Rozdział 12

156 2 13
                                    

Neil

- Co się z tobą dzieje, do cholery?!

Max wrzeszczał od dobrych kilku minut, a ja naprawdę miałem już tego dość.

- Zachowałeś się jak nabuzowany gówniarz o wybujałych ambicjach. O mały włos to my nie dostaliśmy wpierdolu. - powtórzył po raz kolejny.

- Nie przesadzaj.

- Neil, do kurwy. Zacznij nad sobą panować. Ja nie chcę być w pudle. Moi starzy nie mają aż tyle kasy co twój stary, by mnie z niego wyciągać.

- Zamknij się już. - warknąłem. Max umilkł, ale pewnie tylko dlatego, że zgadł, że w tym momencie i tak niczego na mnie nie wymusi.

Miał rację. Wiedziałem, że miał. Nie powinienem był dać się ponieść, zwłaszcza, że przez ostatnie wydarzenia musieliśmy być jeszcze bardziej ostrożni. Rzadko kiedy traciłem nad sobą kontrolę, ale tym razem chyba ciążyło na mnie już zbyt wiele. Leon Vance, mój ojciec i jego tajemniczy znajomy, Blaire i Angie, która doprowadzała mnie do szału tym, że nie potrafiła opuścić mojej głowy.

Musiałem ją koniecznie zobaczyć. Natychmiast. To powoli zaczynało przypominać obsesję.

- Jesteś pewien, że chcesz jeszcze iść do Teda? Nie chce mi się robić dziś kolejnej rozróby. - marudził Max. Odruchowo poprawiłem świeży opatrunek na moim ramieniu i bez słowa ruszyłem w stronę podniszczonego budynku, który witał klientów irytującym neonem, w którym połowa lampek była przepalona.

Wpadłem do środka, a zaraz za mną zniesmaczony Max. Panował dość spory ruch, przez co dokładne rozejrzenie się chwilę mi zajęło. Nigdzie nie dostrzegłem Angie. Była za to Kelly, jej przyjaciółka, która uwijała się z tacą przy stoliku, przy którym zalegała kilkuosobowa grupa.

- Gdzie jest Angie? - spytałem wprost, stając tuż za nią. Przestraszyła się mnie tak, że omal nie wypuściła tacy z rąk.

- Boże! To już jest przesada! - zawołała ze złością.

- To powiedz Tedowi, żeby ci więcej płacił. - wtrącił Max za moimi plecami.

- Jeszcze Harvey. - Kelly przewróciła oczami. Gdy dotarło do niej, że wciąż miażdżę ją wzrokiem, czekając na odpowiedź, rzuciła: - Angie jest teraz na przerwie. Mam coś przekazać?

Nie odpowiedziałem. Po prostu ruszyłem w stronę baru i przeszedłem za niego.

- Tu nie wolno wchodzić! - skarcił mnie barman. Olałem go i odnalazłem drzwi na zaplecze, a potem kolejne, te na zewnątrz. Były uchylone.

- To ma być obiad, tylko obiad, Angie. Nie randka.

- No nie wiem...

No jasne. Angie i Jonathan.

Czy ten dzień mógłby być bardziej chujowy?

- Musiałabym się zastanowić. Byłam wczoraj na randce, która wypadła dość... dziwnie. Nie chciałabym, żeby nasze spotkanie było dla mnie po prostu sposobem na odreagowanie.

Ach, tak.

- No nie daj się prosić. To naprawdę nic takiego. Zjedlibyśmy coś dobrego i pogadali o głupotach.

- Jonathan...

- Może we wtorek? Ja mam wolne, a ty kiedyś wspominałaś, że masz okienko między zajęciami popołudniu.

Ten pieprzony Jonathan nie miał jeszcze pojęcia, co go czeka.

- No dobrze. Tylko obiad.

Pannę Everhart czekała za to lekcja asertywności.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz