Rozdział 11

175 2 4
                                    

Neil

Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, czy nie warto byłoby rzucić palenia, bo znów nie mogłem złapać oddechu. Dusiłem się, mając przy tym wrażenie, jakby jakaś nieprzepuszczalna powłoka przykrywała moją twarz. Dłuższą chwilę zajęło mi zorientowanie się, że to cholerne włosy.

Odgarnąłem je, machając rękoma jak tonący wariat. Od razu lepiej.

Usiłowałem otworzyć oczy, ale zbyt jaskrawe światło dnia mnie pokonało. Syknąłem, czując irytujące pulsowanie w czaszce. Znowu to samo.

Po kilku próbach wreszcie się udało. Widok skotłowanej pościeli i nagich, krągłych pośladków od razu podziałał na mnie pobudzająco. Przez kilkanaście sekund usiłowałem przypomnieć sobie, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich godzin. Miałem w głowie jakiś ogólny zarys, bez znaczących szczegółów. Uznałem więc, że stało się to, co zwykle. Muzyka, klub, dragi, alkohol i laski. I w sumie nie miałbym w sobie ani grama żalu, gdyby te pośladki obok mnie należały do pewnej wkurzającej blondynki, na co miałem ogromną nadzieję.

- Dzień dobry, książę. - wymruczała nieznajoma tuż przy moim uchu. Nie pamiętałem nawet jej imienia, chociaż i tak pewnie nie było to istotne nawet dla niej.

- Która godzina? - wychrypiałem. Brzmiałem tak okropnie, że mógłbym sam się siebie przestraszyć. Nic dziwnego. Miałem wrażenie, jakbym połykał piasek.

- Nie mam pojęcia. - odparła, z ciężkim westchnieniem zwlekając się z mojego łóżka. Miałem idealny widok na jej ciało, ale tym razem jakoś wcale nie chciałem patrzeć.

- Ja pierdolę. - mruknąłem pod nosem. Nie było to nawiązanie do jej osoby, ale najwyraźniej tak to odebrała.

- Myślałam, że rano będziesz nieco milszy. - powiedziała z cieniem zawodu, rozglądając się w poszukiwaniu swoich ubrań. - Twój współlokator powiedział, że mogę zostać na obiad, bo robisz świetny makaron. No a ty stwierdziłeś, że nie ma opcji i mam wypierdalać, gdy tylko skończymy. Ale potem chyba było ci już wszystko jedno.

- Mhm.

Miałem już jej powiedzieć, by nauczyła się, że słów Maxa nigdy nie należy brać na serio, ale stwierdziłem nagle, że to bez sensu. Przecież i tak się już więcej nie zobaczymy.

Nie miałem siły ani ochoty podnosić się z łóżka. Poza tym byłem pewien, że nie skończyłoby się to dobrze. Przez kilka następnych minut tkwiłem więc bez ruchu i bez słowa, bacznie obserwowany przez nieznajomą, która doprowadzała się do ładu. Im dłużej to trwało, tym bardziej bolała mnie głowa.

Gdy wreszcie zniknęła, zabierając ze sobą nieprzetrawiony zapach nocy i kwiatowo-owocowych perfum, poczułem się odrobinę lepiej. Ale tylko odrobinę.

To uczucie nie było mi obce. Ile to razy byłem zresztą w gorszym stanie, kiedy myślałem już, że jestem bliski przejścia do innego wymiaru. Tym razem nie było aż tak źle, po prostu trochę się schlałem i nafaszerowałem tym syfem, którego od jakiegoś czasu starałem się nie tykać na co dzień. Trochę popłynąłem, chyba nawet dałem w mordę jakiemuś natrętnemu typowi i zaliczyłem jakąś laskę w moim mieszkaniu. Zdarza się.

Pierwszy raz miałem jednak jakieś moralne wyrzuty, tak jakbym zdradził kogoś, a przede wszystkim siebie samego. To było cholernie głupie, ale wyobraziłem sobie, jak Angie urządza mi za to awanturę, jakby naprawdę była moją kobietą i miała prawo robić mi wyrzuty. W rzeczywistości na pewno miała to wszystko gdzieś. Godziła się na ten cały cyrk, bo się mnie bała. I może dlatego, że zrobiło jej się mnie szkoda, a tego najbardziej nie potrafiłem znieść. Nie potrzebowałem współczucia, słów otuchy, a przede wszystkim prawienia kazań.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz