|POWRÓT DĘBOWEJ TARCZY|

74 7 2
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

WALKA TOCZYŁA SIĘ BEZ KOŃCA

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

WALKA TOCZYŁA SIĘ BEZ KOŃCA.
Na polu bitwy krasnoludy traciły coraz więcej żołnierzy. Orkowie byli jak fala, która nie zamierzała ustąpić. Podczas, gdy przed Ereborem i w Dale przelewała się krew setek, jak nie tysięcy, niewinnych osób, Thorin siedział na swym tronie pogrążony w myślach. Usłyszawszy dźwięk zbliżających się kroków podniósł leniwie wzrok. W jego kierunku zmierzał Dwalin, który nie zamierzał więcej czekać. Reszta kompani także, dlatego po wspólnej naradzie wyznaczyli Dwalina do rozmowy z synem Thraina.

- Dlaczego nie pomagamy naszym braciom? Oni tam umierają.

Jego słowa były jak wiatr, który przeleciał mimo uszu Thorinowi, który miał w głowie tylko jedno – złoto. Nie interesowało, go to co działo się pod murami jego królestwa, a jedynie sposób jak zabezpieczyć skarb, aby nie dostał się w niepowołane ręce.

- Są sale we wnętrzu Góry. Można je ufurtyfikować, wszystko tam przetrwa. Tak, właśnie tak. Musimy przenieść złoto głębiej pod ziemię.- mówił jak w amoku.

- Nie słyszysz? Dáin jest otoczony, tam trwa rzeź.

- Wojna żąda ofiar. Życie jest tanie, wartości tego skarbu nie da się zliczyć liczbą ofiar. On wart jest każdej ilości krwi.

- Siedzisz w tej ogromnej Sali. Na głowie masz koronę, a jednak jesteś tak mały jak nigdy.

- Nie mów do mnie, jakbym był pierwszym lepszymi krasnoludem. Jakbym wciąż był Thorinem Dędową Tarczą. Jestem twoim królem!- krzyknął wyciągając miecz przy czym się zachwiał.

- Zawsze nim byłeś.- odparł spokojnie – Kiedyś to wiedziałeś, ale nie widzisz kim się stałeś.

Dwalin był bliski płaczu.
Thotin był jego przyjacielem i kompanem od wielu lat. Widząc jego nagłą przemianę było mu go żal. Zawsze uważał go za jednego z najsilniejszych kransoludzkich przywódców.

- Idź, odejdź za nim cię zabije.

Słysząc te słowa nie mógł uwierzyć, że Thorin je wypowiedział. Widział, że powstrzymuje się przed popełnieniem błędu, którego by żałował. Wolał już nic nie mówić i odszedł. Thorin za to udało się do Sali, w której toczyli walkę że smokiem. Podłoga tam była ze złota, którym mieli nadzieję zabić bestię, a tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyli. Ta złość została skierowana na mieszkańców Esgaroth, którzy musieli uciekać po spaleniu ich miasta.

Thorin chodził po Sali, a w jego głowie przewijały się wszystkie słowa osób, które starały mu się jakkolwiek  pomóc, a także jego własne. Słyszał wyraźnie słowa Dwalina z przed chwili, że mimo posiadania korony jest mały. Balina, który mówił, że ten skarb jest przeklęty i jest przyczyną choroby, która dotknęła wcześniej jego dziadka. Barda, który chciał się dogadać, by ominąć niepotrzebnej wojny. Jego własne słowa na temat skarbu, który jest tylko jego. Aż w końcu usłyszał słowa Elanor, która wzbraniała się przed wejściem do Góry i jego odpowiedź na jej słowa. To jak stała wraz z innymi pod bramą Ereboru i próbowała przemówić mu do rozumu, a on nazwał ją podłą zdrajczynią. Nagle przypomniał sobie moment, w którym to białowłosa stoczyła pojedynek z Azogiem, a następnie to jak obiecała, że wspólnie go pokonają i uwolnią się od niego raz na zawsze. To wszystko w kółko się powtarzało.

Nie jestem jak mój dziadek.

Powtarzał sobie to zdanie w kółko w myślach chcąc wyprzeć to co było prawdą. Tak bardzo nie chciał być jak Thor, że nawet nie zauważył, jak sam się nim stał.

Spojrzał na złotą podłogę i zdawało mu się, że zobaczył sunącego pod taflą Smauga. Był przerażony. Przecież smok był martwy i leżał gdzieś na dnie Anduiny. Nagle zauważył drugiego siebie, który zaczął sie zapadać, złoto zaczęło się rozpływać, a on wpadał w środek nie mając możliwości się uwolnić. Znalazł się w place bez wyjścia. Złoto, którego tak bardzo pragnął dla siebie teraz pragnęło jego. Mieć go przy sobie i nie oddać nikomu innemu. W pewnym momencie drugi on zniknął, a taflą się zamknęła.

Wtedy zrozumiał, przejrzał na oczy. Ściągnął z głowy koronę i rzucił nią o ziemię. Złoto nie było warte tego co miało miejsce przed bramą. Nie było warte żadnej krwi.

Opuścił salę i skierował się ku bramie, przy której nadal znajdowali się pozostali. Ściągnął z siebie ciężką zbroję zostając jedynie w kolczudze. Uzbrojony w miecz ruszył ku swoim ludziom.

Kili widząc swojego wuja wstał natychmiast i przyglądał się zmierzającemu ku nim Thorinowi ruszył ku niemu.

– Nie będę chował się za kamienna ścianą, gdy inni walczą za naszą sprawę!- krzyknął – To nie w mojej naturze.- dodał już ciszej.

– Nie, to prawda. Jesteśmy synami Durina, a ród Durina nie ucieka przed walką.- powiedział spokojnie patrząc na siostrzeńca, który słysząc słowa wuja uśmiechnął się. – Nie mam prawa prosić was o to.- zaczął zwracając się do pozostałych – Ale czy pójdziecie za mną poraz ostatni?

Zapytał tak jak to zrobiłby dawny Thorin, który nie zmusza swoich ludzi do niczego, a prosi o moc swoich przyjaciół. Kompania widząc zmianę nie tylko w zachowaniu, ale też w sposobie jego zachowania postanowiła zrobić to co robili do tej pory. Działali razem, pomagając sobie nawzajem. Podnieśli broń w znaku, że nie zamierzają opuścić swojego króla w potrzebie.

Armia Dáin’a wycofała się pod bramy Ereboru. Orkowie otoczyli ich i czekali na rozkaz do ataku. Było ich znacznie więcej niż krasnoludów, ale ci nie zamierzali się tak łatwo poddać. Orkowie ruszyli do ataku, a z Góry wydobył się dźwięk potężnego rogu, który świadczył o nadejściu kolejnej armii. Oddziały wroga zwolniły zdezorientowane i zaczęły się rozglądać, z której to strony nadchodzi odsiecz. Dźwięk dotarł także do Dale, skąd Gandalf, Bilbo i Elanor zwróciło swą uwagę na Erebor.

– A jednak.- szepnęła elfka, w której sercu rozpaliła się nowa nadzieja na zwycięstwo.

Nie była to żadna armia, a kompania Thorina Dębowej Tarczy. Ogromny dzwoń uderzył o kamienny mur niszcząc go, a jego części spadły do wody tworząc most, po którym z wnętrza Góry wybiegła grupa krasnoludów z Thorinem na czele. Wojownicy Dain’a dołączyli do niego i wspólnie rozpoczęli kolejny atak na wroga.

Elanor wbiegła na mur skąd był doskonały widok na pole walki. Gdy tam dotarła zastała tam czarodzieja wraz z hobbitem.

– Krasnoludy walczą.- oznajmił Bilbo.

– Za swojego króla.- odparł zadowolony mag.

– Gandalfie!- zawołała podbiegając do czarodzieja – Udało mu się. Pokonał chorobę.

– W rzeczy samej moja droga. Może jednak przeżyjemy. – odparł – Chodźcie potrzebni jesteśmy gdzieś indziej.- oznajmił ruszając z powrotem na dół, gdzie trwała kolejna potyczka z orkami.

SŁONECZNA GWIAZDA ~ Droga Ku Przeznaczeniu [TomI] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz