Rozdział 31

93 2 5
                                    

Neil

Podstarzały sąsiad z bloku naprzeciwko siedział na rozkładanym krzesełku, udając, że czyta gazetę, choć tak naprawdę co chwila zerkał na mnie z niesmakiem. Stałem na balkonie w samych bokserkach, dopalając papierosa i napawając się ciepłym, przyjemnym wiatrem. Przez uchylone oszklone drzwi dobiegał zapach kawy i czegoś słodkiego.

Żołądek ścisnął mi się boleśnie, lecz bynajmniej nie z głodu. Zapomniałem, czym był cholerny głód i wszelkie inne dolegliwości, kiedy miałem przy sobie tę kobietę.

Kobietę, która minionej nocy dała mi siebie. Dała mi swoje serce i był to najpiękniejszy dar, jaki mogłem kiedykolwiek otrzymać. I na który nie zasługiwałem. Nie mogłem tego spieprzyć.

- Powinieneś to rzucić. - usłyszałem za plecami. Z ciężkim westchnieniem zgasiłem szluga i odwróciłem się do Angie, która miała na sobie tylko bieliznę i moją białą koszulę. To było jak trofeum.

Jasna cholera. Czy ona kiedyś przestanie tak na mnie działać?

- Jestem Włochem. Co drugi Włoch pali. - odparłem, starając się nie wlepiać wzroku w jej biust.

- No więc możesz być tym co drugim, który nie pali. - fuknęła. - Chodź na śniadanie.

- Jest druga po południu.

- To ty się wylegiwałeś. Ja za to zamierzałam produktywnie zacząć dzień, ale ktoś prawie zgniótł mi żebra.

Jezu. Jak można być jednocześnie tak wkurzającym i tak kuszącym?

- Chodź tutaj. - nakazałem. Podeszła bliżej i wspięła się na palcach, by mnie pocałować. Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami, przygryzając wargę w tak ponętny sposób, że w moim podbrzuszu znów obudziło się stado pierdolonych motyli. - Zaraz cię stąd zrzucę, jeśli nie przestaniesz.

- Takie groźby są karalne, Devin. - oznajmiła wojowniczo.

- Karalne jest kręcenie przede mną tyłkiem w tak seksowny sposób. - skwitowałem. - Chodźmy już na to śniadanie. Trzeba uzupełnić trochę spalonych kalorii.

W kąciku warg Angie zamajaczył cień uśmiechu, mimo że wydawała się trochę speszona. Pocałowałem ją w szyję, objąłem w pasie i ruszyłem wraz z nią do środka. Obejrzałem się jeszcze na wścibskiego sąsiada. Kręcił głową z niesmakiem. Pewnie zazdrościł nam takiego beztroskiego poranka. Czy raczej popołudnia.

Angie przygotowała dla nas kawę i mini pankejki. Dopiero gdy ujrzałem ich stos, uświadomiłem sobie, że nie jadłem niczego od ponad doby.

- Wy i te wasze amerykańskie śniadania. - mruknąłem, nakładając na swój talerz pokaźną porcję dżemu. Gardziłem czymś takim jak syrop klonowy.

- Nie smakuje ci? - spytała Angie. Patrzyła na mnie w taki sposób, że natychmiast pożałowałem, że się odezwałem. Wczoraj zdzieliła mnie swoją torebką, a teraz miała pewnie zamiar wypróbować patelnię.

- Jest pyszne. Kawa też niezła. - zapewniłem. - Ale i tak nie może równać się z tą, którą pijałem we Włoszech.

Angie przewróciła oczami i usiadła naprzeciwko mnie.

- Może kiedyś nauczysz mnie taką parzyć.

- Najpierw trzeba zdobyć dobre ziarna. Tutaj sprzedają sam chłam. Albo ta, pożal się Boże, pizza. Max często zamawia na śniadanie jakieś podrzędne pepperoni z sieciówek i dziwi się, że nie chcę tego tykać.

Angie zaśmiała się cicho, nalewając sobie kawy do filiżanki.

- W takim razie co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz