12. Bo to zawsze był Blake i Charlie, Charlie i Blake

110 9 0
                                    

Charlie

Pierwszą rzeczą którą zrobiłem po obudzeniu się, było sprawdzenie telefonu. Miałem tam dużo powiadomień ze snapa, instagrama, tik toka i messengera. Nawet ich nie sprawdzając, usunąłem je wszystkie i zostawiłem tylko jedno. To od Blake Lee. Wszedłem na nasz chat po czym przejrzałem wiadomości.

Do Blake:

Będziesz jutro szkole?(20:21)

Do Blake:

Blake, odpisz mi (23:56)

Do Blake:

Wszystko okej? (01:57)

Od Blake:

Sory, miałem wyłączony telefon (03:43)

Do Blake:

Będziesz w szkole? (05:51)

Od Blake:

Dzisiaj jeszcze nie idę (05:53)

Westchnąłem cicho po czym zablokowałem ekran telefonu. Następnie wstałem i odsunąłem rolety. Na zewnątrz było jeszcze ciemno a słońce miało dopiero wzejść ponad horyzont. Zresztą, nie ma w tym nic dziwnego. Zima jest coraz bliżej a słońce z dnia na dzień wschodzi później a zachodzi szybciej.

Ubrałem pierwszą lepszą bluzę jaką znalazłem i spodnie które leżały na krześle razem z innymi ubraniami o kategorii: za brudne żeby schować do szafy ale za czyste żeby dać do prania. Po czym wziąłem telefon i zszedłem na dół do kuchni.

Na drzwiach od lodówki zobaczyłem niewielką kartkę a na niej napis wykonany czarnym długopisem. Podszedłem bliżej i zerwałem ją po czym przeczytałem.

Mam konferencje, nie będzie mnie cały dzień

Mama

Ostatnio cały czas się mijamy. Gdy ona jest w domu to ja jestem w szkole ale gdy ja jestem w domu to ona jest w pracy. I z jednej strony jest mi źle z tego powodu bo w końcu to moja mama ale z drugiej strony to nie jest to takie okropne rozwiązanie. Przynajmniej nie wchodzimy sobie w drogę. Ona żyje swoim życiem, ja swoim i to jest okej. Przynajmniej tak sobie wmawiam każdego dnia. I chodź zdawałem sobie sprawę że nadejdzie dzień, w którym będziemy w końcu musieli wypowiedzieć wszystkie niewypowiedziane słowa, to starałem się o tym nie myśleć. Bo po tym nie łączyłoby już nas nic. I to oznaczałoby ostateczny koniec.

Zjadłem szybkie śniadanie po czym ubrałem kurtkę i buty a następnie wyszedłem z domu. Do Londynu wielkimi krokami zbliżała się zima i święta. Zastanawiałem się jak one będą wyglądać w tym roku. Bo zazwyczaj przyjeżdżali do nas dziadkowie albo my jeździliśmy do nich. Ale teraz było jakoś inaczej niż przez te wszystkie lata. A może to ja byłem jakiś inny?

Stanąłem pod domem Blake. Na podjeździe nie było samochodu jego ojca, więc musiało nie być go w domu. Pewnym siebie krokiem ruszyłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę zdając sobie sprawę że jest otwarte. Zamknąłem za sobą drzwi po czym ruszyłem prosto do pokoju bruneta.

Gdy otworzyłem drzwi, w pokoju unosił się dym papierosowy. Mój przyjaciel leżał na łóżku z papierosem w ręce i telefonem w drugiej.

-Pisałem ci że nigdzie dzisiaj nie idę-powiedział lekko zaskoczony siadając.

-Wiem-podszedłem do niego i usiadłem obok-Ja też nigdzie dzisiaj nie idę-odparłem wyciągając jednego papierosa z paczki leżącej na łóżku i odpalając go-Zostaję z tobą-oświadczyłem szczerząc się w jego stronę-Tak wogóle, to dlaczego nie było cię już prawie tydzień?-zapytałem wydmuchując dym z płuc.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz