Angie
Miałam to szczęście, że w niedzielne popołudnie to ja otwierałam pub. Dzięki temu mogłam zatrzeć ślady tego, co miało miejsce minionej nocy. Rozsądek podpowiadał mi, że zamiast tego powinnam była powiadomić o wszystkim Teda, pójść na policję i opowiedzieć tam o nocnej wycieczce pana Devina i pana Harvey'a poza miasto oraz o tym, co spotkało mnie w ich mieszkaniu. Tak zachowałaby się każda normalna, odpowiedzialna osoba.
Tyle że ja nie zaliczałam się ani do tych normalnych, ani, jak się okazało, do tych odpowiedzialnych.
Po pierwsze, bałam się, i to jak jasna cholera. Słyszałam już co nieco o Devinie, poznałam też część jego możliwości, więc doskonale wiedziałam, że nawet jeśli zajęłyby się nim odpowiednie organy, i tak koniec końców by im się wywinął, tak jak zwykle. To mogłoby oznaczać moją powolną, niesamowicie bolesną śmierć. Albo jeszcze coś gorszego.
Witaj w piekle, Angelino.
- Co robisz tu tak wcześnie, Angie?
O, szlag. Jonathan.
- O to samo mogłabym spytać ciebie. - odparłam nieuważnie, na co uśmiechnął się słonecznie i zaczął opowiadać coś o zachodzącej w nim przemianie i nowych celach, jakie sobie wyznaczył, na drodze ku temu, by być lepszym człowiekiem, czy coś w tym stylu. Przytakiwałam tylko bezmyślnie, bo nawet jeśli słuchałabym go uważnie, i tak nie byłabym skłonna podjąć się głębszej dyskusji. Wszystkie moje myśli zajmował facet, który od kilku dni był moim koszmarem na jawie.
Po raz kolejny byłam wściekła na Teda, który ponoć już od wielu miesięcy olewał fakt, że kamery w naszym pubie nie działają. Uważał, że nie opłaca mu się ich naprawiać, a poza tym są ochroniarze. Tyle że ochroniarze zazwyczaj mieli wszystko gdzieś, a brak nagrań z tego, co tu się dzieje, był najwyraźniej Tedowi na rękę. Gdyby ktoś wreszcie raczył się do nich dobrać, miałby spore kłopoty. Za to gdyby wydarzenia sprzed kilkunastu godzin zostały zarejestrowane, wszystko rozwiązałoby się nieco inaczej. Nagrania trafiłyby na policję i byłoby niejednoznaczne, kto je tam dostarczył, co w związku z tym zdejmowałoby mnie z celownika. Neil nie musiałby się dowiedzieć, że to ja.
Chociaż, czy to rzeczywiście cokolwiek by zmieniało? I czy to naprawdę możliwe, żeby ktokolwiek był tak bardzo poza prawem?
- Pieniądze rządzą światem, Angie, taka jest prawda. - oznajmił Jonathan, kończąc swój wywód. Tym razem musiałam się z nim zgodzić. - A co do pieniędzy, stawiam ci dziś kawę po pracy. Te cienie pod oczami mówią wszystko. Potrzebujesz porządnej dawki kofeiny i porządnej dawki rozrywki.
Chryste, rozrywki miałam ostatnio aż za dużo.
- Wybacz, Jonathan, ale może kiedy indziej. Wolałabym od razu wrócić do domu i pouczyć się trochę na jutrzejsze kolokwium, a potem w końcu się wyspać. - odparłam, lecz Jonathan zignorował mętną nutkę w moim głosie. Najwyraźniej już w ogóle się na mnie nie gniewał o to cholerne wyjście na plażę.
- No weź, co z tobą, dziewczyno? - zaśmiał się nieco nerwowo. - Ciągle tylko praca, dom, studia. Każdy potrzebuje raz na jakiś czas oderwać się od tego. Zacznij korzystać z życia.
Tego mi jeszcze brakowało. Mądrości pana Jonathana. Żałowałam, że niektórzy nie umieli zaakceptować, że inni cenią sobie najbardziej spokój. Ale cóż, gdyby nie to, co wydarzyło się w nocy, być może poszłabym z nim na tę kawę, właśnie dla świętego spokoju.
- Jesteś prawdziwą zagadką, Angie. - dorzucił, przyglądając mi się w z lekka żartobliwy sposób, przez co nie do końca wiedziałam, czy mówi serio, czy się ze mnie zgrywa. Gdy stanął nagle tuż przy mnie, a jego dłoń dotknęła mojego policzka, zdębiałam. Nie chciałam, by był aż tak blisko. - Chciałbym wiedzieć o tobie nieco więcej. Co lubisz, co cię wkurza, o czym marzysz. I chciałbym poopowiadać ci trochę więcej o sobie. Czuję, że powstałaby między nami ta nić porozumienia.
![](https://img.wattpad.com/cover/371259868-288-k698580.jpg)
CZYTASZ
The Sinner
RomanceOpowieść o miłości, która rozkwita tam, gdzie króluje zniszczenie. Neil Devin od zawsze żył w cieniu przemocy i zdrady. Jako syn włoskiego wpływowego biznesmena, człowieka, który nigdy go nie chciał, dorastał w świecie zbrodni, używek i nielegalnych...