Rozdział 4

789 14 9
                                        

Neil

Z każdym dniem gasła coraz bardziej. W jej oczach nie widziałem już iskierek nadziei, którą żyła od prawie już piętnastu lat.

Gdy jednego wieczoru nagle poprosiła, bym został przy niej, wiedziałem, że zbliża się nieuchronne.

- Nie możesz się poddać. I ja też się nie poddam, rozumiesz? Znów zdobędę lekarstwo, zdobędę go tyle, ile będzie trzeba. Sprowadzę najlepszych lekarzy z Europy. Zrobię wszystko.

Kręciła głową, uśmiechając się delikatnie. Tylko na tyle miała siłę.

- Oboje wiemy, że to na nic, synku.

- Nie mów tak! - uniosłem głos. Trząsłem się z nerwów i z nieposkromionego pragnienia zemsty. Gdyby nie to wszystko, co zafundował jej ten śmieć, jeszcze miałaby w sobie wolę walki. Przez te wszystkie lata mierzyła się ze wszystkimi przeciwnościami głównie ze względu na mnie, poświęcała się, bym miał jakiekolwiek warunki do dorastania. Było ciężko, ale byliśmy w tym razem. Od jakiegoś czasu to ja jej się odwdzięczałem, lecz pilnowałem, by nie dowiedziała się, że wstąpiłem na złą drogę. To złamałoby jej serce jeszcze bardziej. - Nie zasługujesz na to.

Westchnęła cicho i uraczyła mnie tym swoim łagodnym, smutnym spojrzeniem.

- Każdego kiedyś to czeka. Ale już teraz mogę ci obiecać, że nigdy tak naprawdę się nie rozstaniemy. Zawsze będę przy tobie. Gdy za mną zatęsknisz, wystarczy, że spojrzysz w niebo. Wtedy będziesz wiedział, że jestem.

- Co mi po jakimś cholernym patrzeniu w niebo, skoro nie będę miał cię tutaj, na ziemi. - prychnąłem. Gardło ścisnęło mi się niemiłosiernie, dłonie zaczęły drżeć. Nie chciałem się rozklejać, nie przy niej. Ale nic nie mogłem na to poradzić, do cholery.

- Za którymś razem to zrozumiesz. Zwłaszcza wtedy, gdy ujrzysz księżyc. W mojej rodzinie mówiło się, że to on zdradza te najgłębsze tajemnice.

- Księżyc...?

- Niby jest tylko jeden, ale każdy z nas ma swój. Ty też, synku.

Zamilkła nagle i zamknęła po chwili oczy, przyprawiając mnie o stan przedzawałowy. Na szczęście po prostu zasnęła. Wciąż była ze mną.

***

Księżyc.

Nosiła pierdolony wisiorek z księżycem.

Sam nie wiem, dlaczego to tak przykuło moją uwagę. Być może popadłem w jakiś nostalgiczny nastrój, po tym jak dziś z samego rana wraz z Maxem dopadliśmy jednego cwaniaczka, który jakiś czas temu nakablował na nas do nieodpowiednich osób. Max był akurat w nastroju do zabaw, więc postanowił trochę się nad nim poznęcać, aż w końcu i ja miałem dość wysłuchiwania nieustających jęków i błagań o litość. Byłem poddenerwowany, bo w dalszym ciągu nie dowiedziałem się niczego nowego na temat Leona Vance'a. Postanowiłem pójść na drinka do pubu Teda i trochę pomyśleć w samotności nad tym, co dalej. Nie spodziewałem się tylko, że uniemożliwi mi to jasnowłosa kelnerka.

Ten jej cholerny naszyjnik przecież zapewne nic nie znaczył. W dodatku z pewnością wiele osób posiadało zawieszkę w kształcie księżyca i nie powinienem doszukiwać się w tym jakiegoś drugiego dna. A jednak, gdy w głowie zadudniły mi słowa mojej matki sprzed ponad czternastu lat, coś mną wstrząsnęło. Nadal też nie rozumiałem, o co jej wtedy chodziło.

Dosyć szybko zrozumiałem za to, że Angie nieco różni się od pozostałych kelnerek. Co prawda, tak jak one była tu, bo musiała, i tak jak one gardziła elementami, które zwalały się tu każdego dnia i wieczora. Tak jak one bała się mnie, ale jako jedyna miała odwagę spojrzeć mi prosto w oczy. Cóż, właściwie niewielu było w stanie się na to zdobyć. Albo więc miała w sobie coś z masochistki, albo po prostu nie do końca zdawała sobie sprawę, z kim ma do czynienia.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz