Lavinia (GT)

2 0 0
                                    

"Znowu złamałem pierwszą zasadę Percy'ego Jacksona. Nigdy nie mów, że coś się uda, bo kiedy tylko to powiesz, to masz przekichane.

[...]

Usłyszałem warkot. Kilka długości samochodu dalej dwa metalowe charty pilnowały swojej rannej pani, odganiając od niej niewielką grupkę gapiów. Młoda dziewczyna na brązowo-złoto - tak pamiętałem ja! lubiła się się ze mnie naśmiewać! - podpierała się na łokciach, krzywiąc się  strasznie. Jej lewa była wygięta pod nienaturalnym kątem, a twarz miała koloru popiołu.

- Reyna! -  Oparłem wózek sklepowy Meg o furgonetkę i pobiegłem na pomoc pretorce.

Aurum i Argentum przepuściły mnie.

- Och. Och. Och. - Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Powinienem wiedzieć, co robić. Byłem uzdrowicielem. Ale złamanie... Uch.

- Żyję - wycedziła Reyna przez zaciśnięte zęby. - Co z Meg?

- Prowadzi - odparłem.

Jedna klientek supermarketu podeszła do nas, narażając na wściekłość psów.

- Zadzwoniłam po pogotowie. Mogę coś jeszcze zrobić?

- Nic jej nie będzie! - wrzasnąłem. - Dziękuję! Ja... lekarz?

 - Pytasz mnie? - Kobieta zamrugała powiekami.

-Nie. Ja jestem lekarzem!

- Ej- odezwał się inny klient. Twoja druga kumpela odjeżdża.

- Aj! - Popędziłem za Meg, która mamrotała: „łaal", tocząc się coraz szybciej w czerwonym plastikowym wózku. Złapałem uchwyt i przetoczyłem ją z powrotem do Reyny.

Pretorka usiłowała się poruszyć, ale z bólu zabrakło jej tchu.

- Obawiam się... że zemdleję.

- Nie, nie, nie.

Myśl, Apollinie, myśl. Czy mamy czekać na śmiertelnych paramedyków, którzy nie mają pojęcia o ambrozji i nektarze? Czy powinienem sprawdzić, jakie środki pierwszej pomocy ma w swoim pasie ogrodniczym Meg?

Z drugiego końca parkingu dobiegł mnie znajomy głos.

- Dziękuję wszystkim! Teraz ja się tym zajmę!

Lavinia Asimov, a za nią tuzin najad i faunów - niektórych rozpoznawałem ze spotkania w People's Park. Większość miała na sobie ubiór kamuflujący, łącznie z  pnączami i gałązkami, jakby przybyli tu przez łodygę fasoli. Lavinia miała na sobie różowe spodnie w panterkę i zielony podkoszulek bez rękawów. Manubalista obijała się jej o ramię. Z różowymi, postawionymi na żelu włosami i różowymi brwiami, a także żuchwą pracującą zaciekle nad gumą balonową po prostu emanowała profesjonalizmem.

- To jest teraz miejsce wypadku objętego dochodzeniem! - oznajmiła śmiertelnikom. - Dziękujemy państwu, drodzy klienci. Proszę się odsunąć! 

Albo ton jej głosu, albo poszczekiwanie chartów w końcu przekonało gapiów do rozproszenia się. Mimo to w oddali rozległ się jazgot syren. Wkrótce mieliśmy zostać otoczeni przez paramedyków albo policję drogową, albo jedno i drugie. Ludzie nie są ani w połowie tak przyzwyczajeni do samochodów spadających z autostradowych wiaduktów jak ja.

Wpatrywałem się w naszą różowowłosą przyjaciółkę. 

- Co tu robisz, Lavinio?

- Tajna misja - odparła.

- Nie chrzań! - burknęła Reyna. - Opuściłaś posterunek. Masz kłopoty.

Duchy natury otaczające Lavinię poruszyły się niespokojnie i omal się nie rozpierzchły, ale ich różowa przywódczyni przywołała je do porządku jednym spojrzeniem. Charty nie warczały ani nie atakowały, co zapewne oznaczało, że nie wyczuły kłamstwa w słowach Lavinii.

- Z całym szacunkiem, pretorko - odparła - ale wygląda na to, że chwilowo masz znacznie więcej kłopotów niż ja. Harold, Felipe... ustabilizujcie jej nogę i zabierzcie ją z tego parkingu, zanim zjawią się tu śmiertelnicy.

[...]

 - Tracimy czas. Musimy wracać do obozu!

 Lavinia uniosła różowe brwi.

 - Nigdzie nie idziesz z tą nogą, pretorko. Nawet gdybyś była w stanie, nie dasz rady wiele zdziałać. Wyleczymy cię szybciej, jeśli odpoczniesz... 

- Legion mnie potrzebuje! Potrzebuje też ciebie, Lavinio! Jak mogłaś zdezerterować?

 -Dobra, zacznijmy od początku. Nie zdezerterowałam. Nie znasz wszystkich faktów.

- Opuściłaś obóz bez pozwolenia. I... - Reyna wychyliła się zbyt gwałtownie do przodu i krzyknęła z bólu. Faunowie podtrzymali ją za ramiona. Pomogli jej usiąść i przenieśli ją na nosze, cudnie wyścielone mchem, śmieciami i starymi batikowymi podkoszulkami.

 - Zostawiłaś swoich towarzyszy - wychrypiała Reyna.- Przyjaciół. 

- I jestem tutaj - odparła Lavinia. - Teraz poproszę Felipe, żeby zaśpiewał ci kołysankę, bo musisz odpocząć i wyzdrowieć. 

- Nie! Ty... ty nie możesz uciec.

 Lavinia prychnęła.

 - A kto mówi o ucieczce? Pamiętaj, Reyno, to był twój plan B. A raczej plan L jak Lavinia! Kiedy wrócimy do obozu, jeszcze mi za to podziękujesz. Powiesz wszystkim, że to był twój pomysł.

 -Co? Ja bym nigdy... Nie dałam ci takich... To jest bunt! 

Zerknąłem na charty. Spodziewałem się, że poderwą się w obronie swojej pani i rozszarpią Lavinię na strzępy. One jednak tylko krążyły wokół Reyny, od czasu do czasu liżąc ją po twarzy albo obwąchując jej złamaną nogę. Najwyraźniej przejmowały się jej stanem, ale wcale nie buntowniczymi kłamstwami Lavinini.

- Lavinio - odezwała się błagalnie Reyna - będę cię musiała oskarżyć o dezercję. Nie rób tego. Nie zmuszaj mnie... 

- Felipe, już - rozkazała Lavinia.

Faun uniósł piszczałki i zagrał kołysankę, cicho i spokojnie, tuż obok głowy Reyny.

- Nie możecie! - Pretorka usiłowała nie zamykać oczu - Nie... Aaaaach.

Opadła na nosze i zaczęła chrapać. 

- Od razu lepiej. - Lavinia zwróciła się do mnie: - Nie martw się. Zostawię ją w jakimś bezpiecznym miejscu z kilkoma faunami i oczywiście Aurum i Argentum. Będzie miała opiekę. A ty i Meg zrobicie, co do was należy.

 Jej pewność siebie i przywódczy ton sprawiały, że nie poznawałem w niej niezdarnej, nerwowej legionistki, którą  spotkaliśmy nad jeziorem Temescal. Przypominała mi teraz bardziej Reynę i Meg. Przede wszystkim jednak sprawiała wrażenie silniejszej wersji samej siebie - takiej Lavinii, która wiedziała, co ma robić, i nie zamierzała spocząć, dopóki tego nie osiągnie. 

[...]

Spojrzałem na Lavinię z rodzącym się szacunkiem. Albo jego brakiem. Co się czuję, kiedy ktoś, kogo uważało się za wariata, okazuję się tak naprawdę jeszcze większym wariatem?

[...]

Harold i Felipe podnieśli prowizoryczne nosze z Reyną i pobiegli w dół wąwozu. Aurum i Argentum skakały wokół nich, jakby cieszyły się z kolejnej wycieczki.

[....]

Dlaczego herosi nie mają jakiś aplikacji dla serwisu wspólnych przelotów na wielkich orłach? Kiedy tylko zostanę z powrotem bogiem, stworzę taką. No dobra, zaraz po tym, jak wymyślę, jakby tu zrobić smartfony bezpieczne dla herosów.

[...]

- Nie przedrzemy się! - zaprotestowałem.

- Sekretny tunel Lavinii.

- Ale on się zawalił!

- Nie ten tunel. Inny sekretny tunel.

- Ile ona ma tych tajnych wyjść?

- Nie wiem. Dużo? Rusz się!"

strona 298, 301-302, 304-308, 310, Grobowiec Tyrana

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz