Rozdział 17

137 3 20
                                    

Neil

Nad ranem, zanim jeszcze zrobiło się jasno, miałem spotkać się w umówionym miejscu z typem o ksywie Barry. Nikt nie wiedział, jak tak naprawdę się nazywa i skąd pochodzi. Póki interesy z nim przebiegały dobrze, mnie też to nie obchodziło. Tym razem miał dla mnie jakiś nowy towar. Uznał, że to właśnie ja jestem najbardziej odpowiednią osobą do wprowadzenia w obieg jego eksperymentalnej ilości. Miałem zarobić na tym sporo kasy, więc nie śmiałem odmówić, mimo większego niż zwykle ryzyka.

Wszystko poszło gładko, więc chwilę po szóstej byłem już w mieszkaniu z torbą pełną tego syfu. Na moje nieszczęście obudziłem Maxa, który zwykle przemieniał się w bestię, gdy ktoś raczył wyrwać go ze snu.

- A ty co, z siłowni wracasz? - spytał ochrypłym głosem. Stał przede mną w samych gaciach, podpierając się o ścianę. Mrużąc oczy, toczył zapewne walkę ze światłem dziennym.

- Kiedy jedni się opierdalają, drudzy muszą pracować. - Wzruszyłem ramionami. Max chwiejnym krokiem podszedł do mnie, przechwycił torbę i zajrzał do środka.

- To jest to od Barry'ego? Co to w ogóle jest?

- Amfetamina, ale trochę inna.

- To znaczy?

- Barry nie chciał za wiele mówić, ale ponoć działa trochę jak amfa, ale też trochę jak ecstasy. Robią jakieś eksperymenty i chcą zobaczyć, jak to się przyjmie. Powiedziałem mu, że jest kretynem, jeśli myśli, że znajdzie tu koneserów. Większość tutejszej patologii wciągnie wszystko, nawet czyste, pokruszone szkło, byleby coś wciągać. Śmiał się, że jeszcze się zdziwię.

Max spojrzał na mnie przekrwionymi oczami i burknął coś niezrozumiale.

- Oby to nie był jakiś podrzędny syf, w jakim babrają się ci śmieszni dilerzy pokroju tego przychlasta Marcusa. - dodał po chwili, przyglądając się uważnie białej, sproszkowanej substancji. - Czyli mówisz, że jeśli to wezmę, to oprócz tego, że poczuję ochotę urządzenia imprezy z połową miasta i tańczenia z tobą nago w centrum, stwierdzę nagle, że cię kocham i będę chciał stać się twoim zaborczym, troskliwym partnerem i terapeutą w jednym?

- Cholera wie. Całkiem możliwe. - prychnąłem. Byłem w tym biznesie od lat, ale wciąż podchodziłem z pewnym dystansem do takich eksperymentów. Teraz, gdy miałem nowy cel, tym bardziej wolałem być ostrożny. Za niedługo miałem coś ważnego do zrobienia, nie mogłem nawalić. Chyba że...

Oczy Maxa rozbłysły ochoczo, a jego usta zaczęły rozszerzać się w uśmiechu.

- Wybij to sobie ze swojego durnego łba. - rzuciłem ostrzegawczym tonem i zamknąłem torbę.

- No weź, tylko trochę. Zostanie dla innych jeszcze w opór. - skomlał jak nastoletni gówniarz, któremu po wzięciu kilka razy ecstasy na imprezie zaczęło się wydawać, że wszystkie inne narkotyki zadziałają podobnie.

- Nie chodzi o ilość. Najpierw trzeba zrobić rozeznanie. Nie będę się tym faszerował, gdy przedtem się nie dowiem, jak naprawdę to działa. Masz tego nie dotykać. - syknąłem. Max skwitował to na swój bezpośredni sposób, po czym oznajmił, że jestem egoistą. Schowałem torbę do skrytki, którą była nasza z pozoru normalna szafa, w rzeczywistości posiadająca drugie dno.

- Zastanawiam się, jakim trzeba być debilem, żeby chować takie rzeczy w mieszkaniu, do którego każdy może sobie wejść. Ciekawe, ile razy sąsiedzi widzieli nas z przeróżnymi torbami, mimo tego, że staramy się być dyskretni. - zakpił Max, tęsknie spoglądając, jak zamykam szafę na klucz.

- Może myśleli, że wracamy z wakacji. - mruknąłem. Max zaśmiał się ochryple.

- Chyba z Kolumbii.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz