Herosi (UW)

9 1 1
                                    


"Przyglądałem się obozowiczom, w nadziei że dostrzegę potencjalnych sług... to znaczy nowych przyjaciół. Bogowie zawsze lubią mieć na podorędziu kilku silnych, zaprawionych w boju herosów, żeby móc ich rzucić do walki, wysłać na niebezpieczną misję albo zatrudnić do zbierania kłaczków z chitonów. Niestety żaden z siedzących przy kolacji nie jawił mi się jako potencjalny pachołek. Marzyłem o większej bazie talentów. 

-  Gdzie są pozostali? - zapytałem Willa. 

Miałem ochotę powiedzieć "najlepsi", ale uznałem, że może to zostać opacznie zrozumiane.

 Will ugryzł kawałek pizzy. 

 - Szukasz kogoś konkretnego? 

 -Gdzie są ci, którzy byli na tej misji z łodzią?

 Will i Nico wymienili spojrzenia, które mogły znaczyć: "Można się było domyślić". Podejrzewam, że często pytano o siódemkę legendarnych herosów, którzy walczyli u boku bogów przeciwko gigantom Gai. Bolało mnie, że nie zobaczyłem ich ponownie. Po każdej większej bitwie lubię zrobić sobie grupowe zdjęcie- a także zastrzec prawo wyłączności na układanie epickich poematów o czynach herosów. 

 - Wiesz - zaczął Nico - widziałeś się z Percym. On i Annabeth są teraz w maturalnej klasie w Nowym Jorku. Hazel i Frank są w Obozie Jupiter i robią coś tam z Dwunastym Legionem. 

 - Ach, tak. - Usiłowałem przywołać na myśl wyraźny obraz Obozu Jupiter, rzymskiej enklawy w pobliżu Berkeley w Kalifornii, ale szczegóły mi umykały. Pamiętałem jedynie moje rozmowy z Oktawianem i to, jak zawrócił mi w głowie komplementami i obietnicami. Ten głupi chlopak...to jego wina, że się tu znalazłem. 

 W głębi mojego umysłu odezwał się szept. Tym razem uznałem, że mogło to być sumienie: Kim był ten głupi chłopak? To nie był Oktawian. 

-  Zamknij się -mruknąłem. 

-  Co? -zapytał Nico. 

 - Nic. Mów dalej. 

- Jason i Piper są w szkole w Los Angeles, u taty Piper. Zabrali ze sobą trenera Hedge'a. Mellie i małego Chucka.

 - Aha. - Nie znalem ostatnich trzech imion, uznałem więc, te to zapewne nikt ważny. - A siódmy heros... Leo Valdez?

 Nico uniósł brwi.

- Pamiętasz, jak się nazywał? 

 - Oczywiście! To on wynalazł Valdezinator, Jaki to cudowny instrument! Ledwie zdążyłem opanować jego skale durowe, kiedy Zeus strącił mnie z Partenonu. Jeśli ktokolwiek mógłby mi pomóc, to na pewno Leo Valdez.

Na twarzy Nico malowało się gniewne napięcie. 

-  Cóż, Leo tu nie ma. Umarł. Po czym wrócił do życia. A jeśli go znów zobaczę, zabiję go. 

 Will szturchnął go łokciem. 

 - Nie, nie zrobisz tego. - Odwrócił się do mnie. - Podczas walki z Gają Leo i jego spiżowy smok Festus zniknęli w wybuchu ognia w powietrzu. 

 Wzdrygnąłem się. Po tylu stuleciach powożenia słonecznym rydwanem określenie "wybuch ognia w powietrzu" wywoływało u mnie dreszcze.Usiłowałem przywołać ostatnie spotkanie z Leo Valdezem na Delos, kiedy wymienił Valdezinator za informację...

- On szukał lekarstwa lekarza - przypomniałem sobie - sposobu na przywoływanie ludzi spomiędzy umarłych. Podejrzewam, że od początku planował poświęcić samego siebie.

-  Aha - potwierdził Will. - Dzięki temu wybuchowi pozbył się Gai, ale zakładaliśmy, że on też zginął.

-  Bo zginął - powiedział Nico. 

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz