Rozdział 21

315 7 10
                                    

Neil

Jeszcze kilka godzin temu jej śmiech, na przemian z płaczem, odbijał się od ścian mojego pokoju. Teraz spała, skulona na moim łóżku, obok którego, leżąc na podłodze wśród pustych butelek, spał Max. Nie miałem pojęcia, która jest dokładnie godzina, ale pierwsze promienie słońca zaczynały wdzierać się do środka przez niedbale zasunięte żaluzje. Jeden z nich, niczym nieśmiały pocałunek, musnął blady policzek Angie. Tak bardzo chciałem, bym to ja mógł bezkarnie składać pocałunki na jej ciele. Zwłaszcza po tym, co stało się kilka godzin temu. A może właśnie przez to jeszcze bardziej nie powinienem.

Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, od razu zrozumiałem, że nie spocznę, dopóki nie zdobędę jej zainteresowania. Było jasne, że była dla mnie kimś wyjątkowym, że nie była jak te wszystkie dziewczyny, z którymi zapoznawałem się tylko na jedną noc. Zrzucałem to nie tylko na to, że przyciągała mnie swoją oryginalną urodą i pewien wrodzony wdzięk, ale miała w sobie coś, co mnie intrygowało. Mimo jej wkurzających odzywek i wybuchowego charakterku miałem nieodpartą, wręcz dziką ochotę na odkrywanie jej kolejnych tajemnic. Zahaczało to już o pewną obsesję. Angelina Everhart była moją obsesją i wiedziałem, że nie będę umiał już funkcjonować bez jej obecności w moim życiu.

Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zrozumiałem, że poza obsesją jest coś więcej. Coś, czego się bałem. Ja, Neil Devin, który nie boi się niczego, bałem się słabszej i delikatniejszej ode mnie istoty, która jakimś cudem trzymała mnie teraz w garści. Była jak nałóg, z którym musiałem jakoś zacząć sobie radzić. Musiałem się od niego uwolnić, by nie dać mu zniszczyć się jeszcze bardziej. Dotarło to do mnie w chwili, gdy pojąłem, że ta dziewczyna zobaczyła we mnie kogoś więcej, niż bezdusznego psychopatę przynależnego do mrocznego, bezwzględnego świata. Zobaczyła we mnie Alessandra Bianchi, którego chciałem w sobie zabić, tego zranionego, zagubionego chłopaka, który nie radzi sobie ze śmiercią matki i odejściem ojca, nie radzi sobie z samotnością i z tym, w jaki sposób przyszło mu żyć.

Ale przez większość czasu wciąż byłem przecież Neilem. Tym Neilem, który budził w niej niepewność, który robił mętlik w jej głowie. Nawet jeśli jakimś cudem udałoby mi się przy niej złagodnieć, i tak raniłbym ją na okrągło. Cierpiałaby, gdybym wciąż znikał, gdybym wracał w środku nocy, z ranami na ciele. Nie mogłaby zaakceptować moich sposobów na zarobek, tego, z kim musiałem się zadawać i ciągłego strachu, że któregoś dnia wyjdę z domu i już więcej do niego nie wrócę. Przede wszystkim, nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwo, które wiązało się z byciem zbyt blisko mnie. Nie od dziś było wiadomo, że ktoś, kto chciałby mnie do czegoś zmusić, najprościej zrobiłby to, znęcając się nad kimś, kto jest dla mnie ważny. Max poradziłby sobie, ale w przypadku Angie nie chciałem nawet myśleć o tym, co by się wydarzyło, gdyby ktoś niepostrzeżenie ją dopadł.

Angie mruknęła coś przez sen i poruszyła się niespokojnie. Nie mogąc się oprzeć, przysiadłem na skraju łóżka i delikatnie odgarnąłem z jej twarzy kosmyki jej jasnych włosów.

- Zostaw... - wymamrotała. Cofnąłem dłoń i ogarnięty nagłym przypływem jakiegoś cholernie negatywnego uczucia, znów przypomniałem sobie jej słowa sprzed kilku godzin.

- Mówiłaś o tym komuś? - spytał Max, otwierając kolejną butelkę wina. Byłem zdania, że Angie już i tak z nim przeholowała, bo najwyraźniej uznała, że dobrze będzie utopić smutki w alkoholu. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie i nie wiedziałem, jak daleko jest jeszcze od swojej granicy. Posłałem więc Maxowi ostrzegawcze spojrzenie, ale nic sobie z tego nie zrobił.

Angie siedziała na podłodze, rozkładając swoje długie, smukłe nogi, na których widniało kilka małych siniaków. Miałem nadzieję, że były one wynikiem wyłącznie jej niezdarności.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz