Rozdział 15

153 2 13
                                    

Neil

- Zachary Burton. - powtórzyłem po raz nie wiadomo który. Odpowiedziało mi tylko tykanie zegara i jakiś hałas z ulicy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że sprawa staje się coraz bardziej nagląca.

Byłem sam. Tkwiłem w ciemnym pokoju i zastanawiałem się, gdzie, do cholery, podziewa się Max. Miał tylko spotkać się popołudniu z grupką jakichś studentów, którzy zamówili sporą ilość towaru. Mimo że ostatnio raczej skupiliśmy się na nieco ważniejszych interesach niż zwykłe wciskanie kilku gramów zainteresowanym, tym razem postanowiliśmy podjąć zamówienie. Suma, która miała nam wpaść po nałożeniu odpowiedniej marży, była kusząca, zwłaszcza teraz, kiedy postanowiliśmy wykorzystać wszelkie środki, by uporać się zarówno z Burtonem, jak i z Vance'em, którzy spędzali mi ostatnio sen z powiek.

Jeśli chodzi o Burtona, w przeciągu jednego dnia udało mi się dowiedzieć zaledwie tyle, że był kiedyś przedsiębiorcą. Może nawet wciąż nim jest, ale nikt, z kim udało mi się porozmawiać, nie miał dokładnych informacji, albo też miał, ale nie zamierzał się nimi dzielić. Ten cały Burton był dość tajemniczą postacią, ale nie na tyle, bym nie był w stanie odkryć tych jego tajemnic. Chciałem zniszczyć go w sposób, którego nie mógł się spodziewać.

Usłyszałem nagle dźwięk otwieranego zamka. Wrócił Max.

- Gdzie cię wcięło? Studenci wciągnęli cię na ich niegrzeczną imprezę? zakpiłem.

- Miałem lepszą imprezę od nich. Byłaby jeszcze lepsza, gdybym mógł zrealizować mój plan. - odparł Max, chowając do lodówki czteropak piwa i jakieś przekąski.

- Jaki plan?

- Nieważne.

- Zachowujesz się jak zbuntowana gówniara. Jak się czujesz, Maxine? Nieważne. Dlaczego ostatnio przesiadujesz w swoim pokoju i czytasz poradniki pod tytułem "Toksyczni rodzice"? Odczep się. - ciągnąłem, próbując naśladować głos piskliwej nastolatki. Max zaśmiał się szyderczo.

- Widzę, że humorek dopisuje, jak na fakt, jak bardzo masz ostatnio przejebane.

- To nie tak. Po prostu patrzę na ciebie i jestem wdzięczny, że nie urodziłem się z taką mordą jak twoja. To jedyny powód, który napawa mnie aktualnie radością.

- Ja przynajmniej miałem dwoje rodziców.

- Którzy cię nie kochali.

- Fakt. Mówił ci ktoś, że jesteś strasznym chujem, Devin?

- Podejrzewam, że tak.

Max westchnął głośno i usiadł obok mnie z puszką piwa w ręku.

- Udało ci się coś ustalić na temat tego Burtona? - spytał.

- Niewiele. Na razie wiem tylko tyle, że był dyrektorem tej szkoły przez jakieś pięć lat i ma za sobą nieciekawą przeszłość, ale wybielił się na tyle, by móc objąć taką posadę. Prowadził jakąś działalność, ale nie wiadomo, jaką. Na pewno przeprowadzę więc jeszcze kilka ekscytujących wywiadów, gdy tylko wpadnę na kogoś, kto mógłby mieć więcej konkretnych informacji.

- Nie możesz po prostu przycisnąć twojego starego?

- Jasne, lecę. Skończy się tak samo jak wtedy, gdy zacząłem wypytywać go o Vance'a. Każe mi zamknąć dziób i zrobi się jeszcze bardziej podejrzliwy.

- A myślisz, że nie zorientuje się, gdy pod waszym wpływem jego ukochana córeczka zacznie węszyć?

Cóż, tego właśnie się obawiałem. Nie mogłem w pełni ufać również samej Blaire, ale wystarczyła mi chwila w jej towarzystwie, by przekonać się, że łatwo jest nią manipulować. Z tego, co mówiła Angie, łączy nas awersja do tego samego człowieka, co także mógłbym wykorzystać. Blaire wydawała mi się być więc materiałem na sprzymierzeńca. Najważniejsze było tylko to, by nie zorientowała się, że mi pomaga, za to skupiła się na swoim własnym celu. Musiałem porozmawiać o tym z moją Angie. Obawiałem się tylko, że po ostatnich zawirowaniach będzie jeszcze mniej chętna do współpracy.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz