Problemy (GT)

3 0 0
                                    

"Kiedy Hazel zorientowała się, że to my, zaśmiała się z ulgą, po czym spojrzała w dół ulicy, zapewne wypatrując Franka. Popatrzyłem jej w oczy. Obawiam się, że mój wyraz twarzy powiedział jej to wszystko, czego nie chciała wiedzieć.

 Przez jej twarz przemknęły zmienne emocje: totalne niedowierzanie, rozpacz, a następnie gniew. Krzyknęła wściekle pogoniła Ariona i wdarła się w resztki tłumu zombi. Nie mieli żadnych szans.

 Kiedy plac został zdobyty, Hazel podgalopowała do mnie.

 - Co się stało?

  - No... Frank... Cesarze... 

Tyle tylko zdołałem z siebie wydusić. Nie była to składna opowieść, ale Hazel najwyraźniej załapała, o co chodzi. 

Pochyliła się, aż dotknęła czołem grzywy Ariona. Kołysałasię, mrucząc coś pod nosem i zaciskając palce na nadgarstku jak siatkarz, który właśnie złamał rękę i usiłuje walczyć z bólem. W końcu wyprostowała się. Wzięła drżący oddech. Zsiadła i objęła szyję Ariona, po czym szepnęła mu coś do ucha. 

Koń potaknął. Hazel zrobiła krok do tyłu i rumak pognał - linia bieli pędząca ku Caldecott. Chciałem ostrzec Hazel, że nic tam nie znajdzie, ale nie zrobiłem tego. Rozumiałem już nieco lepiej ból serca. Żałoba każdego człowieka ma własne życie i potrzebuje toczyć się swoim trybem.

 - Gdzie znajdziemy Tarkwiniusza? - zapytała. A znaczyło to: „Kogo mogę zabić, żeby się lepiej poczuć?".Wiedziałem, że odpowiedź brzmi: „Nikogo". Ale nie miałem ochoty się z nią kłócić. 

[...]

Sam Tarkwiniusz był zbyt zajęty, żeby zauważyć nasze wtargnięcie. Stał do nas tyłem przy kasie, wrzeszcząc na księgarnianego kota.

- Odpowiedz mi, bestio! - krzyknął król. - Gdzie są księgi? 

Arystofanes siedział na ladzie z uniesioną jedną łapą, spokojnie liżąc swoje tylne części - co, o ile wiem, jest uważane za impertynencję w obliczu monarchów.

- Zniszczę cię! - oznajmił Tarkwiniusz.

Kot spojrzał na niego, syknął, a następnie wrócił do zabiegów higienicznych.

- Zostaw go, Tarkwiniuszu!  - krzyknąłem, choć kot nie sprawiał wrażenia, jakby potrzebował pomocy.

[...]

Pierwszy zaatakował Arystofanes. Oczywiście - jak to kot - musiał być w centrum wydarzeń. Bez żadnej zewnętrznej prowokacji, za to z wściekłym miauczeniem wielka kula pomarańczowego futra rzuciła się prosto na twarz Tarkwiniusza. Kocur wbił pazury w oczodoły czaszki i zaczął z całej siły kopać tylnymi łapami zgniłe zęby króla. Tyran zachwiał się pod tym niespodziewanym atakiem, wrzeszcząc coś po łacinie, choć nie bardzo dało się go zrozumieć przez kocie łapy tkwiące w jego ustach. I tak oto rozpoczął się Bój o Księgarnię.

[...]

CZEKAĆ CI TYLKO TRZEBA, CZEKAĆ! TRZYMAJ SIĘ!

- Czekać na co? I czego się trzymać? A, racja, w sumie to trzymam ciebie...

 O TAK! - zawołała strzała. -  TAK CZYŃ! ZOSTAŃ ZE MNĄ, APOLLO. ANI SIĘ WAŻ UMRZEĆ NA MOJEJ WARCIE! 

 -To jest z jakiegoś filmu, prawda? - spytałem. - W sumie chyba z każdego jednego filmu, co nie? Czekaj... serio nie chcesz, żebym umarł? 

- Apollo! - krzyknęła Meg, ciachając szablą Wielkie nadzieję. -  Jak nie pomagasz, to może przynajmniej wpełznij w jakieś trochę bezpieczniejsze miejsce, dobra? 

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz