Rozdział 10

598 9 5
                                        

Angie

- Ojciec nie wie, że palę. Ukatrupiłby mnie.

Blaire zaśmiała się cicho i przymknęła drzwi balkonowe, by nie pozwolić dymowi przedostać się do środka jej pokoju.

Sam balkon był urządzony dość przytulnie. Girlandy światełek, rośliny, wygodne, podwieszane fotele z mnóstwem poduszek. Mogłoby się wydawać, że dziewczyna próbowała stworzyć sobie choć jeden przytulny i zaciszny kącik w domu, który był piękny, ale zimny i nieprzyjazny.

- Myślę, że gdyby teraz przypadkiem to odkrył, nie przejąłby się aż tak bardzo. Siedzi w salonie z kimś, kim znacznie bardziej się obecnie przejmuje. - Uśmiechnęłam się krzywo, usiłując choć trochę rozjaśnić atmosferę. Skutek był dość marny, ale i tak nie mogłam narzekać, że byłam teraz na piętrze z Blaire, podczas gdy na dole, w salonie, wciąż toczyła się ciężka dyskusja.

Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas, który skojarzył mi się trochę z jej kochanym braciszkiem. Nie dostrzegałam między nimi zewnętrznego podobieństwa, ale nie dało się zaprzeczyć, że łączyła ich ta sama iskra, o której sami pewnie nie mieli pojęcia.

- To mój ojciec. Zawsze znajdzie okazję do zrobienia awantury. To jego hobby. - stwierdziła Blaire i mocno zaciągnęła się papierosem, po czym wypuściła z ust chmurę dymu. - Strasznie głupio to wygląda. Dorosła dziewczyna chowająca się ze szlugami przed ojcem i obawiająca się szlabanu.

- Słyszałam już od kilku osób o podobnym stanie rzeczy. Nieraz tak po prostu jest, szczególnie, gdy rodzinka lubi się czepiać i chce się sobie oszczędzić słuchania słów krytyki. Nieraz warto wybrać święty spokój. - łagodziłam. Blaire zerknęła na mnie z tak wyraźną aprobatą, jakby dostrzegła we mnie bratnią duszę. Pomyślałam, że pewnie rzadko ma okazję porozmawiać z kimś, przy kim może pozwolić sobie na szczerość i ironiczne komentarze.

Prawdę mówiąc poznanie Blaire, które stresowało mnie chyba najbardziej, bo to od niego zależało moje być albo nie być, finalnie nie przebiegło aż tak źle. Nastawiłam się na sztywną rozmowę z typową paniusią z bogatego domu, która traktowałaby mnie z nieznośną wyższością i pogardą. Blaire jak na razie zdołała na mnie zrobić zgoła inne wrażenie, mimo że wymieniłam z nią tylko kilka zdań.

Zgadzając się na ten popieprzony plan Neila, spodziewałam się właściwie wszystkiego. Starałam się zachować pion, gdy przybył jego ojciec i omal nie skoczyli sobie do gardeł. Obserwowałam reakcję Isabelli i Blaire, gdy dowiedziały się, kim tak naprawdę jest Neil Devin i usiłowałam nie okazywać, jak bardzo dziwi mnie ich spokój. Wydawało mi się, że idzie mi naprawdę całkiem nieźle. Ale coś we mnie pękło, gdy cienie pewnej historii zamajaczyły na idealnym obrazie, który niezmordowanie usiłowała tworzyć ta rodzina. Oczywiście wiedziałam, że takich rodzin jak ta jest mnóstwo. Sama też mogłam pochwalić się wybitnymi osiągnięciami swojej, które głównie oscylowały wokół kłamstw, przemocy i wywoływania traum. Chyba właśnie przez to poczułam, że mnie i Neila może coś łączyć. Oboje byliśmy dorosłymi, którzy wciąż nie pogodzili się z utraconym dzieciństwem.

Zupełnie nie wiem, jak to w końcu wyszło, że znalazłam się nagle z Blaire w jej pokoju, ale stało się to w najbardziej odpowiednim momencie, właśnie wtedy, gdy zaczęło do mnie docierać, że Neil Devin być może jednak jest człowiekiem, przez co autentycznie mogłoby być mi go żal.

- W końcu ktoś, kto to rozumie. Niech zgadnę, twoi starzy też zmuszają cię do bycia idealną córką? - spytała Blaire i speszyła się nagle. - Wybacz, nie powinnam być taka bezpośrednia. Ale po prostu wiem, jak to jest w naszym środowisku.

- Nic nie szkodzi. - odparłam, ukrywając zakłopotanie. Musiałam grać dalej. - Ja na szczęście mieszkam sama już od jakiegoś czasu. Powiedzmy, że ta rozłąka wpłynęła pozytywnie na nasze relacje.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz