Rozdział 19

333 8 8
                                    

Angie

Wszystko trafił szlag, ale pomyślałam, że może musiało tak być.

Może pan Devin musiał przekonać się, że nie zawsze może dostać to, czego chce. Może w końcu miał zrozumieć, że czasem trzeba odpuścić.

Cóż, byłabym naprawdę naiwna, gdybym naprawdę w to wierzyła. Neil Devin nigdy nie odpuszczał. Teraz, gdy sprawy przybrały nieco inny obrót, niż sobie założył, mógł jedynie wypuścić z siebie bestię. Z tego też powodu chciałam trzymać się od tego z dala. W samej teorii wypełniłam moje zadanie i nie miałam dalej obowiązku uczestniczyć w jego intrygach. Byłam wolna.

Czekałam na ten moment, na błogie uczucie ulgi, ale to nie nadchodziło. Jakoś nie potrafiłam wyrzucić z myśli tego mrocznego rycerza, zwłaszcza gdy udało mi się przekonać, że zło, które w nim tkwi, nie jest złem w czystej postaci. Był to bardziej smutek i gniew, który gromadzony latami przerodził się w potrzebę niszczenia wszystkiego, co jakkolwiek przypominało mu o jego słabościach.

Wiedziałam, że nie powinnam była się nad nim litować, ale sposób, w jaki opowiadał o swoim dzieciństwie, chwytał mnie za serce. Nie chciałam go usprawiedliwiać. Znałam jego podłość, jego bezwzględność i nieprzewidywalność. W myślach przyznawałam rację Kelly, która codziennie powtarzała mi, że zadawanie się z tym człowiekiem oznacza jedynie kłopoty. Starałam się słuchać mojego głosu rozsądku, ale nic nie mogłam poradzić na to, że coś wciąż uparcie przyciągało mnie do Neila. Może rzeczywiście miałam jakiś cholerny syndrom sztokholmski, a może to przez to, że wewnątrz oboje byliśmy tak samo zepsuci.

Od pechowych urodzin Blaire minęło kilka dni. Blaire nie odbierała ode mnie telefonów, ani nie odpowiadała na nagrane przeze mnie wiadomości. Było mi przykro, bo naprawdę czułam, że możemy się zaprzyjaźnić i nie rozpatrywałam naszej znajomości wyłącznie jako pretekst do zdobywania informacji dla Neila. Sam Neil też się do mnie nie odzywał. Nie dzwonił, nie nachodził mnie, nie pojawiał się w pubie u Teda, podobnie jak Max. Zastanawiałam się, czy czasem się nie pozabijali po ostatniej aferze.

Nadszedł czwartek, a wraz z nim moja wieczorna zmiana w pubie. Miałam zostać wraz z Jonathanem aż do zamknięcia. Kelly i Garry wyszli dwie godziny temu, zostawiając nas samych na warcie. Na całe szczęście dziś było w miarę spokojnie. Nawet nie musieliśmy na siłę wyganiać ostatnich, pijanych niedobitków.

- Coś cię znów trapi, dziewczyno. - westchnął Jonathan po dłuższej chwili intensywnego wpatrywania się we mnie. Myłam akurat podłogę, ale nie umknęło to mojej uwadze.

- Skąd. Ja po prostu taka jestem. Mam taki wyraz twarzy. - odparłam. Jonathan zaśmiał się cicho i oparł się o kontuar.

- To nieprawda. Wygląda na to, że masz zbyt mało powodów do uśmiechu, a szkoda, bo wprost za nim przepadam.

Zaczyna się.

- Wybacz, Jonathan. Pewnie gdybym była bogatą projektantką mody albo gwiazdą rocka i mieszkała w willi z basenem, uśmiechałabym się znacznie częściej.

Zabrzmiało to dość oschle, a wcale nie miało. Zrobiło mi się głupio. Nie mogłam wyżywać się na Jonathanie, który choć czasami był natrętny, nie miał przecież na myśli niczego złego.

- Tak naprawdę jestem po prostu zmęczona. Chyba dotarło do mnie, że czas coś zmienić, ale nie mam na to odwagi. Zawsze bałam się ryzyka i trzymałam się tych bezpiecznych opcji, a z drugiej strony chciałabym w końcu zawalczyć o siebie i o jakiś wewnętrzny spokój. Tak, by choć jednego dnia o nic nie musieć się martwić.- powiedziałam nagle. Sama nie wiedziałam, dlaczego wyrzuciłam to z siebie akurat przed Jonathanem. Nie był osobą, której chciałabym się zwierzać. Nie byłam nawet pewna, czy byłby w stanie mnie zrozumieć. Może chciałam po prostu wygadać się komuś, kto nie będzie mnie oceniał.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz