Duch Jasona (WN)

3 0 0
                                    


"Jego jasne, kręcone włosy przypominały mi... nie, nie będę o tym myślał! Walczyłem ze sobą, ale było już za późno. Do diabła z moją wyobraźnią! Chłopiec bardzo przypominał mi małego Jasona Grace.

[...]

- Cześć, stary. 

Głos wydawał się dobiegać z drugiego końca globu przez złe połączenie satelitarne. Kiedy świat z powrotem nabrał kolorów, stałem przy stole piknikowym na plaży w Santa Barbara. Obok była budka z rybnymi tacos, gdzie Jason, Piper, Meg i ja jedliśmy ostatni posiłek przed zinfiltrowaniem floty jachtów Kaliguli. Naprzeciwko mnie siedział Jason Grace, bezcielesny i świetlisty, jak film wyświetlony na chmurze.

- Jason - jęknąłem łamiącym się głosem. - Jesteś tu?

Uśmiech na jego twarzy mrugał jak obraz telewizyjny, oczy chłopaka były jak smugi zielononiebieskiej farby. Mimo to czułem cichą moc jego obecności, a w jego głosie usłyszałem ciepło.

 - Tak naprawdę mnie tu nie ma, Apollinie - powiedział.  - Umarłem, a ty śnisz. Ale dobrze cię widzieć. 

Spuściłem głowę, bojąc się, żezawiodą mnie słowa. Przede mną stała porcja jedzenia zmienionego w złoto, jak pod dotykiem króla Midasa. Nie miałem pojęcia, co to oznacza, i wcale mi się to nie podobało. 

- Tak mi przykro - wykrztusiłem w końcu.

-  Nie, nie - powiedział Jason - Sam podjąłem decyzję. Tonie twoja wina. Jesteś mi winien jedynie pamięć o moich ostatnich słowach. Pamiętaj, co jest ważne. 

 -Ty jesteś ważny! - krzyknąłem. - Ty i twoje życie!

- No jasne - powiedział - ale jeśli heros nie jest gotowy, by poświęcić wszystko dla większego dobra, to czy taka osoba w ogóle zasługuje na to miano?

 Lekko podkreślił słowo "osoba", jakby chciał zaakcentować, że może chodzić i o człowieka, i o fauna, driadę, gryfa czy pandosa... nawet o boga. 

Tak bardzo chciałem sięgnąć przez stół, złapać Jasona za ręce i przeciągnąć go z powrotem do świata żywych! Ale nawet gdybym mógł, wiedziałem, że Jason nie byłby z tego zadowolony. Pogodził się z konsekwencjami swojego wyboru i przywrócenie go żywym byłoby tylko realizacją moich własnych egoistycznych marzeń, bo przecież nie chciałem radzić sobie z bólem i smutkiem po jego stracie.

- Dobrze - powiedziałem. Ból, od tygodni zaciśnięty jak pięść w mojej piersi, zaczął w końcu słabnąć. - Dobrze, Jasonie. Ale wiesz, bardzo za tobą tęsknimy.

Jego twarz rozmyła się w smugi kolorowego dymu. 

- Ja też tęsknię - wyznał. - Za wszystkimi. Apollinie, mam do ciebie prośbę. Uważaj na sługę Mitry, Iwa oplecionego wężem. Wiesz, co to za istota i co może zrobić.

- Ja... co? Nie mam pojęcia! Powiedz mi, o co chodzi! - błagałem .

Jason uśmiechnął się blado, ostatni raz. 

- Ja ci się tylko śnię - przypomniał. - Już masz wszystkie niezbędne informacje. Mówię ci tylko... za układy ze strażnikiem gwiazd trzeba zapłacić. Czasem masz to być ty... a czasem to ty musisz pozwolić, by zrobił to ktoś inny.

 Zupełnie nic mi to nie wyjaśniło, ale sen nie dał mi więcej czasu na pytania, Jason zniknął, a moje złote danie zmieniło się pył. Wybrzeże w Santa Barbara rozpłynęło się w nicość, a ja zerwałem się ze snu na wygodnej sofie.

[...]

- Tak, dobra. To. Byłoby dobrze, gdybym dostał trochę więcej informacji o ich strażniku. Jason nazwał go strażnikiem gwiazd, stworzeniem Mitry, ale... 

- Czekaj. Kim jest Jason? 

Nie chciałem wracać do tego bolesnego tematu, ale wyjaśniłem jej podstawy, a następnie wytłumaczyłem, o czym rozmawiałem z synem Jowisza we śnie. 

[...]

- Właśnie powiedziałeś mi, że miałeś wizję we śnie. Zdarza ci się to często?

- No, tak. Ale nie mam nad tym kontroli. W każdym razie niezbyt wielką.

Lu prychnęła.

- Typowy Rzymianin.

- Grek.

- Nieważne."

strona 207, 213-215, 223-224, Wieża Nerona

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz