VII

226 18 0
                                    

- Myślisz, że kiedyś ci wybaczy?

Mężczyzna roześmiał się, ale był to gorzki i smutny śmiech.

- Na pewno. Ale nigdy nie przestanie się mnie bać.

Draco nawet nie spostrzegł, kiedy minęły trzy miesiące jego pracy w Hogwarcie, a grudzień przywitał ich pierwszymi opadami śniegu w tym roku szkolnym. Czas zdawał się biec w zastraszającym tempie, a przyjaźń, o ile tak mógł to nazwać, z Potterem zacieśniała się coraz bardziej, ich prywatne spotkania i rozmowy były niemal codziennością. Nigdy więcej nie wspominali o wieczorze z elfim winem, które skończyło się dla nich nieporozumieniem i ucieczką Pottera, bo ten, dzień później zachowywał się całkiem zwyczajnie i ewidentnym było, że nie chce na ten temat rozmawiać. Draco oczywiście nie był zachwycony jego postawą, wyczuwając pomiędzy nimi ścianę pełną niedomówień, kłamstw i wszechogarniającego żalu, ale nie naciskał. Postanowił pozwolić wszystkiemu rozwijać się w swoim własnym, naturalnym tempie i z każdym kolejnym dniem spędzonym z Gryfonem, jego nadzieja na coś więcej niż nieokreśloną przyjaźń, wzrastała.

To pamiętne wydarzenie zapewne byłoby jednym, które aż tak zapadło mu w pamięci, gdyby nie ostatni dzień listopada, w którym to po raz kolejny został zmuszony do powstrzymania swoich morderczych zapędów.

Tego dnia Draco postanowił zostać w komnatach. Wyciągnął książkę o eliksirach (jedną z wielu ze swojego pokaźnego zbioru), rozsiadł się wygodnie na fotelu i pogrążył w lekturze. Obiecał sobie, że tym razem nie będzie myślał o Potterze, skupi swe myśli na innych przyjemnościach i z pewnością nie pójdzie na spacer po zamku, żeby znów przypadkiem nie znaleźć się pod klasą Gryfona, jak to ostatnio miał w zwyczaju. I wcale nie chodziło o to, że odbywały się tam jego dodatkowe lekcje z Perkinsem, które doprowadzały Malfoya do szału i sprawiały, że od pięciu minut wpatrywał się w jedną stronę, w ogóle nie przyswajając treści. Zacisnął jednak zęby i z zacięciem przerzucił kartkę, omal jej przy tym nie rwąc. Obiecał sobie i się nie złamie. Nie będzie myślał o Potterze. Żadnego Pottera i jego czarnych, roztrzepanych włosów i ogromnych, szmaragdowych oczu.

Nagłe walenie w drzwi zaskoczyło go na tyle, że drgnął gwałtownie, a książką wysunęła mu się z dłoni, spadając na podłogę i zamykając się z głuchym odgłosem. Draco psyknął między zębami, podniósł tom i położywszy go na stoliku, podszedł do drzwi. Osoba po drugiej stronie musiała być bardzo rozemocjonowana, bo uderzenia były gwałtowne i nieregularne. Ślizgon zmarszczył brwi, nie wiedząc tak naprawdę, kogo się spodziewać. Jedyną osobą, która go odwiedzała, był Potter, ale on znajdował się teraz na dodatkowych zajęciach z tym nieznośnym gówniarzem i...

Jego rozmyślenia zostały przerwane, gdy otworzył drzwi, a szarym oczom ukazał się obiekt jego myśli - czerwony na twarzy, z emocjami, które wręcz od niego emanowały - strach, zażenowanie, szok, niezrozumienie.

- Potter? - mruknął, udając, że nie widzi jego oczywistego stanu. - Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś douczać szatańskich Ślizgonów?

- Potrzebuję whisky. Teraz.

Krzywy uśmieszek pojawił się na wargach Ślizgona, choć był zaskoczony odpowiedzią Gryfona.

- Bredzisz. Potrzebujesz usiąść, uspokoić się i powiedzieć mi, co ci się stało. I może jeszcze tych twoich pomyj zwanych przez ciebie gorącą czekoladą. - Myślał, że uda mu się sprowokować mężczyznę, ale ten nawet nie zwrócił uwagi na jego słowa. Na drżących nogach wszedł do jego komnat i niemal automatycznie opadł na kanapę, wbijając nieprzytomny wzrok w podłogę.

Ślizgon wywrócił oczami, ale nie skomentował jego zachowania. Zawołał Zgredka i w przeciągu dwóch minut Potter obejmował dłońmi kubek gorącej czekolady, choć na jego twarzy nie gościło zadowolenie.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz