XX

330 17 0
                                    

Jeśli myślał, że to jedno kichnięcie było niczym to następnego dnia boleśnie przekonał się, jak bardzo się mylił. Czuł się tak, jakby przejechał po nim czołg. Jego głowa pulsowała tępym bólem, a całe ciało było opadnięte z sił, przez co nie bardzo mógł się poruszać. Nie wspominając już o nieprzyjemnie drapiącym gardle i katarze. Otworzył oczy i leżał tak chwilę, nim spróbował się podnieść. Nadaremnie. Westchnął i zachrypiał:

- Dean...?

Nie wiedział, która była godzina, ale miał nadzieję, że jego przyjaciel już się obudził. Wiedział, że gdyby godzina była późniejsza, chłopak obudziłby go. Ostatnio mieli taką niepisaną zasadę, że budzili się wzajemnie, gdy jeden z nich zaspał.

- Dean! - spróbował raz jeszcze.

Chwila ciszy, a następnie jakieś poruszenie na drugim łóżku.

- Harry...?

Potter chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo kichnął potężnie, co skutecznie mu to uniemożliwiło. Przymknął oczy i wyczarował sobie opakowanie chusteczek. Wiedział, że na tym jednym dziś się nie skończy. Do jego otępiałego umysłu dotarł dźwięk kroków, więc szybko wyciągnął jedną z chusteczek i wytarł się. Uniósł powoli ociężałe powieki i ujrzał Deana stojącego przy jego łóżku, który wpatrywał się w niego ze zmartwieniem.

- Wyglądasz strasznie - skomentował, a Harry nie potrafił się powstrzymać od delikatnego grymasu.

- Dzięki - powiedział z przekąsem. - Właśnie to chciałem usłyszeć.

Thomas wyszczerzył się tylko i bezceremonialnie usiadł na jego łóżku, od razu sięgając do jego włosów. I choć Potterowi wydało się to trochę dziwne, nie skomentował tego.

- Ale się urządziłeś... - mruknął.

Brunet wywrócił oczami.

- Jakbym tego nie wiedział... - powiedział, a następnie kichnął. Jego nos był cały czerwony, a oczy załzawione.

Dean stwierdził w myślach, że Potter wyglądał uroczo. Szybko jednak zganił się w duchu i przywołał Zgredka. Chciał zaopiekować się przyjacielem.

Skrzat pojawił się z głośnym pyknięciem, a jego duże oczy stały się jeszcze większe, gdy ujrzał chorego Gryfona.

- Harry Potter chory! - zapiszczał.

- Tak, Zgredku - odpowiedział Thomas. - Mógłbyś przynieść Harry'emu gorącej herbaty?

- Tak jest, sir!

Chłopak uśmiechnął się lekko i zwrócił swój wzrok na przyjaciela, który naprawdę fatalnie wyglądał. Zrobił zmartwioną minę.

- Iść po panią Pomfrey?

Energicznie pokręcił głową.

- Czemu?

- Samo przejdzie. - Wzruszenie ramion.

- Harry... nic samo nie przechodzi... - mruknął. - Ale skoro nie chcesz to wypróbujemy mugolski sposób. Mama nigdy nie ufa tym dziwnym miksturom magicznym, jak ona to mówi, więc zawsze daje mi mugolskie leki na drogę... - Westchnął ze znużeniem. - Może wreszcie na coś się przydadzą. - Wstał i podszedł do swoich rzeczy. Otworzył kufer, z którego wysypała się kupa książek i kałamarzy, ale zignorował je i począł przerzucać wszystko w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. W tym samym czasie Zgredek wrócił z gorącą herbatą, którą postawił na szafce nocnej, odganiając tym samym Silvera, co ten skwitował głośnym syknięciem.

- Coś jeszcze przynieść dla Harry Potter, sir?

- Nie, dziękuję Zgredku. - Harry uśmiechnął się i z trudem uniósł się do siadu. Wszystko go bolało!

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz