51. Bajka o Roszpunce i Flynnie

74 8 0
                                    

4 miesiące później:

Summer

Przechadzaliśmy się z Charliem po całkowicie pustych korytarzach salach londyńskiej galerii sztuki. Oprócz nas nie było tu nikogo bo o tej godzinie cały obiekt był jeszcze zamknięty. Każdą z sali znałam już niemal na pamięć. Znałam nazwę i autora każdego ze znajdujących się tam obrazów...jednak to ten jeden był mi szczególnie bliski. Słoneczniki Vincenta Van Gogha wciąż zachwycały mnie swoim pięknem pomimo upływu tylu lat. I to właśnie przed tym obrazem się zatrzymaliśmy.

-To właśnie tu się poznaliśmy-powiedziałam patrząc na obraz z nostalgią.

-Dokładnie rok temu zaczęła się nasza historia-dopowiedział z uśmiechem Charlie.

-Dalej nie mogę uwierzyć w to że minął już rok odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy-westchnęłam cicho przytulając się do niego a na moich ustach błąkał cię cień uśmiechu.

-Została mi jeszcze ostatnia obietnica do spełnienia-powiedział po chwili chłopak z tajemniczym uśmiechem.

-Ostatnia obietnica?-zapytałam lekko przechylając głowę w bok na co on delikatnie pokiwał głową.

-Dokładnie tak-złapał mnie za rękę-Chodź-dodał na co ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

-Dokąd?

-To tajemnica-uśmiechnął się po czym oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia z galerii a następnie w stronę samochodu chłopaka.

Już godzinę później siedzieliśmy w samolocie. Nie miałam pojęcia dokąd lecimy ani po co, ale nie przeszkadzało mi to. Ufałam mu i gdyby tylko mnie o to poprosił, to byłabym w stanie polecieć z nim na koniec świata. I jeszcze dalej. Gdzie tylko by chciał.

Gdy wylądowaliśmy na lotnisku, rozejrzałam się wokoło i rozprostowałam kości. W dalszym ciągu nie wiedziałam gdzie aktualnie jesteśmy ani po co tu przylecieliśmy. Zastanawiało mnie też dlaczego akurat teraz? Przecież tutaj słońce już praktycznie całkiem zaszło przez co było coraz ciemniej.

-I co dalej? Jaki jest cel naszej wędrówki?-zrobiłam w powietrzu cudzysłów gdy mówiłam ostanie słowo.

-Zaraz się przekonasz, Roszpunko-złapał mnie za rękę po czym pociągnął w stronę drogi znajdującej się przy wyjściu z lotniska. Cały czas rozglądałam się wokoło szukając jakieś tabliczki informującej gdzie jesteśmy. A gdy w końcu znalazłam taką tabliczkę to zrozumiałam że...byliśmy w Tajlandii. Cholerny Charlie Davison zabrał mnie do Tajlandii.

-Jesteśmy w Tajlandii?-zapytałam z niedowierzaniem gdy zaczęliśmy się zbliżać do jakiegoś otwartego pola.

-Spostrzegawcza jesteś-chłopak zaśmiał się cicho po czym weszliśmy w tłum ludzi. Każda z osób która się tu znajdowała, trzymała lampion z jakimś rysunkiem.

-Czy ty zabrałeś mnie na festiwal światła?-zapytałam cicho nie będąc w stanie zdobyć się na nic innego.

-Powiedziałaś mi kiedyś że zawsze chciałaś zobaczyć to na żywo-uśmiechnął się do mnie lekko a ja miałam wrażenie że wewnętrze wręcz płonę-Dlatego cię tu zabrałem, Roszpunko-wyszeptał prosto do mojego ucha po czym odsunął się i pociągnął mnie w stronę niewielkiego jeziorka przy którym znajdowała się niewielka łódka. Wsiedliśmy do niej po czym odbiliśmy się od brzegu i zatrzymaliśmy mniej więcej na środku jeziora, skąd mieliśmy idealny widok. A ja wtedy zrozumiałam że Charlie właśnie odtworzył dla mnie scenę z Zaplątanych. Nie mogłam uwierzyć że zrobił dla mnie coś takiego.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz