XI cz.II

473 29 15
                                    

Harry czuł się wspaniale. Idąc ulicami Londynu, wciąż podśpiewywał niektóre piosenki Metallici, a Alice z zadowoleniem mu wtórowała. Po wspaniałym koncercie, Phil zaproponował, żeby wskoczyć jeszcze do jakiegoś pubu i napić się czegoś. Chyba chciał się zrehabilitować i jakoś poprawić w oczach Harry'ego, choć ten tak naprawdę nie był już zdenerwowany, ale nie zamierzał wyprowadzać go z błędu. Ich celem było miejsce, w którym bez przeszkód mogliby dostać alkohol, choć Potter wiedział, że to nie było konieczne. Wystarczyło proste zaklęcie i po sprawie. Phil jednak o tym nie wiedział i tak miało pozostać. Jednak z drugiej strony, chłopak miał już dość tego chodzenia. Mimo, że świetnie się bawił, był wykończony i chciał odpocząć.

- A może ten? - Wskazał na pierwszy lepszy bar i ze zdezorientowaniem zauważył, iż był to ten sam, przy którym się umówili.

- Hmm... - starszy chłopak zastanowił się. - Nie wygląda zbyt zachęcająco, więc powinno być ok. Ale jeśli nam nie sprzedadzą to szukamy innego.

Harry i Alice kiwnęli potakująco, choć chłopak nie miał zamiaru dłużej chodzić, a Draco tylko coś odburknął. Razem weszli do środka i pierwszym, co w nich uderzyło to zapach potu oraz fajek. Blondyn skrzywił się. Następne, co zauważyli to czerwony. Mnóstwo czerwonego na ścianach, kanapach i stolikach, jedynie czasami przeplatanego z czernią.

- Kurwa, trafiliśmy do burdelu - zarechotał Phil i zabawnie zmarszczył nos.

- Jaki znawca - zakpił szarooki, zarabiając tym samym mordercze spojrzenie. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek.

Reszta postanowiła tego nie komentować. Podeszli do jednego z wolnych stolików, choć ku ich zaskoczeniu, było ich naprawdę mało. Usiedli na czerwonych kanapach, trochę wytartych i poplamionych, co Draco skwitował grymasem obrzydzenia. Natomiast Phil oparł dłonie na dosyć małym stoliku. W niektórych miejscach farba już poodpadała i mogli ujrzeć lekko zardzewiały metal.

- Ciekawy lokal... - mruknął Malfoy i z niesmakiem rozejrzał się po dużej sali, zatrzymując wzrok przy barze, gdzie siedziało parę, dość nieciekawie wyglądających, osób.

Brunet spojrzał na niego ze skupieniem i pochylił się delikatnie, przybliżając się.

- Wiem, że to nie twoje klimaty... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć, bo Ślizgon wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- To raczej mało powiedziane!

Harry zamrugał, totalnie zdezorientowany.

- Jeśli... - przełknął głośno ślinę. - ...jeśli chcesz, możemy znaleźć inne miejsce...

- Zostajemy! - warknął cicho i odwrócił głowę. Był zirytowany. O ile koncert był całkiem niezły, o tyle siedzenie w brudnym, śmierdzącym barze pełnym mugoli, w ogóle mu się nie podobało i miał już dość. Za długo udawał swoje uwielbienie do tych żałosnych ludzi.

Harry poczuł się dziwnie. Przecież jeszcze jakieś dziesięć minut temu było dobrze. A na koncercie nawet lepiej, niż dobrze. Z delikatnym, nieświadomym uśmiechem przypomniał sobie jedną z najbardziej znanych piosenek Metallici, ,,Nothing Else Matters''.

To było fantastyczne. Masa ludzi, zupełnie różnych, stojąca razem, tańcząca i bawiąca się w rytm klasyków rocka. Harry był spocony, zmęczony i po raz pierwszy od bardzo dawna, naprawdę szczęśliwy. Na jego ustach cały czas widniał szeroki uśmiech, a policzki były czerwone od wysiłku. Przez trzy piosenki tańczył w pogo, obserwowany przez jasnowłosego Ślizgona i teraz oddychał z trudem. Słysząc jednak początek jednej ze swoich ulubionych piosenek, oczy mu zabłysły, a serce zabiło mocniej. Spojrzał z zachwytem na gitarzystę, bujając się delikatnie w rytm muzyki. Widział kątem oka parę par, które tańczyły ściśle do siebie przytulone i przez chwilę zastanowił się, jakie to uczucie. Właśnie w tym momencie, jakby czytając mu w myślach, choć Potter wiedział, że to niemożliwe, objęły go silne ramiona. Draco owiał swoim ciepłym oddechem, szyję i kark Gryfona, opierając głowę o jego ramię. Zaczął delikatnie poruszać biodrami, w tę i z powrotem, ciągnąc za sobą Gryfona.

Chłopiec o szmaragdowych oczach/DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz