XI

257 19 0
                                    

Dwa lata wcześniej

Harry nie pamiętał, kiedy ostatni raz wracał do domu wcześniej, niż przed północą. Już niemal dwa lata ciągnęła się sprawa poszukiwań niedobitków - Śmierciożerców rozproszonych po całym świecie, i za każdym razem, gdy myśleli, że to już ostatni, pojawiał się ktoś nowy, o kim nie wiedzieli wcześniej. Zaczynał mieć tego dość.

Jego ciężki oddech brzmiał zaskakująco złowieszczo, gdy przemierzał ciemne uliczki Londynu. O tej porze mieszkańcy miasta zazwyczaj bawili się w pobliskich klubach, ale noc była zimna i mroźna, więc większość zapewne postanowiła zostać w ciepłych, bezpiecznych domach.

Mógł skorzystać z teleportacji, ale czuł, że przy jego stanie kompletnego wyczerpania, gdy oczy przymykały mu się ze zmęczenia, nie było to najlepszym pomysłem. Wobec tego postanowił wybrać spacer, który miał go rozbudzić.

Skulił ramiona, wbijając dłonie w kieszenie płaszcza i zaklął siarczyście, gdy poczuł uderzenie mroźnego podmuchu wiatru. W tym momencie czuł się całkowicie rozbudzony.

Jakiś ruch przykuł jego uwagę. Jego oczy od razu zmrużyły się, czujnie obserwując otoczenie, a ramiona spięły automatycznie. Kojarzył to miejsce, dobrze wiedząc, że w pobliżu znajdował się klub gejowski, do którego nigdy nie miał odwagi wstąpić. Powoli ruszył przed siebie, a z każdym kolejnym krokiem dostrzegał coraz wyraźniej ciemną postać leżącą pod ścianą jednego z budynków. Nie wyczuwał żadnego zagrożenia, więc zbliżył się do nieznajomego, dopiero po chwili dostrzegając, że ten jest nieprzytomny.

- Przepraszam - powiedział głośno, łapiąc ramię, jak zdążył już zauważyć, mężczyzny, i potrząsnął nim. W ciemnościach niezbyt wyraźnie dostrzegał jego twarz, więc wyciągnął różdżkę i wymamrotał ciche "Lumos". Był bardziej niż zaskoczony, gdy dostrzegł znajomą postać. Nie widzieli się od... zakończenia roku szkolnego i Harry jakoś tego nie żałował, ale gdy widział jego żałośnie skuloną sylwetkę, czuł wewnętrzny przymus, by mu pomóc.

- Seamus... - burknął, klepiąc go po policzku. Gdy nie dostrzegł żadnej reakcji, westchnął cicho i uderzył znacznie mocniej. Dźwięk, który powstał na skutek uderzenia wydał mu się znaczniej głośniejszy, niż się tego spodziewał. Skrzywił się.

Finnigan jęknął i poruszył się. Jego powieki powoli się uniosły, a gdy źrenice spotkały się ze światłem bijącym z różdżki Gryfona, jęknął raz jeszcze.

- P-potter... - wymamrotał. - Co ty t-tu...?

Gdy Harry poczuł alkoholowy oddech drugiego mężczyzny, jego twarz ściągnęła się z niesmaku. Nie mógł jednak tak go zostawić, więc westchnął jedynie i złapał go za ramiona, starając się go podnieść. Nie było to najłatwiejszym zadaniem, ponieważ Finnigan zdawał się stracić całkowitą kontrolę nad swoim ciałem.

Harry stęknął cicho, obejmując go w pasie.

- No dalej... - burknął, zarzucając sobie jego ramię na swoje barki. - Zabierzemy cię do mnie. To niedaleko.

Miał wrażenie, że czeka go naprawdę ciężka noc.

Gdy Draco obudził się następnego dnia, Harry jeszcze spał. W nocy przekręcił się na drugi bok, wtulając się plecami w jego klatkę piersiową i mocno ściskając jego rękę, która pozostała przerzucona przez jego bok. Ślizgon nie zamierzał go budzić, wykorzystując ten czas na obserwacje. Podparł głowę na wolnej dłoni i starając się nie poruszać zbyt gwałtownie, odsunął biodra od drugiego, gorącego ciała. W głowie wciąż obijała mu się myśl o rozmowie, która z pewnością powinna odbyć się wczoraj, ale jak zwykle wyszło inaczej. Odkąd pamiętał, ich kłótnie zazwyczaj kończyły się w łóżku, a nie rozmową o problemach. Wczoraj było tak samo i Draco naprawdę chciałby czuć się z tego powodu gorzej, ale nie potrafił. Trzymanie w objęciach Pottera było zdecydowanie lepsze od wyrzutów i gorzkich słów, które z pewnością by padły i zapewne jeszcze dziś padną. Nie chciał uciekać przed rozmową, ale... tak było łatwiej. I przyjemniej. Dziś jednak chciał raz na zawsze zamknąć (a przynajmniej spróbować) rozdział związany z ich przeszłością.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz