Oddać życie (MrP)

4 0 0
                                    


" - Ona jest dla ciebie ważna - oznajmiła Wyrocznia. - Oddałbyś za nią życie? 

Miałem problem z przetrawieniem tego pytania. Oddać życie? W każdej innej chwili mojej trwającej cztery tysiące lat egzystencji odpowiedzią byłoby stanowcze: „Nie! Chyba zwariowałeś?". Nie powinno się nigdy oddawać życia! Życie jest ważne! Całym sensem moich zadań w ludzkim świecie, tego całego zabezpieczania starożytnych Wyroczni, było odzyskanie nieśmiertelności, żebym nie musiał rozważać takich okropnych pytań! 

A jednak... Pomyślałem o Emmie i Josephine rezygnującychz nieśmiertelności dla siebie nawzajem. Pomyślałem o Kalipsoporzucającej dom, moc i życie wieczne za możliwość podróżowania po świecie, doświadczenia miłości i może nawet cudów licealnej edukacji w Indianie.

 - Tak. - Usłyszałem własny głos. - Tak, umrę, byle ocalić Meg McCaffrey.

[...]

- Wiesz, że ona cię kocha - zapewniłem, tuląc Meg w ramionach. - Ona kocha wszystkie swoje dzieci. Zobacz, jak bardzo hołubiła Persefonę, mimo że ta dziewczyna... Cóż, w porównaniu z nią twoje maniery przy stole sprawiają wrażenie wyrafinowanych! Ee, bez urazy. - Uświadomiłem sobie, że już nie śpiewam, ale bredzę, usiłując oderwać Meg od jej lęków za pomocą przyjacielskiego głosu. - Kiedyś - ciągnąłem - Demeter wyszła za mąż za pomniejszego boga plonów Karmanora. Pewnie nigdy o nim nie słyszałaś. Nikt o nim nie słyszał. Był to mało ważny kreteński bożek. Nieokrzesany, zacofany, źle ubrany. Ale, och, jak oni się kochali. Mieli syna... Był to najbrzydszy chłopiec, jakiego w życiu widziałem. Nie było w nim jednej ładnej cechy. Wyglądał jak wieprz. Wszyscy tak uważali. Miał nawet okropne imię: Eubulos. Brzmi jak Ebola, wiem. A Demeter zrobiła wszystkim krytykantom kuku. Uczyniła Eubulosa bogiem świniopasów! Mówię to tylko dlatego, że... No wiesz, nigdy nic nie wiadomo, Meg. Demeter na pewno ma wobec ciebie plany. Nie możesz mi tu umrzeć, rozumiesz? Przyszłość może ci tyle przy nieść. Demeter może zrobić cię pomniejszą boginką słodkich prosiaczków!

[....]

Pochyliłem się nad Meg jak wtedy, kiedy zdarzało mi się uczyć reanimacji metodą usta-usta w ramach kursów pierwszej pomocy w Obozie Jupiter. (Ci głupi rzymscy herosi zawsze się topią).

[...]

Dostrzegłem w oddali rzekę spowitą mgłą - Styks we własnej osobie. Mroczna bogini kiwała na mnie ręką z brzegu, zapraszając do przekroczenia nurtu. Byłbym znów nieśmiertelny, choć tylko w taki sposób, w jaki ludzkie dusze są nieśmiertelne po śmierci. Mógłbym udać się na Pola Kary. Czy nie zasługiwałem na karę za moje liczne zbrodnie?

Niestety Meg czuła się tak samo. Poczucie winy ciągnęło ją w dół. Nadal nie wierzyła, że zasługuje na życie.

 Ocaliła nas jednoczesna myśl:

Nie mogę się poddać. Apollo/Meg mnie potrzebuje. 

Wytrzymałem jeszcze przez chwilę, potem dwie. W końcu nie byłem w stanie dłużej.

Zrobiłem wydech i wyrzuciłem z siebie truciznę przepowiedni. Chwytając rozpaczliwie powietrze, upadłem obok Meg na zimny, mokry kamień. Świat powoli wracał do stanu stałego. Głosy umilkły. Chmura widmowych pszczół znikła.

[...]

- Wypuść dziewczynkę - zaskamlałem przez ból. - Zabij mnie, ale ją wypuść.

Zaskoczyłem samego siebie. Nie takie ostatnie słowa zaplanowałem. W razie śmierci miałem nadzieję zdążyć ułożyć balladę o moich chwalebnych czynach - bardzo długą balladę. A jednak u kresu życia błagałem nie o siebie, ale o Meg McCaffrey."

strona 323, 327, 330, 332, 349, Mroczna Przepowiednia

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz