luty 1988
Angie
Odgłos tłuczonego szkła sprawił, że na moment wszystko się zatrzymało. Tylko na moment, który wystarczył, by dotarło do mnie, że nie spałam już od ponad doby.
- Wszystko w porządku? - Zatroskany głos mojej przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię, gdy przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki.
- To nic. Po prostu wzięłam za dużo na raz. - odparłam, rozglądając się w poszukiwaniu szufelki i szczotki, by uporać się z tym bałaganem. Na szczęście szklanki, które się stłukły, były puste. - Mam nadzieję, że Ted się nie wścieknie.
- Daj spokój. Nawet nie zauważy. - Kelly machnęła ręką i schyliła się, by mi pomóc. - Angie, jesteś okropnie blada. Powinnaś zrobić sobie przerwę. Zostaw to i wyjdź się przewietrzyć.
Nie protestowałam. Kelly znała mnie nie od dziś i nie uwierzyłaby w żadną moją wymówkę. Już i tak wysłuchiwałam jej dzisiejszego kazania, gdy pojawiłam się na dzisiejszej zmianie w pubie. Ted, co prawda, nie zmuszał mnie do wzięcia dodatkowych godzin, ale gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, nie wahałam się. Kilka dodatkowych groszy zawsze się przyda.
Tylnymi drzwiami od zaplecza wyszłam na zewnątrz i zaczerpnęłam wieczornego powietrza. Pachniało miastem po północy i deszczem, który nie może nadejść. Przyjemny, lekki powiew musnął moją twarz, a wtedy wreszcie poczułam się lepiej.
Praca w pubie znajdującym się w tej części Los Angeles, w którą każdy ceniący sobie spokój w życiu wolałby się nie zapuszczać, rzecz jasna, nie należała do strefy moich marzeń. Dopóki jednak studiowałam, musiałam sobie jakoś radzić. Sądziłam, że łatwo będzie znaleźć jakiś etat gdziekolwiek, chociażby w pierwszej lepszej kawiarni, ale tam zwykle potrzebowano kogoś codziennie w porannych godzinach, gdy był największy ruch. Do wyboru miałam więc stanowisko kasjerki na stacji benzynowej z dość marną pensją, albo pub Teda. Obie z Kelly postanowiłyśmy skorzystać z okazji i wciąż pełne wątpliwości zgłosiłyśmy swoje kandydatury. Choć dawano nam niecały tydzień w tej spelunie, byłyśmy tu już od ponad miesiąca. Czasami, szczególnie w weekendy, to była prawdziwa jazda bez trzymanki.
Nie lubiłam się nad sobą użalać. Należałam do grona osób, które wolały działać, niż nieustannie tkwić w miejscu i narzekać na to, jak bardzo jest źle. Zdarzały się jednak momenty, kiedy miałam ochotę się poddać, zwłaszcza wtedy, gdy nad ranem wracałam do mojego mieszkania po całym dniu zajęć na uczelni i nocnej zmianie w pracy, patrzyłam w lustro i widziałam w nim kogoś, z kogo stopniowo ucieka życie. Przeklinałam wtedy w myślach całą moją rodzinę i moje nieszczęśliwe dzieciństwo, zapominając o wszystkim tym, co udało mi się osiągnąć mimo przeciwności losu. Mieszkałam przecież w mieszkaniu po matce, dostałam się na moje wymarzone studia, a dzięki sporym napiwkom w pracy mogłam sobie od czasu do czasu pozwalać na spełnianie dodatkowych zachcianek.
W teorii nie mogłam narzekać na zbyt wiele. Nie musiałam się też tak zaharowywać. Nikt poza Kelly nie wiedział jednak o tych zmorach, które towarzyszyły mi każdego dnia. Nikt też nie miał pojęcia o koszmarach, które nawiedzały mnie każdej nocy. Wolałam, by tak pozostało, wolałam słyszeć, że jestem masochistką. To pozwalało mi stwarzać sobie pozory, przykryć choć na moment strach.
Wariatka Everhart.
Wariatka. Paranoiczka.
- Niezły młyn dziś, co nie? - Usłyszałam. Z zaplecza wyszedł Jonathan, barman. Uśmiechnął się do mnie w ten swój zadziorny sposób i zamknął za sobą drzwi.
- Jak na czwartek to rzeczywiście. - zgodziłam się. Jonathan wyjął z kieszeni spodni paczkę fajek i spojrzał na mnie znacząco. - Podziękuję.
- Sorry, zawsze zapominam, że nie palisz. - zaśmiał się pod nosem i podpalił papierosa. Zaciągnął się nim mocno i wypuścił dym z ust. Stał, opierając się o ścianę budynku i wciąż spoglądał na mnie w sposób, który nieco mnie drażnił.

CZYTASZ
The Sinner
RomanceOpowieść o miłości, która rozkwita tam, gdzie króluje zniszczenie. Neil Devin od zawsze żył w cieniu przemocy i zdrady. Jako syn włoskiego wpływowego biznesmena, człowieka, który nigdy go nie chciał, dorastał w świecie zbrodni, używek i nielegalnych...