Angie
Bycie o północy na dachu budynku, w którym mieszkałam, dotychczas było dla mnie jedną z tych rzeczy, które w jakimś sensie wydawały mi się ekscytujące, ale nigdy nie miałam potrzeby, by po nie sięgnąć. Nie w samotności.
Gdy chłodne palce Neila dotknęły mojego nagiego ramienia, przeszyło mnie stado przyjemnych dreszczy. W tamtej chwili nie pragnęłam niczego więcej. Miałam jego u boku, miasto pod naszymi stopami i księżyc w pełni. Gdybym tylko mogła, sprawiłabym, by to nigdy nie zniknęło. Żebyśmy mogli stale tu być, albo stale tu wracać i żeby wszystkie nasze problemy zostawały tam, na dole, a my moglibyśmy być wolni.
- Nie jest ci zimno? - spytał Neil, przyglądając mi się badawczo. Zaprzeczyłam, ale i tak był nieprzekonany. Objął mnie swoim ramieniem, a ja mocno się w niego wtuliłam. - Chodź tutaj. Podoba mi się ta sukienka, ale chyba nie jest zbyt odpowiednia na chłodniejsze wieczory.
- Raczej na wyjście w środku nocy na dach. - odparłam z przekąsem. Neil westchnął ze zniecierpliwieniem i pocałował mnie we włosy. Milczał.
Coś było nie w porządku. Był nieswój. Domyślałam się, że chodzi o jego sprawy, ale postanowiłam nie zasypywać go pytaniami, bo wiedziałam już, że niczego tym nie osiągnę. Musiałam uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż sam zechce mi się wygadać.
Byłam nieco zaskoczona, gdy wieczorem zadzwonił do mnie, oznajmił, że będzie za godzinę i żebym założyła coś na randkę, jeśli chcę. Byłam w rozsypce, więc gdy tylko odłożyłam słuchawkę, zaczęłam latać po mieszkaniu jak poparzona, szukając czegoś odpowiedniego do ubrania, zastanawiając się, jak chcę wyglądać, czy wreszcie robiąc naprędce makijaż i układając włosy, które koniec końców i tak pozostawiłam rozpuszczone. Nie miałam pojęcia, dokąd Neil chce mnie zabrać, dlatego też postanowiłam na sukienkę, która równie dobrze nadawała się na wyjście do restauracji, na spacer, jak i do knajpy w nieco luźniejszych klimatach.
Zjawił się punktualnie, w czarnej koszuli i z włosami zaczesanymi do tyłu. Miał ze sobą butelkę czerwonego wina i koszyk piknikowy.
- Mówiłeś, że nie będziesz zabierał mnie na pikniki na plaży. - wytknęłam mu.
- Na plaży nie. Ale na dachu, carissima.
Cóż, musiałam stwierdzić, że zupełnie się tego nie spodziewałam, ale podobało mi się. I co by nie mówić, było to cholernie romantyczne. Zwłaszcza, gdy okazało się, że miał ze sobą też świeczki, które porozstawiał dookoła koca.
- Chciałem zabrać cię do jakiejś dobrej restauracji, albo w jakieś inne, ładniejsze miejsce. Ale dziś musiało stanąć na tym. - wyjaśnił, jakby usłyszał nagle moje myśli.
- W każdym miejscu można dostrzec coś ładnego. Szczególnie, gdy jest się tam z kimś, kto... - urwałam, bo jego usta zetknęły się z moimi.
- Posiadasz niesamowitą umiejętność, Angelino. - wymruczał między pocałunkami. - We wszystkim potrafisz dostrzec coś ładnego, choć nieraz naprawdę ciężko jest się tego doszukać.
- Czytałeś dalej mój notatnik, prawda? - spytałam, odsuwając się od niego. Uśmiechnął się lekko i skinął głową. Znów ogarnęło mnie zakłopotanie, które postanowiłam wyciszyć kolejną dawką wina. Cóż, nie wstydziłam się tego, co napisałam, ale było to czymś bardzo intymnym. Pisałam o wszystkim tym, co czułam, a czego nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos. Tak było mi łatwiej. Właśnie dlatego, oddając Neilowi mój notatnik, oddałam mu cząstkę mojej duszy.
- Neil Devin, człowiek o spojrzeniu kogoś, kto nie posiada duszy. Śliczniusi z zewnątrz, jak to stwierdziła Kelly, ale wewnątrz zepsuty i zgniły. Nie chcę, żeby więcej przychodził. Patrzę na niego i nie chce mi się wierzyć, że ktoś taki jak on posiada w sobie jakąś cząstkę dobra. Niech idzie do diabła. - zacytował, nie kryjąc rozbawienia.
CZYTASZ
The Sinner
RomanceOpowieść o miłości, która rozkwita tam, gdzie króluje zniszczenie. Neil Devin od zawsze żył w cieniu przemocy i zdrady. Jako syn włoskiego wpływowego biznesmena, człowieka, który nigdy go nie chciał, dorastał w świecie zbrodni, używek i nielegalnych...