V

219 19 0
                                    

- Co z nim zrobiłeś?

- Zabiłem go.

Oczywiście to był jedynie przypadek, że Draco przechodził koło klasy Obrony Przed Czarną Magią akurat wtedy, gdy lekcja Pottera z siódmym rocznikiem dobiegła końca. Mylne byłoby stwierdzenie, że pamiętał o pogawędkach Perkinsa (wciąż krew mu wrzała na myśl o tym gówniarzu) z Harrym po lekcjach. Oczywistym jest, że nie pamiętał o takich nieistotnych szczegółach i nie przechodził tamtędy właśnie z tego powodu. Nie. Absolutnie nie.

Drzwi od sali były otwarte, a on wślizgnął się wewnątrz, niezauważony przez dwie postaci wciąż znajdujące się w środku. Jego oczy wypełniły się chłodem, gdy ujrzał Pottera i tego bezczelnego Ślizgona pochylającego się razem nad czymś znajdującym się na biurku. Ich ramiona stykały się i Gryfon pewnie nawet nie zwrócił na to uwagi, mówiąc o czymś z wyraźnym przejęciem, ale Draco wiedział, że nie był to przypadek. Ten bachor chciał go bezczelnie uwieść i Malfoy zacisnął pięści, powstrzymując odruch wyciągnięcia różdżki i przeklęcia gówniarza.

- Przeszkadzam? - zapytał, a drwiący uśmieszek zadrgał na jego ustach, gdy ujrzał ich zaskoczone miny. Potter wyglądał na zdezorientowanego jego obecnością, ale nie na niezadowolonego, natomiast Perkins... On patrzył na niego z prawdziwą żądzą mordu.

- Draco? Co tutaj robisz?

- Pomyślałem, że moglibyśmy polatać.

- Polatać?

- Jest wyjątkowo ładna pogoda i dawno tego nie robiłem. - Wzruszył ramionami. - Poza tym z przykrością muszę stwierdzić, że jesteś najbardziej wymagającym przeciwnikiem.

Gryfon wyszczerzył zęby w dumnym uśmiechu, chyba zapominając o swoim uczniu, który przybrał całkowicie nieszczerą, nieszczęśliwą minę.

- Ale profesorze... - mruknął, a kąciki jego ust opadły. - Mieliśmy zacząć naukę Zaklęcia Patronusa.

- Och. No tak. - Harry podrapał się po głowie, bezradnie patrząc wpierw na swojego ucznia, a później na Malfoya.

- Chyba nie będę...

- Jestem pewien, że ty i pan Perkins możecie zacząć po kolejnych zajęciach, prawda panie Perkins? - Jego szare oczy zmrużyły się i miał nadzieję, że bachor zrozumiał aluzję.

Siedemnastolatek zacisnął zęby i wycedził:

- Oczywiście, panie profesorze.

- Obiecuję, że następnym razem zabierzemy się za to. Tymczasem powinieneś przeczytać tę książkę. - Wyciągnął ze swojej torby średniej grubości księgę. - To naprawdę świetna pozycja.

Nastolatek skinął głową, biorąc wspomnianą książkę i nie przez przypadek dotykając dłonią, dłoni nauczyciela.

Harry obrzucił swojego ucznia zaskoczonym spojrzeniem, zapewne nadal niczego nie rozumiejąc, a Draco wciąż stał sztywno w progu, zaciskając dłonie w pięści.

- Do zobaczenia, profesorze. - Perkins uśmiechnął się szeroko i odwróciwszy się, opuścił pomieszczenie, po drodze skinąwszy Malfoyowi głową, co było bardziej ironiczne, niż pełne szacunku.

- Na razie, Jack! - Potter krzyknął jeszcze za nim, a następnie obrócił się i zaczął zbierać swoje notatki. Odwrócił się na chwilę do Ślizgona, posyłając mu nieodgadnione spojrzenie. - Zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.

- Jak już mówiłem - nie miałem wyjścia. Jesteś lepszym wyborem niż McGonagall, albo Longbottom. Ale nie spoczywaj na laurach, Potter. I tak cię pokonam.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz