Do Obozu Herosów (WN)

2 0 0
                                    


" - Moje drogie panie - powiedziałem, traktując to określenie wyłącznie kurtuazyjnie - może nie wyglądam jak Apollo, ale zapewniam was, że to ja, uwięziony w śmiertelnej powłoce. Jakże inaczej mógłbym wiedzieć o was tak dużo?

- Niby co wiesz? - spytała Nawałnica.

- Wasz ulubiony smak nektaru to krem karmelowy - wyliczałem. - Ulubiony członek The Beatles: Ringo. Przez wieki wszystkie trzy wzdychałyście do Ganimedesa, ale teraz przerzuciłyście się na...

- To Apollo! - jęknęła Sekutnica.

- On, nikt inny! - zawodziła Nawałnica. - Jest wkurzający i za dużo wie!

- Dajcie mi wsiąść - powiedziałem - to się zamknę.

To nie była typowa propozycja z mojej strony.

Zamek w tylnych drzwiach otworzył się z trzaskiem. Przytrzymałem drzwi dla Meg. Uśmiechnęła się szeroko.

- Na kogo się przerzuciły ?  - zapytała.

- Później ci powiem - wyszeptałem.

Usiedliśmy i zapieliśmy czarne łańcuchy zamiast pasów. Siedzenie było mniej więcej równie wygodne jak materac wypchany sztućcami. Trzecia siostra, Wścieklica, wymamrotała zza kółka:

-Dokąd jedziemy?

- Do Oboz... - zacząłem.

Wścieklica wcisnęła gaz do dechy. Uderzyłem głową w oparcie, a Manhattan wokół nas zmienił się w smugi światła. Miałem nadzieję, że zrozumiała, co chciałem powiedzieć, bo jak nie, to skończymy  w Obozie Jupiter, obozie językowym nastolatków z Europy albo, co gorsza, w jakimś obozowisku dla wolnej grupy religijnej, choć podejrzewałem, że są one trochę poza typowymi obszarami obsługiwanymi przez siostry. Umieszczony w taksówce telewizor zamrugał, a z głośników ryknęła orkiestra i nagrany śmiech. „Zapraszamy na Nocne Show Talii!", oznajmił spiker. Nacisnąłem przycisk wyłącznia tak szybko, jak zdołałem.

- Ale ja lubię reklamy! - poskarżyła się Meg. 

- Mózg ci od nich spróchnieje - oświadczyłem.

Szczerze mówiąc, kiedyś przepadałem za „Nocnym Show Talii". Talia (muza komedii, nie podobnie nazywająca się moja przyjaciółka heroska Thalia Grace) zapraszała mnie wiele razy z występami muzycznymi. Siedziałem na sofie obok niej, żartowałem, grałem w jej głupie gierki w rodzaju: „Zaraza na to miasto" albo „Wkręcimy cię w przepowiednię". Nie chciałem o tym pamiętać, podobnie jak o innych rzeczach kojarzących mi się z dawnym boskim życiem.

 Nie tęskniłem za nim, tylko... No dobra, powiem to: było mi wstyd na myśl o tym, co kiedyś wydawało mi się ważne. Słupki oglądalności. Czciciele. Wzrost i upadek cywilizacji, które najbardziej mnie ceniły. Jakie to wszystko miało znaczenie w porównaniu z chęcią zapewnienia przyjaciołom bezpieczeństwa? Nie mogłem pozwolić, żeby Nowy Jork spłonął, bo mała Estelle Blofis musiała dorosnąć w spokoju, chichocząc i szykując się do przejęcia władzy nad światem. Neron zapłaci mi za to wszystko. Nie ryzykowałem dosłownej utraty twarzy dziś rano ani rzucenia Luguselwą w zaparkowany dwie przecznice dalej samochód ot tak sobie.

[...]

Dionizos spojrzał na mnie z mieszanką przerażenia i szoku w oczach, podobną do tej, z którą ja sam patrzyłem na  swoje odbicie w lustrze.

- Ojciec naprawdę ci to zrobił - powiedział. -Co za bezlitosny glamon.

Po starogrecku glamon znaczy mniej więcej "stary dziad" i podejrzewam, biorąc pod uwagę historię tatusia, że nigdy nie traktował tego jako obelgi.

Dionizos złapał mnie za ramiona. Nic nie mówiłem, bo bałem się, że się rozpłaczę. Mój brat wyglądał dokładnie tak, jak przez ostatnie pół wieku: jak niewysoki facecik w średnim wieku, z brzuszkiem, obwisłymi policzkami, czerwonym nosem i czarnymi, kręconymi włosami. Fakt, że miał fioletowe tęczówki, był jedyną wskazówką, że nie jest do końca człowiekiem.

Inni bogowie nie mogli zrozumieć, czemu wybrał taką formę, skoro mógł wyglądać, jak tylko chciał. W czasach starożytnych był słynny z młodzieńczej, łamiącej wszelkie genderowe stereotypy urody. Ale ja rozumiałem: Dionizos zawinił, podrywając niewłaściwą nimfę (czytaj: tę, na którą nasz ojciec sam miał zakusy), i za to został skazany na prowadzenie obozu przez sto lat. Odmówiono mu jego arcydzieła, wina, i zakazano wstępu na Olimp, poza specjalnymi spotkaniami. Ze swej strony Dionizos postanowił wyglądać i zachowywać się jak najmniej bosko. Był jak dziecko, które odmawia poprawienia koszuli, umycia zębów i uczesania się, a wszystko to na złość rodzicom.

-Biedny Apollo - powiedział i przytulił mnie.

Jego włosy lekko pachniały winogronową gumą do żucia. Ten nagły odruch współczucia sprawił, w oczach, że łzy zakręciły mi się w oczach, aż do chwili kiedy Dionizos odsunął się na długość ramienia i uśmiechnął się, triumfalnie i złośliwie. 

- Teraz wreszcie wiesz, jak okropnie się czuję! - powiedział.  - No i nareszcie ktoś dostał karę gorszą od mojej!

 Skinąłem głową, przełykając łzy. To był stary, stuprocentowy Dionizos, którego znałem i niekoniecznie kochałem.

-Tak. Dzień dobry, bracie. To jest Meg. 

- Nic mnie to nie obchodzi - odparł, patrząc na mnie z uciechą. 

- Hmm-mruknęła Meg i splotła ramiona przed sobą. -  Gdzie jest Chejron? Był fajniejszy.

-Kto taki? - spytał Dionizos. - A, on. Długa historia. Chodźmy do obozu, Apollinie. Nie mogę się doczekać, aż herosi cię zobaczą. Wyglądasz okropnie!"

strona 69-71, 76, 79-80, Wieża Nerona

Apollo i Boskie Próby: Moje ulubione fragmenty i cytatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz