XXXIV

319 21 0
                                    

Przenieśli się do Pokoju Życzeń i przez chwilę było tak, jakby ostatni miesiąc się nie wydarzył, jakby Seamus nie wypowiedział tych wszystkich okropnych słów, a Daniel nie nazwał go "dziwką". Dosłownie przez tę krótką, ulotną chwilę wszystko było jak dawniej. Krukon opowiadał mu różne zabawne historie, Gryfon śmiał się i spoglądał na niego tym nieśmiałym, lekko zaskoczonym wzrokiem. Całowali się i przytulali i wszystko było idealnie niewinne. A później zaczęły docierać do nich dziwne szmery zza drzwi, więc w końcu trochę zaniepokojeni i zmartwieni (przynajmniej Daniel), opuścili Pokój Życzeń.

Na korytarzu panował chaos. Wyszli akurat w momencie, w którym korytarzem przechodziła grupka Krukonów prowadzona przez ich prefekta.

Obaj spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.

- Co tu się dzieje? - mruknął Seam, delikatnie wyswobadzając swą dłoń z uścisku. Gdyby ktoś zauważył... Co by powiedziała jego matka?

Daniel rzucił mu pytające spojrzenie, ale nie skomentował jego zachowania, a jedynie pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia. - Wyglądał na mocno zmartwionego, a jego brwi zmarszczyły się. Szatyn już wiedział, że Krukon robił to, kiedy intensywnie nad czymś myślał i nie potrafił dojść do jednoznacznego wniosku. To było zaskakujące, jak szybko poznał wszystkie jego reakcje, zachowania i gesty.

- Chodź. Musimy się dowiedzieć, co się tu dzieje. - Daniel wskazał dłonią w głąb korytarza. Seam skinął głową i ruszyli w tamtym kierunku, a z każdym kolejnym krokiem Gryfon denerwował się coraz bardziej. Mijali różnych ludzi. Gdzieś przemknęła wyraźnie zdenerwowana profesor McGonagall, gdy schodzili po schodach, tu minęli jakichś przerażonych pierwszorocznych Puchonów... Nagle wszystkie korytarze, półpiętra i schody były pełne uczniów i Seamus poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Gdzieś w środku znał już odpowiedź, ale wolał nie dopuszczać jej do świadomości. Nie teraz, gdy wreszcie odzyskał Daniela i znów był szczęśliwy.

- Pani profesor! - Brunet przeskoczył kilka stopni i zastąpił drogę nauczycielce zielarstwa.

- Nie teraz, panie Stone. - Kobieta wyglądała na zdenerwowaną i wyraźnie się spieszyła. - Proszę udać się za swoim prefektem...

- Co się dzieje? Dlaczego mamy się ewakuować?

- Nie słuchał pan apelu? - Głos wyraźnie jej się trząsł, a krągła twarz przybrała trupo-blady odcień. - Sam-Wiesz-Kto nadchodzi. Musimy ewakuować wszystkich uczniów i...

- A ochotnicy? Co z ochotnikami? - zapytał szybko, w końcu schodząc jej z drogi.

- Ochotnicy... - szepnęła, na początku nie rozumiejąc, ale później jej oczy przybrały smutny wyraz. - Ochotnicy w Wielkiej Sali, panie Stone. Ale proszę się zastanowić. To poważna decyzja.

- Tak zrobię, pani profesor... - Odsunął się, pozwalając jej odejść, a samemu spojrzał w górę, gdzie u szczytu schodów wciąż stał Seamus. Przeskakując po kilka stopni, ruszył w jego stronę.

- To on, prawda? - zapytał szatyn, gdy tylko Daniel stanął przed nim. - To Sam-Wiesz-Kto?

- Tak. - Spojrzał na niego ciężko. - Seam, posłuchaj mnie teraz, ok? Znajdź prefekta swojego domu, albo... nie, inaczej. Spytaj kogoś o wyjście awaryjne i idź tam z innymi, dobrze? - Był zdenerwowany, gdy to mówił, a dłonie zaciskał w pięści, byleby powstrzymać się przed dotknięciem go.

Gryfon zmarszczył brwi, zdenerwowany. Nie podobał mu się ten plan. Głównie dlatego, że nie było w nim Daniela, a poza tym... chyba chciał zostać.

- A ty? - zapytał szybko.

- Ja zostanę. Idź już, Seam. Naprawdę nie mamy czasu. Spotkamy się, jak będzie już po wszystkim.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz