Cuda (GT)

2 0 0
                                    

"Ci, którzy przeżyli, powoli zbierali się na ulicy. Być może jakiś instynkt przyprowadził ich właśnie w to miejsce, gdzie padł Tarkwiniusz - a może po prostu chcieli się pogapić na srebrny rydwan zaprzężony w czwórkę złotych reniferów, zaparkowany starannie przed księgarnią.

Na dachach siedziały wielkie orły i sokoły, a wilki kręciły się między słoniem Hannibalem a bojowymi jednorożcami. Legioniści i mieszkańcy Nowego Rzymu chodzili wśród nich, oszołomieni i zszokowani.

Na końcu ulicy, otoczona grupką żołnierzy ocalałych z pola walki, czekała Thalia Grace. Jej dłoń spoczywała na ramieniu nowej chorążej legionu - najwyraźniej pocieszała płaczącą dziewczynę.

Thalia miała na sobie typowe czarne dżinsy i skórzaną kurtkę ozdobioną mnóstwem przypinek punkowych zespołów. Na ciemnych, nastroszonych włosach nosiła srebrny diadem - symbol porucznika Artemidy. Miała zapadnięte oczy i przygarbioną sylwetkę, podejrzewałem więc, że musiała już usłyszeć o śmierci Jasona. Być może nawet wiedziała już od jakiegoś czasu i przeszła przez pierwszą fazę żałoby.

Skrzywiłem się, czując wyrzuty, sumienia. To ja powinienem był powiedzieć jej o Jasonie. Tchórzliwa część mojej osoby odczuwała jednak ulgę na myśl o tym, że nie musiałem znieść pierwszego ataku wściekłości Thalii. Reszta mnie czuła pogardę z powodu tej ulgi.

Musiałem z nią porozmawiać, ale coś zwróciło moją uwagę w tłumie oglądającym rydwan Diany. Wepchało się do niego więcej ludzi niż do limuzyny z szyberdachem w sylwestra. Wśród nich dostrzegłem chudą młodą kobietę o różowych włosach. Z mojego gardła wyrwał się kolejny kompletnie nieodpowiedni radosny śmiech.

- Lavinia!

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

- Ten pojazd jest superboski! Najchętniej nigdy bym z niego nie wysiadała!

Diana uśmiechnęła się do niej.

- Wiesz, Lavinio Asimov, mogłabyś zostać, ale to wymagałoby dołączenia do Łowczyń.

- O nie! - Lavinia natychmiast wyskoczyła z rydwanu, jakby pojazd zmienił się w gorącą lawę. - Bez obrazy, pani, ale za bardzo lubię dziewczyny. To znaczy... No, lubię. Nie że po prostu lubię, tylko...

- Rozumiem - westchnęła Diana. - Romantyczna miłość. To jest istna plaga!

- Lavinio, ale jak ty... Gdzie ty... - wyjąkałem.

- Ta młoda dama - wyjaśniła Diana - jest odpowiedzialna za zniszczenie floty Triumwiratu.

- No, miałam pomocników - odparła Lavinia.

[...]

- Przygotowałaś ambitny atak na flotę wroga - powiedziałem - żeby ocalić parę butów.

 Lavinia prychnęła. 

-Nie tylko z ich powodu. - Odtańczyła sekwencję z której byłby dumny Fred Astaire. - Chciałam też ocalić obóz, duchy natury i oddział Michaela Kahale'a. 

Hazel podniosła dłoń, żeby powstrzymać ten napływ informacji. 

- Chwilka. Nie chcę psuć zabawy, bo to, co zrobiłaś, było wspaniałe, ale ty wiesz, że zdezerterowałaś, Lavinio? Ja ci na pewno nie pozwoliłam...

- Działałam na rozkaz pretora - odparowała wyniośle Lavinia. - Reyna mi pomogła. Przez jakiś czas była nieprzytomna, dochodziła do siebie, ale ocknęła się w odpowiednim momencie, by udzielić nam mocy Bellony tuż przed abordażem. Dała nam zdrowie, siłę, takie tam.

- Reyna? - pisnąłem. - Gdzie ona jest? 

- Tutaj - odpowiedziała pretorka.

Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi jej brakowało. Ukrywała się za tłumem ocalonych z bitwy rozmawiających z Thalią. Chyba za bardzo skupiłem się na tej ostatniej i na tym, czy zechce mnie zabić oraz czy na to zasługuję.

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz