Rozdział 29

119 2 12
                                    

Neil

- Gdzieś ty, do cholery, był? - zawołałem na widok Maxa, który wtoczył się do mieszkania. Wtoczył było w tym wypadku bardzo trafnym określeniem. - Co to za badziewie? - prychnąłem, wskazując na naszyjnik ze sztucznych kwiatków.

- Wpadłem na imprezę na plaży. Martwiłeś się? - wymamrotał Max. Przewróciłem oczami i powstrzymałem się od komentarza. - Załatwiłem, o co mnie prosiłeś. Mógłbyś chociaż podziękować.

- Dzięki.

- Widzę, że humorek dopisuje po rodzinnej kolacji.

- Piątek wieczór i humor popsuty. - nie powstrzymałem się. - Było tak, jak myślałem. Ten fagas Blaire to zwykły, wkurzający frajer, a jego starzy to typowa para nowobogackich gburów uważających się za arystokrację. Po tym, co usłyszałem, straciłem resztki szacunku do mojej siostry.

- I to cię tak zdenerwowało?

- Nie. Denerwuje mnie to, że wciąż niewiele wiem o tym, co wyprawia mój ojciec, a co dopiero o tym, co wyprawia pierdolony Leon Vance. Siedzę tutaj jak debil i zastanawiam się, co dalej. Na ten moment, jeśli chodzi o rozgromienie tej całej podziemnej agencji, przychodzi mi do głowy jedynie tradycyjne rozwiązanie.

- Czyli jakie?

- Szturm. Ale do tego potrzebne jest wsparcie. I środki.

Max nagle jakby się ożywił. Zdjął z szyi te przeklęte kwiatki i rzucił je na stół. Klapnął na krześle, skrzyżował ręce na klatce i zaczął świdrować mnie wzrokiem cwaniaczka, który postradał wszelkie rozumy. Od razu skojarzyło mi się to z Isaaciem.

- Widzisz, o tym też pomyślałem. Jedni siedzą na wykwintnych kolacyjkach, drudzy robią interesy. - zaszydził. Zerknąłem na niego z ukosa.

- Byłeś przecież na imprezie na plaży.

- No właśnie. Tam można robić mnóstwo interesów. Nie odmawia się, kiedy pieniądz woła.

- Błagam cię, Max. To moje powiedzenie. - westchnąłem. - Co żeś wymyślił?

- Spotkałem tam takiego menela, który okazał się być jakimś reżyserem w teatrze. W czwartek on i jego ekipa wystawiają w Teatrze Orpheum nową sztukę, a po której urządzają grubą imprezę. Od słowa do słowa okazało się, że mnie kojarzy i zapytał, czy mógłbym mu skołować trochę porządnego towaru. Nawet nie trochę. Kiedy powiedział mi ilość, myślałem, że się przesłyszałem. Stwierdziłem, że pójdę za ciosem i podając mu cenę, doliczyłem marżę, o której nawet mi się nie śniło. Ten kretyn, wyobraź sobie, zgodził się. Albo jest na tyle głupi, by nie wiedzieć, jakie są stawki, albo tonie w forsie i mu na tym nie zależy.

- No nieźle. Ci aktorzy to dobrzy zawodnicy. - skwitowałem z podziwem. Mogłem narzekać na Maxa i jego idiotyzm, ale musiałem przyznać, że naprawdę miał łeb do interesów. Czasem potrafił być nawet bardziej przekonujący niż ja.

- Ustawiłem się z nim pod tym teatrem w czwartek o ósmej wieczorem, ale po fakcie uświadomiłem sobie, że mam wtedy inne plany, więc będziesz musiał załatwić to za mnie.

- Jakie plany? - zainteresowałem się. Max przybrał tajemniczy wyraz twarzy, zacisnął wargi i pokręcił głową.

- Nie mogę powiedzieć. Ale ma to związek z pewnym bractwem studenckim.

- Wkręciłeś się na imprezę do studentek?

- I tak, i nie. To też wyjście biznesowe.

- No i po co było robić z tego tajemnicę? - parsknąłem. Max był mistrzem w utrzymywaniu sekretów. - Zgoda. Załatwię to za ciebie.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz