IV

297 23 2
                                    

Od pamiętnych wydarzeń, które rozegrały się w jego klasie, minęły dwa tygodnie. W tym czasie Perkins wrócił na jego zajęcia (Minus trzydzieści pięć punktów, panie Perkins), a rytm szkolny toczył się dalej swoim niezachwianym ciągiem. Potter już go nie odwiedził w jego komnatach, a on nie odważył się iść do niego z wizytą, ponieważ wciąż nie wiedział na czym tak naprawdę stanęła ich relacja. Gdy widywali się na posiłkach, bądź na korytarzach, Potter uśmiechał się do niego szeroko, czasem zamieniając z nim kilka zdań, albo opowiadając kiepskie kawały. Draco często obserwował go, siedząc tuż obok w Wielkiej Sali lub dostrzegając jego rozczochraną czuprynę w gąszczu innych, mniej interesujących głów i wzdychał do niego z daleka niczym nieśmiała, rumieniąca się nastolatka. Nigdy nie narzekał na brak pewności siebie (miał jej aż za dużo czasami), ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Wciąż miał w głowie wydarzenia sprzed pięciu lat i to, jak bardzo skrzywdził Gryfona. Koszmary, które wciąż go nawiedzały, wcale nie pomagały w wyzbyciu się poczucia winy. Dusiły go, rozprzestrzeniały się w jego umyśle niczym oślizgłe wici obcej magii i Draco wiedział, że zanim pozwoli sobie na jakikolwiek krok w stronę Harry'ego, będzie musiał wpierw pokonać swoje własne demony. Stało przed nim najcięższe zadanie. Jeśli chciał przebaczenia Pottera, musiał najpierw przebaczyć samemu sobie.

- Tak, dokładnie o to chodziło. Wcale nie jest aż tak skomplikowane, prawda? Musisz tylko przeczytać rozdział drugi i jestem pewien, że wszystko stanie się dla ciebie jasne.

- Dziękuję, profesorze.

Draco spojrzał na swoją uczennicę. Była pierwszoroczniakiem, miała zaledwie jedenaście lat i mieli jak na razie tylko kilka zajęć, ale darzył ją swego rodzaju sympatią. Nie bała się podejść i zapytać, gdy czegoś nie rozumiała i szanował to.

- Nie ma za co, panno Bright. Zmykaj na obiad.

- Jednak nie taki straszny, co?

Uniósł powoli głowę znad swoich materiałów i zerknął na otwarte drzwi. W przejściu, oparty o ścianę, z założonymi na klatce piersiowej ramionami, stał szczerzący się Potter. Draco wykrzywił wargi w typowym dla siebie uśmiechu i zapytał:

- Szukasz czegoś, Potter?

- Dzień dobry, profesorze Potter. - Dziewczynka posłała nieśmiały uśmiech swojemu nauczycielowi obrony przed czarną magią. - Do widzenia, profesorze Malfoy.

- Cześć, Hope. - Gryfon wyszczerzył się, puszczając oczko uczennicy, która opuściła pomieszczenie cała zarumieniona.

- Mówisz po imieniu do swoich uczniów. - To nie było pytanie.

- Jasne. - Brunet wzruszył ramionami. - Do niektórych.

Draco wywrócił oczami.

- Mogłem się tego spodziewać. Kompletny brak profesjonalizmu. - Spojrzał na swoje notatki i zaczął powoli składać wszystko i pakować do teczki. To była jego ostatnia lekcja. - Co tutaj robisz?

- Nie wiem. - Potter podrapał się po głowie, wyglądając na dziwnie zakłopotanego.

- Nie wiesz? - Uniósł jedną brew w typowym dla siebie geście.

- To był impuls. - Czy on się właśnie zarumienił? Draco zmrużył swoje szare, zimne oczy. - Pomyślałem, że możemy coś zjeść.

- W porządku. - Nie chciał naciskać, ani śmiać się z jego zakłopotania, jak zrobiłby to kiedyś. Potter sam do niego przychodził, a on nie zamierzał narzekać, ani tym bardziej go od siebie odpychać. - Daj mi chwilę na uporządkowanie wszystkiego i możemy iść do Wielkiej Sali.

- W zasadzie... - Czerwień na policzkach pogłębiła się - ...nie bardzo mam ochotę na jedzenie w Wielkiej Sali.

Na twarzy Ślizgona nie pojawiło się żadne drgnięcie.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz