XVII

354 21 0
                                    

Tego dnia Harry obudził się z przekonaniem, że musi znaleźć Dracona Malfoya i mu podziękować. Bez względu na to, jakie pobudki kierowały chłopakiem, gdy przekazywał mu informacje, zasłużył na to. Niestety, ta sprawa nie obeszła się bez echa w umyśle Gryfona. Po raz kolejny zaczął mieć wątpliwości, co sprawiło, iż w chwili, gdy schodził na śniadanie wraz z Deanem i Ginny, jego głowa pulsowała tępym bólem. Z rozdrażnieniem potarł się po jej tyle i z krzywą miną usiadł na swoim stałym miejscu przy stole Gryffindoru.

- Coś się stało?

Głos Ginny dotarł do jego otępiałego umysłu z dużym opóźnieniem, co wywołało grymas niezadowolenia na jego twarzy.

- Głowa mnie trochę boli - mruknął.

- Może idź do pani Pomfrey?

- Nie. - Posłał rudowłosej szeroki, całkowicie wymuszony uśmiech. - Zaraz pewnie samo przejdzie.

Dziewczyna patrzyła na niego jeszcze chwilę, póki nie pochyliła się nad stołem, zabierając się za czytanie nowego numeru Żonglera.

Brunet siedział na ławce jeszcze jakiś czas, tak naprawdę nie mając zbytniej ochoty na jakiekolwiek jedzenie, aż w końcu wypił resztki soku dyniowego i wstał, chcąc udać się na podwójne Eliksiry.

- Poczekaj, pójdę z tobą.

Uśmiechnął się w duchu, widząc wstającego Deana. Naprawdę polubił ich wspólnie spędzany czas. Thomas już miał odejść od stołu, gdy Ginny złapała go za nadgarstek.

- Już idziesz?

- Yhym... pójdę z Harrym, odprowadzę go na Eliksiry. - Rzucił mu szybkie spojrzenie. - Wiesz, źle się czuje i w ogóle...

- Jasne. - Dziewczyna uśmiechnęła się trochę krzywo i puściła go. Była zaniepokojona zachowaniem swojego chłopaka, choć sama nie wiedziała dlaczego.

Tymczasem Dean posłał mu zakłopotany uśmiech.

- Idziemy?

Skinął głową i ruszył w stronę wyjścia. Obrzucił stół Ślizgonów uważnym spojrzeniem, ale niestety nie ujrzał tam znajomej czupryny. Westchnął.

- Nie musiałeś ze mną iść. Ginny wydawała się... trochę tym przygnębiona. Ostatnio chyba nie mieliście zbyt wiele czasu dla siebie, prawda?

Gryfon wzruszył ramionami.

- Czasami trzeba od siebie odpocząć... - mruknął.

Harry nie skomentował tego. Nie miał za bardzo doświadczenia, ponieważ jego związek z Draco trwał zaledwie kilka dni, więc wolał się nie wypowiadać.

Milczeli, obaj skupieni na swoich własnych myślach, choć cisza panująca między nimi w ogóle im nie przeszkadzała. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, tak po prostu. Gdy znaleźli się w lochach, Potter zdał sobie sprawę, że Dean odprowadził go niemal pod samą salę... jak swojego chłopaka. Poczerwieniał, czując się całkowicie głupio z powodu swoich śmiesznych myśli.

- Um... nie spóźnisz się na Runy? Z tego co wiem, sala znajduje się się w drugim końcu zamku.

- Spokojnie, zdążę. Jak się czujesz?

- Jest ok... - Zauważył minę chłopaka i westchnął. - Dobra, żadnej poprawy, ale dam radę...

- Zawsze możesz iść do pani Pomfrey...

- Ta... i Snape mnie zabije. - Uśmiechnął się krzywo. - Wolę już ból głowy.

- Jak chcesz. - Dean wzruszył ramionami, kątem oka zauważając grupę Ślizgonów. - Uciekam. Widzimy się tam gdzie zwykle. Powodzenia.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz