13. Chciałam więcej i więcej

99 10 0
                                    

Summer

Wstałam o szóstej po czym zeszłam na dół. Tam zrobiłam sobie moją ulubioną czarną herbatę. Następnie usiadłam razem z moim napojem przy wyspie kuchennej. Do herbaty wsypałam kilka łyżeczek cukru, nawet nie licząc ile ich tam było. Może trzy? Może pięć? A może więcej? Chodź nawet nie wiem w którym momencie przestałam je liczyć. Tak samo jak nie pamiętam kiedy to wszystko się zaczęło.

Wypiłam napój po czym podeszłam do blatu. Stała tam tostownica a koło niej leżał chleb tostowy. Wpatrywałam się w niego chwilę aż w końcu sięgnęłam po chleb i zaczęłam przygotowywać sobie tosty. Bo to przecież jeszcze nic nie znaczy. To tylko tosty, prawda? Włożyłam do tostownicy gotowe tosty a ja w tym czasie przeglądałam tik toka powtarzając w myślach że to przecież nic nie znaczy. A przynajmniej, desperacko chciałam wierzyć że tak jest.

Finalnie zjadłam sześć tostów po czym poszłam się ubierać do szkoły. I chodź podświadomie wiedziałam do czego to zmierza to starałam się to wyprzeć, naiwnie licząc że to cokolwiek da. Bo przecież wszystko ma swoją ciemną która raz na jakiś czas wychodzi na jaw...A ja zamiast to przyznać, wolałam się uperać, że w tym przypadku tej ciemniej strony nie ma. Chodź była. I wyniszczała mnie cholernie bardzo.

W towarzystwie Livvy która wróciła już do szkoły weszłam do budynku. Na korytarzu jak zwykle panował chaos i hałas a uczniowie przepychali się. Zmierzałyśmy właśnie w stronę sali w której miałyśmy pierwszą lekcję gdy ja dostałam powiadomienie.

Od mama:

Wyjeżdżamy. Wrócimy za tydzień.

Uśmiechnęłam się czytając tą wiadomość. Rodziców nie będzie aż tydzień. Czeka mnie tydzień normalnego życia. Chodź wtedy jeszcze nie wiedziałam że byłam w cholernym błędzie.

-Charliego i Blake dziś nie ma?-zapytała cicho Liv rozglądając się po klasie.

-Chyba nie-odparłam też się rozglądając-Ale to dziwne bo Charlie jeszcze wczoraj był-dodałam.

-Opowiadaj-rzuciła po chwili patrząc na mnie z uśmieszkiem.

-Ale co?-zapytałam lekko speszona na co ona przewróciła oczami.

-No jak z Charliem.

-A jak ma być?-odpadałam udając że nie wiem o czym ona mówi.

-Nie było mnie kilka dni a z twoich opowiadań wynika że Blake też więc, nie wmawiaj mi że ty i Charlie nie spędziliście tych dni razem-odpowiedziała wymownie patrząc na mnie wyczekująco na co ja westchnęłam cicho.

-Nie stało się nic takiego-przewróciłam lekko oczami-Siedziałam z nim na lekcjach, kilka razy byliśmy w lesie zapalić a tak w zasadzie to on palił a ja patrzyłam. No i wczoraj byliśmy na spacerze ale zaczął padać deszcz. I tak jakoś wyszło że powiedziałam mu że moim marzeniem jest taniec w deszczu. Więc tańczyliśmy a później byłam u niego i paliłam z nim-streściłam jej całą historię czując jak moje policzki płoną na samo wspomnienie o wczorajszym dniu.

-I ty mówisz że to nic takiego?-spojrzała na mnie na co ja wzruszyłam ramionami-Summer, on na ciebie leci a ty lecisz na niego-dodała jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie a moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, dlatego zasłoniłam się włosami.

-Nikt na nikogo nie leci-wymamrotałam pod nosem. Brunetka chciała coś odpowiedzieć ale nie zdążyła bo w klasie pojawił się nauczyciel. A ja przez całą lekcje byłam w stanie myśleć tylko o Charliem. I o niczym więcej.

Razem z Livvy weszłyśmy na stołówkę. Dziewczyna podeszła do miejsca w którym wydawano jedzenie a ja standardowo ruszyłam z nią. Nie miałam w planach niczego wziąć ale gdy podeszłam bliżej, wiedziałam już że przegrałam. Wzięłam dwa kawałki pizzy która była tego dnia. Nie powinnam tego robić ale chodź próbowałam to nie potrafiłam. Mimowolnie zaczęłam ją jeść, mimo że wewnątrz wszystko we mnie krzyczało. Krzyczało że właśnie przegrałam. Bo teraz już byłam pewna. I wiedziałam też że tego nie da się już powtrzymać. Wiedziałam, że tej walki już nie wygram.

Wyszłam ze szkoły po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni moich spodni. Podświetliłam ekran i wtedy zobaczyłam wiadomość od mojego brata.

Od Jayden:

Wrócisz dzisiaj na nogach? Bo kończę godzinę później a po lekcjach muszę podjechać do wujka.

Do Jayden:

Jasne

Zablokowałam telefon po czym ruszyłam do domu. Chłodne powietrze owiało mi twarz a wiatr rozrzucił rozpuszczone włosy na wszystkie strony.

Przystanęłam na chwilę przy osiedlowym sklepie. Po chwili wahania weszłam do środka. Przechodziłam alejkami wrzucając do koszyka chipsy, żelki, ciastka i inne słodycze. A tak w zasadzie to wszystko co tylko wpadło mi w ręce.

Zapłaciłam za wszystko po czym wyszłam na zewnątrz z torbą wypełnioną po brzegi słodyczami i różnymi chipsami. Dobrze wiedziałam że przez to znienawidzę się jeszcze bardziej, ale z drugiej strony nie potrafiłam przestać. Byłam zbyt słaba aby z tym wygrać...

Siedziałam na moim łóżku ubrana w luźne dresy i za dużą bluzę. Przede mną leżał laptop gdzie włączony był serial a dookoła mnie leżały rzeczy które kupiłam dzisiaj lub tylko papierki po nich. Jadłam właśnie kolejnego z rzędu batona, powtarzając że to ostatni ale gdy go skończyłam sięgnęłam po kolejnego bo nie potrafiłam się powstrzymać. Tak bardzo nienawidziłam siebie za to kim byłam i jaka byłam.

Problem tkwi w tym że tak naprawdę, pamiętam kiedy się to wszystko zaczęło. Chciałabym móc powiedzieć że nie wiem, ale to kłamstwo. Okłamywałam samą siebie mówiąc że nie wiem kiedy to miało swój początek. Bo to wszystko zaczęło się dokładnie 25 grudnia 2022 roku. Zaczęło się niewinnie. Omijałam tylko i wyłącznie śniadania i przez to schudłam ale po czasie to przestało mi wystarczać. Chciałam więcej i więcej. Bo nie ważne ile bym nie schudła to i tak wciąż było zbyt mało. Dlatego przestałam jeść też kolacje a obiadu jadłam znacznie mniej. Zdarzały się też dni, gdy nie jadłam nic albo praktycznie nic. I przez jakiś czas było dobrze. Do czasu aż rzuciłam się na jedzenie i przez kilka dni nie potrafiłam przestać jeść, mimo że wtedy tak bardzo się za to nienawidziłam. Później znowu nie jadłam praktycznie nic bo ile kroć patrzyłam w lustro, nie widziałam w nim siebie. Tylko okropną, szkaradną dziewczynę której nienawidziłam całą sobą. I tak było w kółko już prawie od roku. Na przemian nie jadłam praktycznie nic by następnie znów rzucić się na jedzenie. To właśnie tak zaczęły się u mnie cholerne zaburzenia odżywiania. Coś co miało być tylko na chwilę, dzięki czemu miałam tylko w miarę szybko schudnąć, sprawiło że teraz od prawie roku mam bulimię. Coś co miało mi pozornie pomóc, dzięki czemu w końcu miałam być chuda, teraz mnie wyniszczało. Kawałek po kawałku. Dzień po dniu. Chodź to w gruncie rzeczy, ja sama się niszczyłam.

Stanęłam przed lustrem w moim pokoju. I z czystym sercem mogę przyznać że miałam ochotę je stłuc. Ta dziewczyna w lutrze to nie byłam ja. Ona miała potargane blond włosy, wyblakłe oczy, na jej wargach nie było już uśmiechu bo nie potrafiła się uśmiechać, nie miała na to siły. Pod jej oczami były cienie a na sobie miała za dużą bluzę i dresy bo ona już nie potrafiła patrzeć na to jak okropnie wyglądało jej ciało. To nie byłam ja. Ta prawdziwa ja którą lubiłam, miała błyszczące oczy, falowane włosy, na jej ustach nieustannie tkwił uśmiech a na sobie miała jeansy, bluzę i top. Ale może w tym rzecz że te obie wersje to byłam ja? Bo w końcu wszystko ma swoją ciemną stronę. To właśnie była moja ciemna strona. Ta zła i zniszczona. Ciemna strona bulimii. Epizod po którym nienawidziłam samej siebie. Moja ciemna strona która nie miała już siły udawać że wszystko jest okej. Bo tak naprawdę, od bardzo dawna nie było w stu procentach okej. I powoli traciłam nadzieje że kiedykolwiek będzie. A przecież jak to mówią, nadzieja jest matką głupich.

***

Hejka

To jest jeden z cięższych i mniej przyjemnych rozdziałów

Do zobaczenia środę

K.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz