IV

642 40 4
                                    

Ostatnie dni były dla Harry'ego niczym zły sen. Sam już nie wiedział, kiedy w jego życiu wszystko się zmieniło. To nastąpiło tak szybko, że nie był już w stanie przypomnieć sobie tego momentu. Wiedział tylko, że stracił wszystko. Dosłownie. Ludzie znów się od niego odsunęli, ale to nie było to samo, co na jego drugim lub piątym roku. Teraz wszystko wyglądało inaczej, bo nie miał przy sobie swoich starych przyjaciół. A może tak naprawdę nigdy nimi nie byli..

Ron i Hermiona zostawili go, gdy tylko dowiedzieli się, że jest gejem. Potter nie spodziewał się takiej reakcji z ich strony. To okazało się dla niego większym zaskoczeniem, niż fakt, iż w świecie czarodziejów, homoseksualizm był postrzegany jako zło, stawiane prawie na równi z Voldemortem. To było zatrważające, ale Harry nie potrafił o tym myśleć. Bardziej przerażało go to, że nawet Gryfonka pochodząca ze świata mugoli, opuściła go. Jedynym jego pocieszeniem były rozmowy z Alice. Dzięki temu czuł, że ktoś się nim interesuje. Zresztą kilka osób z Gryffindoru stanęło po "jego stronie". Ku jego zdumieniu, Ginny była jedną z tych osób. Rudowłosa zaskoczyła go, gdy podeszła do niego wieczorem i przytuliła mocno, mówiąc mu, że wcale nie uważa go za kogoś gorszego z powodu jego orientacji. Zielonooki był tak zdumiony, że nawet się nie odezwał, gdy dziewczyna zniknęła w swoim dormitorium. Neville i Dean również okazali się wyrozumiali. Harry cieszył się, że miał przynajmniej ich i mógł z nimi czasem porozmawiać. Seamus natomiast zaczął udawać homofoba i postanowił wyprowadzić się wraz z Ronem z dormitorium. Został przydzielony im osobny pokój, który był przeznaczony dla prefekta, z którego rudowłosy wcześniej zrezygnował, chcąc być w tym samym dormitorium, co zielonooki. Co za paradoks...

Harry szedł właśnie na jedną ze swoich tak zwanych lekcji oklumencji. Bał się trochę reakcji Snape'a na najnowsze wieści, ale postanowił iść na żywioł. Wiedział, że niektórzy nauczyciele patrzyli na niego krzywo, choć starali się być profesjonalistami. Brunet skrzywił się lekko i zapukał dwa razy w dębowe drzwi. Czekał chwilę, dopóki te nie otworzyły się, a na progu stanął Mistrz Eliksirów z typowym dla siebie, krzywym uśmieszkiem.
- Panie Potter. - mruknął i wpuścił Gryfona do środka. - Lekcje oklumencji...cóż za wyszukany pomysł.
- Miałeś lepszy? - zapytał i usiadł na krześle, znajdującym się przy biurku.
- Nie jesteśmy na ty, Potter! - syknął. - Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Harry skrzywił się tylko, ale nic nie powiedział. Mężczyzna westchnął ciężko i zasiadł za biurkiem, patrząc uważnie na siedzącego przed nim, Gryfona.
- Więc jaki jest twój plan, Potter?
- Nie, nie, na to przyjdzie jeszcze czas... Zacznijmy od czegoś innego. - Snape zmarszczył brwi. - Słyszał pan kiedyś o magii umysłu?
Starszy czarodziej uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
- Ależ oczywiście. Zwykłe bajeczki dla głupich bachorów.
Harry zaśmiał się krótko i pokręcił przecząco głową. Takiej reakcji właśnie się spodziewał.
- A wie pan dokładnie, o co chodziło w tych bajeczkach?
Severus potarł swoimi długimi, bladymi palcami, nasadę nosa i mruknął w zamyśleniu:
- Według legend, w czasach, gdy żył Merlin istniała tak zwana, magia umysłu. Jej moc była nieograniczona i można było dzięki niej stworzyć wszystko. Czarodziejom żyło się dostatnie i bezproblemowo. Dopiero gdy Merlin umarł, a ludzie poczęli tworzyć pierwsze różdżki, magia umysłu zaczęła zanikać, aż znikła na zawsze. Aż do teraz, nie pojawił się nikt, kto odkryłby prawdziwą potęgę czarodziejskiej mocy. - mężczyzna skończył i posłał swojemu uczniowi zirytowane spojrzenie. - To jakieś głupoty, panie Potter. Nic wartego słuchania.
- Skądże, profesorze. To wszystko prawda. - Harry uśmiechnął się słodko i gdyby spojrzenia jego nauczyciela mogły zabijać, już byłby martwy.
- Bredzisz.
Gryfon nie skomentował. Wyciągnął jedną z dłoni i położył ją na biurku, wewnętrzną stroną ku górze. Skupił swój umysł i przymknął lekko powieki. Po chwili, na jego brzoskwiniowej skórze dało się zauważyć delikatne światełko, które zwiększało się z każdą kolejną, sekundą. Postrach Hogwartu patrzył na to z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego. Zanim się spostrzegł, na ręce jego ucznia było widać złotą, małą kulę, z której wydobywało się niesamowicie jasne, światło.
- Co to jest? - wykrztusił.
- Moja magia. - Harry uśmiechnął się szeroko, widząc jakie wrażenie zrobił na swoim profesorze i zacisnął dłoń w pięść, kończąc przepływ energii.
- To było...niesamowite.
- Taak...a to był tylko pokaz. Ten rodzaj magii ma naprawdę niesamowity zasięg możliwości. Czy za pomocą różdżki lub magii bezróżdżkowej, jest pan w stanie ukazać materialnie swą moc?
Mężczyzna pokręcił głową, wciąż będąc w głębokim szoku. To było nadzwyczajne! Miliony możliwości! Merlinie...i odkrył to ten dzieciak, Gryfon, który swoją bezczelnością i impertynencją niemal dorównywał Blackowi. Severus spojrzał uważnie na bruneta, który uśmiechał się teraz szeroko, a jego szmaragdowe oczy błyszczały wesoło.
"Zaskakujące, jak wiele mocy może zmieścić się w tak drobnym ciele" - pomyślał z roztargnieniem i przywołał swoją zimną maskę.
- Jak to okryłeś?
Harry wzruszył ramionami, z żalem patrząc na ziemistą twarz mężczyzny, która znów była chłodna i pusta. Zielonooki przez chwilę miał okazję obserwować emocje, które się na niej malowały i musiał przyznać, że był to naprawdę fascynujący widok. To był drugi raz, gdy widział jak Snape zrzuca swoją barierę w postaci bezuczuciowej maski.
- Przez przypadek. - mruknął, a jedna z brwi starszego czarodzieja, powędrowała ku górze. Harry pokręcił tylko głową i wstał, spoglądając na mężczyznę przed sobą spod przymrużonych powiek.
- Skoro dowiedział się pan już wszystkiego, to ja wychodzę. - uśmiechnął się lekko, widząc żyłkę pulsującą na skroni Snape'a.
- Potter! - syknął. - Niczego się nie dowiedziałem! Nie powiedziałeś mi, jaki masz plan!
- Jak już mówiłem: na to przyjdzie jeszcze czas. Chciałbym, żeby nauczył się pan magii umysłu. Tym zajmiemy się następnym razem, bo dzisiaj nie ma sensu nic zaczynać. - mruknął i ruszył w stronę drzwi. Był zmęczony.
Mistrz Eliksirów przymknął oczy, żeby choć trochę się uspokoić i spojrzał na dzieciaka, który wciąż znajdował się w pomieszczeniu. Merlinie, jak on nie znosił tego bachora!
- Czekasz na coś? - warknął.
- Chciałem tylko powiedzieć: dobranoc. - brunet uśmiechnął się słodko i opuścił pośpiesznie pomieszczenie, słysząc za sobą głośne przekleństwo. Jakoś nie obawiał się już Snape'a. Ba! On nawet polubił denerwowanie tego mężczyzny. To było dziwne, ale dzięki temu Potter czuł się dobrze. To tak, jakby wszystko wokół niego się zmieniło (włącznie z nim), a Postrach Hogwartu pozostał taki jak zawsze. Zły, sarkastyczny i wciąż denerwujący się na zielonookiego.
To było dobre. Mimo wszystko.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz