Łowczynie (MrP)

4 0 0
                                    



"ŻAŁOŻYŁEM STRZAŁĘ na cięciwę i strzeliłem w łańcuch. 

W większości wypadków strzelanie jest moim podstawowym odruchem. Zazwyczaj to działa. (Chyba że mówimy o tym razie, kiedy Hermes wpadł bez pukania do mojej łazienki. Tak, zawsze mam łuk pod ręką, kiedy idę do toalety. Dlaczego nie?).

Tym razem mój strzał był źle zaplanowany. Śliwka kręcił się i kołysał tak bardzo, że strzała ominęła łańcuch i wbiła się w przypadkowego blemmeja na trybunie.

- Przestań! - wrzasnęła do mnie Meg. - Możesz trafić Śliwkę!

Cesarz roześmiał się.

- Tak, to byłby rzeczywiście pech, skoro on ma spłonąć!

[...]

- Mój panie Kommodusie - doprecyzował. - Napastnicy zostali odparci od głównej bramy. 

- Najwyższy czas - mruknął cesarz.- To były Łowczynie Artemidy, panie.

- Rozumiem. - Kommodus nie sprawiał wrażenia szczególnie przejętego. - Pozabijałeś wszystkie? 

- My... - Lit przełknął głośno ślinę. - Nie, panie. Ostrzelały nas z wielu pozycji i wycofały się, prowadząc nas w liczne pułapki. Straciliśmy tylko dziesięciu ludzi, ale... 

- Straciliście dziesięciu. - Kommodus wpatrywał się w swoje umazane sadzą paznokcie. - A ile z tych Łowczyń zabiliście? 

Lit odsunął się. Żyły w jego szyi pulsowały. 

- N-nie jestem pewny. Nie znaleźliśmy ciał.

- A zatem nie możesz potwierdzić żadnych ofiar. -  Kommodus spojrzał na mnie. -  Jaka jest twoja rada, Apollinie? Powinienem może się namyślić? Rozważyć konsekwencje? Może powinienem powiedzieć mojemu prefektowi pretoria, żeby się nie przejmował, że wszystko będzie dobrze? Że ZAWSZE BĘDZIE MIAŁ MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO? - Ostatnie słowa wykrzyczał, a jego głos poniósł się echem po stadionie. Nawet dzikie centaury na trybunach umilkły. - Nie - oznajmił ponownie spokojnym głosem. 

[...]

DOBRA, powiedziałem „eksplodował". Należałoby raczej powiedzieć, że załamał się do środka, jak to zwykłe dachy, kiedy spadnie na nie spiżowy smok. Dźwigary wygięły się. Nity wyskoczyły. Arkusze blachy falistej zazgrzytały i złożyły się, wydając odgłos zderzających się lotniskowców. 

Festus wpadł przez wyrwę i rozłożył skrzydła dla wyhamowania zejścia. Nie wyglądał na zmęczonego czasem spędzonym w postaci walizki, ale sądząc po tym, jak zionął na publiczność, chyba był nieco roztrzęsiony.

 Dzikie centaury wpadły w popłoch i tratowały śmiertelnychnajemników oraz Germanów. Blemmjowie klaskali uprzejmie, być może przekonani, że smok stanowi część widowiska, dopóki nie zostali spaleni na popiół. Festus zatoczył własną ognistą rundę honorową wokół toru, podpalając bolidy. W tej samej chwili na srebrnych linach spłynęły z dachu Łowczynie Artemidy niczym stado pająków. 

(Zawsze uważałem pająki za fascynujące stworzenia, cokolwiek o nich myślała Atena. Jeśli chcecie znać moje zdanie w tym względzie, Atena zazdrości im pięknych twarzyczek. BUM!).

Reszta Łowczyń ustawiła się na krawędzi dachu z naciągniętymi łukami, zasypując wrogów strzałami, kiedy ich siostry sfruwały  na boisko. Gdy tylko akrobatki zeskoczyły na  murawę, dobyły łuków, mieczy i sztyletów i rzuciły się w wir walki.

Alaryk wraz z większością Germanów cesarza ruszył im naprzeciw.

Przy bramce Meg McCaffrey rozpaczliwie usiłowała uwolnić Śliwkę ze sznurów. Dwie Łowczynie przykucnęły przy niej. Odbyły szybką wymianę zdań z towarzyszeniem ożywionej gestykulacji, coś w rodzaju: „Cześć, jesteśmy przyjaciółkami. Zaraz umrzesz. Chodź z nami". 

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz