Ryzyko (UW)

2 0 0
                                    


"- To twoja najlepsza broń. Jesteś Apollinem.

 Przełknąłem smak śmiertelnej żółci. 

- Złożyłem przysięgę. Nie jestem już bogiem łucznictwa ani muzyki. Nie posłużę się łukiem ani instrumentem muzycznym, dopóki nie będę w stanie użyć ich jak należy. 

-  Głupia przysięga.  - Nie zdzieliła mnie po pysku, ale wyglądała, jakby miała na to ochotę. - To co będziesz robić, stać z boku i klaskać, gdy ja będę walczyć?

Taki właśnie był mój plan, ale głupio było się do tego przyznać. Przyjrzałem się panoplium i wybrałem miecz. Nawet nie biorąc go do ręki, wiedziałem, że będzie dla mnie za ciężki i niewygodny, ale przypiąłem go do boku.

- Mam- powiedziałem. - Zadowolona?

Meg nie sprawiała wrażenia zadowolonej. Odłożyła jednak łuk na miejsce.

- Dobra - stwierdziła. - Ale lepiej pilnuj moich tyłów. 

Nigdy nie rozumiałem tego wyrażenia. Kojarzy mi się z kartkami: „DAJ MI KOPA", które Artemida przypinała do mojego chitonu podczas świąt. Niemniej przytaknąłem.

-Twój tyłek będzie pilnowany.

Dotarliśmy na skraj lasu, gdzie natknęliśmy się na mały komitet pożegnalny, który tworzyli Will i Nico, Paolo Montes, Malcolm Pace i Billie Ng, wszyscy z posępnymi minami.

- Uważaj na siebie - powiedział do mnie Will. - I masz.

 Zanim zdążyłem zaprotestować, włożył mi do rąk ukulele. 

Usiłowałem mu je oddać.

- Nie mogę. Złożyłem przysięgę... 

- Ta wiem. To było głupie. Ale to bitewne ukulele. Możesz nimi walczyć w razie potrzeby.

Przyjrzałem się bliżej instrumentowi. Był wykonany z niebiańskiego spiżu - cienkich blaszek metalu wytrawionych tak, przypominały jasne dębowe drewno. Instrument prawie nic nie ważył, ale wyobrażałem sobie, że jest niezniszczalny.

- Robota Hefajstosa ? - zapytałem. 

Will pokręcił przecząco głową. 

- Robota Harleya. Chciał ci to podarować. Wystarczy, że zawiesisz to na ramieniu. Dla mnie i dla Harleya. Obaj poczujemy się lepiej.

 Uznałem, że muszę spełnić tę prośbę, aczkolwiek ukulele moim posiadaniu rzadko czyniło kogokolwiek szczęśliwszym. 

Nie pytajcie dlaczego. Kiedy byłem bogiem, grałem absolut piekielną wersję Satisfaction na ukulele. 

 Nico dal mi trochę ambrozji owiniętej w serwetkę.

- Nie mogę tego jeść przypomniałem mu.

 -To nie dla ciebie. - Spojrzał z łobuzerskim błyskiem w oku na Meg. Przypomniało mi się, że syn Hadesa miał własne sposoby wyczuwania przyszłości - tej, która obejmowała możlwość śmierci. Wzdrygnąłem się i wsunąłem ambrozję do kieszeni kurtki. Jakkolwiek Meg była bardzo nieznośna, niepokoiła mnie perspektywa, że mogłoby jej się coś stać. 

Uznałem, że nie mogę do tego dopuścić. 

 [...]

- Przysięgam, że ocalę Meg McCaffrey. Użyję wszystkich dostępnych mi środków, żeby wynieść ją bezpiecznie z mrowiska, a ta przysięga przewyższa wszelkie wcześniejsze złożone przeze mnie przysięgi. To właśnie przysięgam na twoje święte i wyjątkowo gorące wody!

[...]

Tuż obok Will i Nico z bardzo zatroskanymi minami czekali gotowi mnie złapać.

- On gada z kwiatami - zauważył Nico. - Czy to normalne?

- Apollinie - powiedział Will - masz wstrząs mózgu. Wyleczyłem cię, ale...

- Te hiacynty - zapytałem - one zawsze tu były?

Will zmarsaczył czoło.

- Prawdę mówiąc, nie wiem, skąd się wzięły, ale...-  Wyjął mi doniczkę z rąk i  odstawił na parapet. - Zajmijmy się  może tobą, okej?

W  normalnych okolicznościach byłaby to wspaniała rada, teraz byłem w stanie jedynie gapić się na hiacynty, zastanawiając się, czy stanowią one jakąś wiadomość. Jakże okrutny był ich widok -  widok kwiatów, które stworzyłem na cześć mojej zabitej miłości, o kwiatostanach zabarwionych na czerwono jak jego krew lub w odcieniu fioletu jak jego oczy. Kwitły tak wesoło na oknie, przypominając mi o utraconej radości. Nico położył dłoń na ramieniu Willa.

- Apollinie, martwiliśmy się. Zwłaszcza Will.

 Ich widok razem, wspierających się wzajemnie, sprawił, że serce zaciążyło mi w piersi jeszcze bardziej. W majakach odwiedziły mnie moje dwie największe miłości. A teraz znowu byłem rozpaczliwie samotny

. Miałem jednak zadanie do wykonania. Przyjaciółka potrzebowała mojej pomocy.

 -Meg jest w tarapatach powiedziałem. - Jak długo byłem nieprzytomny?

Will i Nico spojrzeli po sobie.

 -Jest mniej więcej południe stwierdził Will. - Ty pojawiłeś się na łące mniej więcej o szóstej rano. Kiedy Meg nie wróciła z tobą, chcieliśmy szukać jej w lesie, ale Chejron nam nie pozwolił.

 -Chejron miał bezwzględnie rację -  oznajmiłem. - Ja też nie pozwolę, żeby ktokolwiek ryzykował. Ale ja muszę się pospieszyć. Meg wytrwa najwyżej do północy.

 - A potem co się wydarzy? - zapytał Nico. 

 Nie byłem w stanie tego powiedzieć. Nie byłem w stanie na wet o tym myśleć bez gniewu. Spuściłem wzrok. 

[...]

Zacząłem przebierać w moich marnych zasobach i znalazłem podkoszulek Led Zeppelin należący do Percy'ego Jacksona.

[...]

- Bestia planuje jakiś atak na Obóz - rzuciłem.  - Nie wiem, co to będzie, nie wiem kiedy, ale powiedzcie Chejronowi, że musicie być gotowi. Muszę już lecieć.

- Czekaj! - zawołał Will, kiedy byłem już przy drzwiach.  - Kim jest Bestia? Z którym cesarzem mamy do czynienia?

- Z najgorszym z moich potomków. - Wbiłem palce w futrynę. - Chrześcijanie nazwali go Bestią, ponieważ palił ich żywcem. Naszym wrogiem jest cesarz Neron. 

[...]

Śpiewałem o moich porażkach, o moim na wieki złamanym sercu, o samotności. Byłem najgorszym z bogów, najbardziej prześladowanym przez poczucie winy i najbardziej rozkojarzonym. Nie byłem w stanie związać się z jednym kochankiem. Nie mogłem nawet zdecydować się, czy chcę być bogiem. Przeskakiwałem wciąż z jednego tunelu do drugiego - roztargniony i wiecznie niezadowolony.

Moje złote życie było ściemą. Mój luz udawaniem. Moje serce było kłodą skamieniałego drewna.

[....]

- Śpiewaj - powiedziała Meg. - Śpiewaj tak jak wcześniej.

- N-nie mogę. Praktycznie straciłem głos.

A poza tym - pomyślałem - nie mam ochoty ryzykować, że cię ponownie stracę."

strona 206, 207, 232, 244-247, 252, 258, Ukryta Wyrocznia

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz