Rozdział 5

251 3 5
                                    

Angie

Jeszcze wczoraj żyłam w przeświadczeniu, że moje życie, choć jest nieco skomplikowane i wcale nie najłatwiejsze, jest całkiem w porządku. Tak jak wszyscy miałam powody do narzekania, obawy i uprzedzenia. Tak jak każdy miałam swoją przeszłość, i choć ta moja naprawdę dała mi w kość, starałam się po prostu ją zaakceptować. Nie byłam w stanie zmienić tego, co już było.

Dziś jednak wszystko stało się zupełnie porąbane i nieoczywiste. Do tego stopnia, że właśnie siedziałam w aucie z typem, którego imię było tytułem jednej z najbardziej mrocznych, miejskich legend.

- Gotowe.

Harvey domknął samochodową apteczkę i jeszcze raz rzucił okiem na moje opatrzone przez niego przedramię. Cała czynność przebiegła błyskawicznie, ale sprawnie i fachowo. Widocznie facet miał już niezłe doświadczenie w udzielaniu pierwszej pomocy poszkodowanym po gangsterskich porachunkach.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - spytałam. Nie poznawałam tej mrocznej okolicy, było zresztą na tyle ciemno, że byłam w stanie dojrzeć jedynie niewielki, najwyraźniej opuszczony budynek, który w przeszłości mógł być jakimś magazynem lub zwykłym składowiskiem tego, co potrzebne i niepotrzebne. Dookoła była jedynie ciemna pustka. Wiedziałam tylko tyle, że jesteśmy za miastem, a to przerażało mnie jeszcze bardziej. W końcu byłam uczestnikiem dość brutalnego zajścia, a tacy ludzie jak Neil i Max z pewnością mieli gdzieś, że był to przypadek. Obawiałam się więc, że mają wobec mnie plany, które średnio mogą mi się spodobać.

- Na ten moment ciężko mi jest to określić, ale jeśli Neila poniesie, to jesteśmy w dupie, jeśli o to ci chodzi. - odparł Max. Nie do końca o to mi chodziło, ale doceniałam jego szczerość.

- Dlaczego mnie ze sobą zabraliście? Dlaczego muszę tu z wami być? - wypaliłam po chwili milczenia, bo nie radziłam sobie z natłokiem myśli w mojej głowie. Chciałam je wykrzyczeć, dać upust emocjom, z którymi jak zwykle również sobie nie radziłam. Czułam strach, ale było mi wszystko jedno, gdy dotarło do mnie, że przecież nie mam na nic wpływu. Nie dałabym rady im uciec, dlatego próbowałam się chociaż dowiedzieć, jaki będzie mój los. Pełna napięcia niepewność była gorsza, niż postawienie mnie przed faktem.

- Pytaj o to Neila. To była jego decyzja. - Harvey wzruszył ramionami. Z lekką obawą zerknęłam na jego profil. Pomyślałam, że gdyby nie wiedza, którą posiadam na jego temat, nigdy nie stwierdziłabym, że jest to profil łotra. Nie wiedzieć czemu, ale Max Harvey wyglądał mi raczej na kogoś, kto obraca się w znacznie bardziej poważanych kręgach. Pasował mi na oschłego biznesmena, zdystansowanego prawnika, albo na pracownika banku. Gdyby siedział tu teraz w garniturze, uznałabym to może za nieco dziwne, ale na pewno tak bardzo typowe dla niego.

- Kim byli ci faceci? - spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Tak naprawdę niewiele mnie obchodziło, kim byli. Chciałam tylko jak najszybciej dowiedzieć się, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, albo też, o ile istniała w ogóle taka możliwość, zniknąć stąd.

- Jesteś cholernie ciekawska. - stwierdził Harvey z widocznym wyrazem zniecierpliwienia na twarzy. - Następnym razem to ja idę się zabawić, a Neil będzie siedział w pieprzonym aucie na przesłuchaniu.

- Nie będzie następnego razu.

Max uniósł brwi i uśmiechnął się z lekka drwiąco.

- Skąd ta pewność, blondyneczko?

Nie odpowiedziałam, za to właśnie uznałam, że ten typ zasługuje na miano najbardziej irytującej osoby, z jaką przyszło mieć mi do czynienia. Jeszcze bardziej irytował mnie fakt, że ze mną igrał. Doskonale wiedział, że spodziewam się najgorszego, a jednak postanowił dawać mi złudne nadzieje i zachowywać się tak, jakby nie miał za chwilę zostać moim oprawcą, a jakby był moim kumplem, z lekka wkurzającym i cynicznym.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz