XIV

403 25 2
                                    

- Bardzo dobrze, panie Potter. Pięć punktów dla Gryffindoru.

Harry uśmiechnął się jednym kącikiem ust, patrząc na swoje odbicie, gdzie mrugały do niego duże, niebieskie oczy.

Całkiem nieźle wyglądam - pomyślał i odłożył lusterko. Na dzisiejszej lekcji musieli zmienić kolor swoich tęczówek. On oczywiście nie miał z tym problemu, ponieważ jego magia miała nieograniczony zakres, więc nic dziwnego, że poradził sobie z tym niezwykle szybko.

Rozsiadł się bardziej na krześle i spojrzał w okno. Miał trochę czasu, aby pomyśleć. Minęły dwa dni. Dwa, nieprzerwanie wlokące się, długie dni od kiedy Draco pojechał odwiedzić swoją schorowaną matkę. A przynajmniej tak twierdził. Tylko, że Harry nie był głupi. Nie potrafił uwierzyć w tak marną wymówkę i ciągle zastanawiał się, gdzie zniknął jego chłopak. Niestety, myślenie o tym nie pomagało. Do głowy nie przychodziło mu nic wiarygodnego, a mózg przywoływał coraz to czarniejsze scenariusze.

Co jeśli Voldemort nakłonił Narcyzę Malfoy do wezwania swojego syna, a teraz go torturuje, wiedząc, co łączy go z Harrym?

Pokręcił głową. To było niedorzeczne.

Poza tym Draco nie nabrałby się na coś takiego...

Prawda?

Był przygnębiony. Zbyt dużo czasu sprawiło, iż jego myśli wybiegły zdecydowanie dalej, niż tego pragnął. Najróżniejsze scenariusze przewijały się przez jego głowę, a każdy z nich był gorszy od poprzedniego. Nie mógł już tego znieść. Musiał w jakiś sposób się odizolować. Gdy tylko lekcje się skończyły, pędem ruszył w stronę "swojej" sali. Wpadł do środka, a kurz zawirował wokół niego, przez co zaczął kasłać i dopiero po kilku chwilach, uspokoił się. Irytujące w tym miejscu było to, iż bez względu na to, jak często by tu nie sprzątał, następnego dnia było tak samo brudno. Przypuszczał, że ktoś kiedyś przeklął tę salę i dlatego lekcje przestały się w niej odbywać. Zamrugał, czując mokrość w oczach spowodowaną nagłym, suchym kaszlem. Machnął dłonią, a kurz po raz kolejny wyparował. Usiadł na jednym z krzeseł i wyciągnął dłoń, w której pojawiła się czarna gitara elektryczna. Potrzebował czegoś mocnego. Wyciszył pomieszczenie i już miał zabrać się za granie, gdy do jego uszu dobiegł odgłos otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Ścisnął mocniej gitarę.

- Pansy mówiła, że o mnie pytałeś.

Harry miał ochotę odetchnąć z ulgą. Przez chwilę. Potem jego puls przyśpieszył, a on sam wstał gwałtownie, przewracając krzesło i upuszczając gitarę, którą zajmie się później i wściekle spojrzał na stojącego przed nim blondyna, na którego twarzy widniała zwyczajna maska. Nienawidził jej.

- To dziwne, że pytałem o swojego chłopaka, który zapomniał mnie poinformować, że wyjeżdża?! - syknął. Nie potrafił przeboleć tych dwóch dni, w ciągu których nie mógł znaleźć sobie miejsca, ciągle rozmyślając o tym, czy Draco wciąż żyje i ma się dobrze. A ten dupek stał sobie przed nim i wyglądał tak, jakby nic się nie stało. Zupełnie.

Kurwa, był taki wściekły!

- Nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz - powiedział lodowato Malfoy.

Potter zacisnął dłonie w pięści, rozluźnił, a następnie powtórzył ten gest jeszcze dwa razy, nim pozwolił sobie na głośne westchnięcie. Musiał się uspokoić. W tym momencie najważniejsza była rozmowa. W miarę spokojna rozmowa. Nie pomagała jednak świadomość, że tak naprawdę tylko on brał to na poważnie.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że wyjeżdżasz?

Miał wrażenie, że po tym pytaniu cała wściekłość wyparowała z niego od tak, jak za pstryknięciem palców. W pewien sposób poczuł się bezsilny, widząc niewzruszoną minę chłopaka. Czy on nie mógł po prostu zrozumieć, że Harry się martwił?

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz