć swoim własnym nurtem.

Harry Potter od tygodnia przebywał na Privet Drive i dzisiejszy dzień nie miał się w niczym różnić od poprzedniego. Gryfon miał obudzić się w nocy ze swojego standardowego koszmaru, w którym jego ojciec chrzestny umierał raz po raz, następnie miał leżeć w łóżku aż do szóstej, by wstać później i zrobić wszystkim śniadanie. Potem miały być codzienne obowiązki, przepychanki z Dudleyem i obelgi ze strony wujka Vernona. Tak jednak się nie stało. Tego dnia, tuż po śniadaniu, został wysłany do swojego pokoju z zakazem pojawiania się chociażby na chwilę na dole. Harry, znał bardzo dobrze gniew swojego wuja, gdy nie wykonał polecenia, więc siedział w swoim pokoju i nudził się niemiłosiernie. Słysząc wreszcie wołanie ciotki, zszedł szybko na dół i zamarł widząc wysokiego mężczyznę w garniturze, który ostentacyjnie taksował go wzrokiem. Zielonooki zadrżał pod tym spojrzeniem i odwrócił się w stronę wujostwa.
- To jest Henry, mój wieloletni przyjaciel. Przeprowadza się i potrzebuje pomocy przy przenoszeniu rzeczy. Pojedziesz z nim i mu pomożesz. - powiedział Dursley i wlepił swoje świńskie oczka w Harry'ego. Ten za to czuł irracjonalny lęk, gdy spoglądał na starszego mężczyznę. Miał on może ze czterdzieści lat, długie czarne włosy oprószone w niektórych miejscach siwizną i całkiem przystojną twarz, która przybierała dziwny wyraz, gdy była skierowana ku Harry'emu.
- Ale moje obowiązki... - spróbował, ale wuj mu przerwał:
- Bez dyskusji, chłopcze. Jedziesz i to w tej chwili. - jego głos wydawał się zielonookiemu trochę nerwowy, a tik w lewym oku tylko to potwierdzał. Co go tak frustrowało?
Chcąc nie chcąc, zielonooki ruszył za gościem, który był rzekomym przyjacielem Dursleya (choć Harry nigdy go nie widział) i już po chwili siedział na miejscu pasażera i tępym wzrokiem wpatrywał się w mijaną przez nich okolicę.
- Harry...może opowiesz mi coś o sobie? - zielonooki odwrócił się i spojrzał na pana Henry'ego. Wydawał się być przyjaznym mężczyzną, ale Harry nie nabrał się na jego milutki głos. Z tym człowiekiem było coś nie tak, ale Gryfon nie wiedział jeszcze co.
- Przykro mi, proszę pana, ale nie sądzę, by zainteresowało pana moje życie. - zielonooki starał się być grzeczny, ale w środku krzyczał: "Odpieprz się!"
- A mi się wydaje, że jesteś interesującym młodzieńcem. - powiedział, na co Harry mruknął coś niezrozumiale. Nagle poczuł na swoim policzku delikatny dotyk. Podniósł szybko wzrok i ujrzał wpatrzone w siebie orzechowe oczy.
- Masz piękne oczy, Harry. - wymruczał mężczyzna i zielonooki nie mógł powstrzymać wzdrygnięcia, gdy usłyszał TEN ton. - Wysiadamy.
Dotyk zniknął i Harry niemal odetchnął z ulgą. Wysiadł z auta i rozejrzał się po okolicy. Nawet nie zauważył kiedy dojechali, a przecież obiecał sobie, że zapamięta całą drogę. Tak na wszelki wypadek. Zaklął w duchu. Znajdowali się na jakimś osiedlu. To jednak zdecydowanie różniło się od tego, na którym mieszkał wraz z wujostwem. Tutaj każdy dom był inny, ogrody nie były idealne, a ludzie, którzy przechodzili obok nie wydawali się być sztywni i perfekcyjni aż do bólu. Gryfon musiał stwierdzić, że było to ładne miejsce. Ciche, spokojne, w sam raz do mieszkania.
- Dlaczego pan się stąd wyprowadza? To ładne miejsce. - Harry właśnie w tej chwili przeklinał swoją gryfońską ciekawość i klął w duchu ile popadnie.
- Znalazłem coś lepszego. - odpowiedział po prostu i wskazał zielonookiemu wejście do domu. Harry miał niejasne wrażenie, że to wszytko to jedno, wielkie kłamstwo, ale nie powiedział nic i w ciszy wszedł do mieszkania.
To był piękny dom. Zielonooki nie widział ich dużo w swoim życiu, ale wydawało mu się, że to jest właśnie to, co można nazwać luksusem i wygodą. Miejsce w zupełności różniło się od domu na Privet Drive, albo Nory. Hall, przechodzący od razu w wielki, elegancki salon w kolorze stonowanego beżu i bieli, sprawiał wrażenie eleganckiej prostoty i dobrego gustu właściciela. Harry nie przyjrzał się jednak dokładnie pomieszczeniu, ponieważ został poprowadzony w głąb mieszkania.
- Rzeczy, które chcę zabrać znajdują się na górze. Pomożesz mi je znieść. - głos mężczyzny był ochrypły, ale zielonooki skinął tylko głową i pozwolił poprowadzić się na górę. Pan Henry wskazał mu ręką drzwi i Harry otworzywszy je, wszedł do środka i z konsternacją stwierdził, że znajduje się w sypialni. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, został brutalnie popchnięty na łóżko i przyszpilony do niego przez ciepłe ciało, które ułożyło się na nim. Brunet instynktownie zaczął się wyrywać, ale na nic się to nie zdało. Mężczyzna był silniejszy, jedną dłonią złapał nadgarstki Harry'ego i przytrzymał je nad głową Gryfona, a kolanami przyciskał uda zielonookiego, przez co ten nie mógł się nawet poruszyć.
- Byłem twardy odkąd cię zobaczyłem... - Gryfon usłyszał niski pomruk przy swoim uchu i z ledwością powstrzymał odruch wymiotny. Z przerażeniem stwierdził, że czuje twardy członek mężczyzny wbijający się w jego plecy.
- Zostaw mnie! - krzyknął i znów spróbował się wyrwać. Szarpał rękoma, rzucał nogami, ale jedyne co zyskał to ból w nadgarstkach i silne pociągnięcie za włosy.
- Uspokój się. - syknął i jednym ruchem ręki zerwał z Gryfona spodnie wraz z bielizną.
- Nie. Nie, nie, nie... - powtarzał jak mantrę, Harry, czując przesuwającą się dłoń po swoich pośladkach.
Kolejna próba uwolnienia się i kolejne szarpnięcie za włosy.
- Zapłaciłem za ciebie niezłą sumkę, więc bądź grzecznym chłopcem i zachowuj się! - warknął mężczyzna. Zielonooki, usłyszawszy te słowa, znieruchomiał. "Zapłacił...on za mnie zapłacił...to dlatego Vernon był zdenerwowany...'' - umysł Harry'ego był tak otępiały przez tę nową informację, że nawet nie zauważył kiedy jego "właściciel" rozsunął mu szeroko uda i ulokował się pomiędzy nimi. Dopiero czując nacisk na swoje wejście, wierzgnął rozpaczliwie, ale było już za późno. Poczuł rozdzierający ból, gdy mężczyzna wszedł w niego jednym, zdecydowanym ruchem. Słone łzy spływały po jego zaczerwienionych policzkach, a ból jaki odczuwał był gorszy od Cruciatusa Voldemorta. Czuł jak spomiędzy jego ud wypływa stróżka krwi, która nie przejęła jednak mężczyzny za nim i ten nadal pieprzył jego obolały tyłek. To było obrzydliwe. Harry czuł się brudny i upokorzony, słysząc obok swojego ucha zadowolone sapnięcia. Gdy jego oprawca skończył, dochodząc głośno w jego wnętrzu, Harry był już wrakiem. Ledwo docierał do niego fakt, że mężczyzna mówił coś do niego i gładził jego bok w imitacji czułej pieszczoty. Ciężkie ciało zwaliło się obok zielonookiego i przyciągnęło go do siebie, owijając ramię wokół jego talii. Gryfon wciąż łkał w poduszkę, modląc się w duchu, aby to wszystko okazało się jednym, wielkim koszmarem, z którego zaraz się obudzi i znajdzie się w swojej sypialni na Privet Drive. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Regularny oddech śpiącego mężczyzny wciąż owiewał mu szyję, a piekący odbyt przypominał o sobie poprzez wydobywanie cichych jęków bólu z ust nastolatka. Harry nie miał siły się ruszyć, ale wiedział, że to jego, być może jedyna szansa na ucieczkę. Upewniwszy się dokładnie, że mężczyzna jest pogrążony w głębokim śnie, uwolnił się powoli z otaczających go ramion i nadludzkim wysiłkiem podniósł się do siadu prostego. Prawie krzyknął z bólu, gdy poczuł tępy ból w swoim odbycie i jedynie silne przygryzienie wargi uratowało go przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku. Wstał i na drżących nogach podniósł swoje spodnie, by po chwili zmusić się do założenia ich, powodując tym samym jeszcze większe pieczenie w dolnych partiach swojego ciała. Chwiejąc się lekko i opierając jedną ręką o ścianę, zszedł po schodach, a następnie wyszedł z domu. Na zewnątrz powoli zapadał zmierzch. Harry nie wiedział, gdzie się znajduje, więc skierował swe kroki do parku, modląc się w duchu, by nikt go nie zauważyć, co wydawało się być mało prawdopodobnym scenariuszem. Zielonooki Gryfon nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Był brudny, naznaczony, pozbawiony jedynej rzeczy, która zawsze należała tylko do niego - swojej niewinności. Potter nie wiedział w jaki sposób dostał się między drzewa pozostając niezauważonym oraz jak to się stało, że w jednej chwili nie było tam nikogo, a w drugiej pochylała się nad nim jakaś postać. Jak przez mgłę pamiętał przeniesienie do jakiegoś domu, a następnie ciepłe ramiona Alice otaczające go i dodające otuchy. Płakał długo i głośno, drżąc na całym ciele i w tej chwili pragnąć tylko jednego - śmierci. Alice jednak nie pozwoliła mu się załamać i mimo, że gwałt śnił mu się każdej nocy, powoli stawał się radośniejszy i mniej zamyślony w ciągu dnia. Został zapoznany z jej znajomymi, ich obyczajami oraz wspaniałą muzyką, która przyniosła mu ukojenie. Wciągnął się w świat swojej nowej przyjaciółki i każdego dnia dziękował jej w myślach za to, że przygarnęła go do siebie. Tak naprawdę podczas tych wakacji znalazł szczęście w nieszczęściu, jakkolwiek ciężko jest się do tego przyznać.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz