24. Michael Vertes był jak huragan

76 6 0
                                    

Summer

Czasami zastanawiałam się jak można kogoś kochać a jednocześnie tak bardzo nienawidzić. Jak to jest że gdy na kogoś patrzymy, czujemy tak skrajne emocje jakimi są miłość i nienawiść. Dwa całkiem przeciwne uczucia, oba całkiem różne, wręcz skrajne. Z tą różnicą że raz jesteśmy bliżej jednego a raz drugiego. Zastanawiałam się nad tym i teraz, gdy patrzyłam w oczy Michaela Vertesa. Nie rozumiałam tego. Jak mogłam go kochać a jednocześnie tak bardzo nienawidzić? Jak mógł dla mnie tyle znaczyć a jednocześnie być tak bardzo obojętny? Co sprawiło że nasza relacja była tak bardzo niepoprawna i poniekąd toksyczna?

Michael Vertes był jak huragan, sztorm na bezkresnym oceanie a jednocześnie jak jesienny wieczór na polu pełnym wrzosów. Czasami miałam wrażenie że tak naprawdę, nigdy nie było jednego Michaela, tylko zawsze było ich dwóch. Dwóch całkiem różnych chłopaków z czego żaden nie był najbardziej prawdziwy. Ale z drugiej strony wciąż coś mnie do niego ciągnęło. Sprawiało że nie potrafiłam przejść koło niego obojętnie. Poniekąd to on sam mnie przyciągał i nie pozwalał odejść mimo że to wszystko było tak bardzo niewłaściwe. Mimo że cała nasza relacja nie powinna tak wyglądać a to wszystko nigdy nie powinno mieć miejsca.

O naszym pierwszym spotkaniu zdecydował przypadek. Było to mniej więcej dwa lata temu. Ja miałam piętnaście lat a on dwadzieścia. Spotkałam go, gdy jedyne o czym marzyłam to ucieczka i zapomnienie. Konsekwencje nie miały wtedy znaczenia, tak jak wszystko inne. To jak się poznaliśmy, wcale nie jest aż tak istotne. Dużo ważniejszy jest fakt, jak bardzo ta relacja była toksyczna. Bo on bawił się mną jak marionetką która zatańczy dla niego tak jak zechce, o ile pociągnie za odpowiedni sznurek. Wykorzystywał fakt, że miałam tylko piętnaście lat i chciałam jedynie zapomnieć. I dlatego go tak bardzo nienawidziłam. Bo byłam tylko zabawką w jego rękach. Ale z drugiej strony w jakiś pokrętny sposób go kochałam bo dawał mi zapomnienie którego tak pragnęłam. Lecz nie była to miłość jak w tych wszystkich filmach i książkach romantycznych. Bo ja nie kochałam Michaela Vertesa. Ja kochałam fakt że pozwalał mi zapomnieć i chodź na chwilę uciec. Kochałam to co mi dawał. Jednak wszystko skomplikowało się niedługo potem. Bo jak się okazało, chłopak był współpracownikiem mojego ojca i bratem Taylera. Czasami zastanawia mnie fakt, czy to właśnie dlatego przy nim czułam się wolna i mogłam uciec. I do dziś nie wiem czy to przez fakt że był wspólnikiem mojego ojca który nie miał pojęcia o naszej relacji czy może to wszystko dlatego że był tak bardzo podobny do Taylera. Te same zielone oczy i brązowe włosy. Pełne usta i mocno zarysowana szczęka. Być może to właśnie dlatego on był moim zapomnieniem. Ale ,,był" to kluczowe słowo. Bo od tamtych wakacji już nim nie jest.

-Summer Wilde-powiedział wpatrując się we mnie i korzystając z okazji że moi rodzice i Jayden byli w jadalni.

-Michael Vertes-powtórzyłam za nim.

-Tęskniłaś za mną, Wilde?-zapytał szeptem tuż przy moim uchu a ja mogłam wręcz przysiąc że uśmiechał się w ten arogancki sposób.

-Chciałbyś Vertes-wyszeptałam przy jego uchu po czym odsunęłam się od niego, słysząc że ktoś idzie w naszą stronę.

-Wiesz, że tak-odparł niemal niesłyszalnie a nim zdążyłam odpowiedzieć, podszedł do nas mój ojciec który wymienił uścisk dłoni z Michaelem.

Wszyscy zajęliśmy miejsce przy stole. Obok mnie siedział Jayden a naprzeciwko rodzice i Michael.

-Na długo zostajesz?-zapytała Chloe patrząc na chłopaka.

-Prawdopodobnie do Bożego Narodzenia bo później lecę do Chicago w interesach-odparł intensywnie się we mnie wpatrując a ja już wiedziałam że to będzie bardzo długa kolacja.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz