Rozdział 24

132 2 6
                                    

Angie

- Mój Boże. Kto ci podarował całą kwiaciarnię? - zawołała od progu Kelly. Tak samo jak ja była zszokowana ilością i różnorodnością bukietów, które udało mi się wnieść do mojego mieszkania. Nie miałam zbyt wiele miejsca na szafkach i półkach, więc poustawiałam część wazonów i doniczek na podłodze, a część musiałam wynieść na balkon, by dało się w miarę poruszać po ciasnych pomieszczeniach.

- Zgadnij, kto byłby na tyle szalony. - odparłam z niesmakiem. Gdy tylko przeczytałam ten idiotyczny liścik od Neila, zapragnęłam natychmiast pozbyć się tych przeklętych kwiatów, które przecież i tak niedługo zwiędną. Nie rozumiałam, dlaczego postanowił mi je wręczyć, skoro dzień wcześniej uznał, że powinniśmy definitywnie zakończyć naszą znajomość, niby dla mojego dobra. Może na sam koniec chciał się po prostu popisać i zrobił to oczywiście w swoim stylu, a może też chciał mnie w ten sposób za coś przeprosić, tyle że słowo "przepraszam" zapewne nigdy dotąd nie opuściło jego ust, więc musiał wymyślić, czym je zastąpić.

Sama nie wiedziałam, czemu zdecydowałam się jednak wnieść cały ten kolorowy bazar do mieszkania. Lubiłam kwiaty. Poza tym, gdybym miała faceta i zdobyłby się on na taki gest, który, bądź co bądź, w samym zamyśle był cholernie romantyczny, poczułabym się jak w raju. Tyle że Neil Devin nie był moim facetem, a od teraz już całkiem miał być dla mnie nikim. Dziwiłam się, że podarowane przez niego kwiaty nie wydzielają woni zgnilizny.

- Na pewno nie Jonathan. Jego matka nie dałaby mu tyle kieszonkowego. - zakpiła Kelly. Zauważyłam, że nagle zaczęła mi się uważnie przyglądać. - Płakałaś. I to dużo.

Szlag. Więc nawet mój najlepszy korektor nie dał rady zatuszować sińców pod oczami.

- Jestem po prostu trochę zmęczona. - odparłam szybko. Kelly zacmokała z dezaprobatą i rzuciła swoją torebkę na fotel.

- Angie, dość tego. - zaczęła dosadnie. - Wiem wszystko.

Zamarłam. Wszystko, czyli tak naprawdę ile? Skąd się dowiedziała?

- To znaczy? - zapytałam, starając się nie zdradzić, jak bardzo się zdenerwowałam. Od wczoraj zastanawiałam się, co powinnam zadecydować w przypadku Kelly. Znała mnie prawie na wylot i było pewne, że prędzej czy później zdołałaby coś ze mnie wyciągnąć. Bardzo nie chciałam wplątywać jej w tę popieprzoną historię. Pomijając fakt, że wiedziałam, że urwałaby mi głowę, gdyby dowiedziała się, że znów miałam do czynienia z Neilem Devinem, nie miałam pojęcia, jak zareagowałaby, gdyby spadła na nią informacja o tym, co wydarzyło się w magazynie za miastem.

Kelly westchnęła ze zniecierpliwieniem.

- Myślałaś, że nigdy się nie dowiem?

Jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, że brakuje mi strofowania przez apodyktyczną matkę, myliłam się.

- O czym?

- No wiesz, w końcu nie jestem twoją matką. - rzuciła z niesmakiem, jakby umiała czytać mi w myślach. - Poza tym, rozmawiałyśmy już na ten temat wiele razy. Znasz moje zdanie. Zrobiłam zresztą to, co powinnam, a ty robisz to, czego wręcz nie powinnaś. Ale co ja mogę na to poradzić? Nie musisz nic mówić. Wiadomo, kto mógłby porwać się na coś takiego.

Kelly wskazała na ogromny bukiet z eustomy i róż. To właśnie jego widok sprawił, że nie miałam serca wyrzucić tych wszystkich kwiatów.

- No tak. Trudno się nie domyślić. - westchnęłam. - Kelly, nie chciałam ci mówić, bo wiedziałam, że byś się martwiła.

- Jasne. Przyznaj, że po prostu się bałaś, że się wścieknę i znów pójdę na policję. - odparła, pesząc mnie niemiłosiernie. Tak, cholera jasna. Tego się właśnie bałam. - Tak, wiem, że jesteśmy dorośli i mamy prawo podejmować decyzje jakie tylko chcemy i nikt nam nie może tego zabronić. Ale pomyśl, co ty byś czuła, gdybyś była na moim miejscu.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz