12.

37 7 0
                                    

Drake przeciągnął się w pościeli, z głośnym pomrukiem zadowolenia. Obudził się dziś wyjątkowo wypoczęty i rześki. Czy miały na to wpływ wczorajsze wydarzenia, czy fakt, że nie musiał zrywać się o świcie, nie miało to dla niego znaczenia. Założył ręce za głowę i wpatrywał się w sufit. Jego sypialnia nie posiadała zwykłych okien a ogromny świetlik w suficie, ciągnący się przez całą długość pokoju. Widział przez niego czyste, błękitne niebo i gałęzie drzewka z ogrodu na dachu. Na jednej z nich przysiadł ptak o brązowo-beżowo-czarnym umaszczeniu. Drake zmruży oczy i zaraz uniósł brwi zaskoczony. Dzięcioły Karłowate żyły raczej na górzystych terenach, a mimo to jeden z nich przypałętał się akurat do jego ogrodu.

Możliwe, że w górach spadł już śnieg i ptaszek musiał szukać innych miejsc do żerowania. W tym roku jesień w Tokio była wyjątkowo łagodna i ciepła. Choć nie był pasjonatem ptactwa, a przynamniej nie tego upierzonego, lubił piękno tych skrzydlatych istot. Uśmiech sam wpełzł mu na usta, ale momentalnie zgasł, gdy ptak odleciał, pozostawiając na szybie biało-zielonkawy objaw swej obecności. Chwilę wpatrywał się w obrzydliwą plamę na szkle, wzrokiem pełnym pogardy.

Energicznie odrzucił kołdrę, wstając z wygodnego, ciepłego łóżka. Umył się i ubrał w codzienne ciuchy. Dresowe spodnie i opiętą koszulkę z krótkim rękawem. Mógł sobie dziś pozwolić na dzień wolnego, a nawet musiał. Jego chłopaczek, z całą pewnością, nie będzie dziś w stanie samodzielnie funkcjonować, po tym, co zapewnił mu w nocy. Zdziwiłby się ogromnie, gdyby zastał go w kuchni, przygotowującego śniadanie.

Tak jak przypuszczał, gdy zszedł na dół, apartament świecił pustką a panująca w nim cisza, aż dzwoniła w uszach. Zaparzył więc sobie kawę i popijając ją, zajrzał do lodówki. Pani Chen zrobiła zakupy, więc mógł przebierać w smakowitościach pełnej lodówki. Miał dziś ochotę na coś lekkiego, więc zrobił sobie szybką sałatkę z ogórka, sezamu i ostrej papryczki. Po namyśle przygotował do tego grzankę z serem i szczypiorkiem.

Zjadł spokojnie, dopijając smolisty napój bogów, czyli kawę. Wstawiając naczynia do zlewu spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. Dochodziła ósma a Mick wciąż nie dawał oznak życia. Zaparzył więc czarną herbatę, dodał do niej słodzony sok malinowy i poszedł na górę z kubkiem. Postawił go na nocnej szafce, przy łóżku blondyna i potrząsnął jego ramieniem przez kołdrę.

Mick jęknął cicho, spoglądając na niego nieprzytomnie, szklistymi oczami. Jego twarz była zaczerwieniona a zęby dzwoniły o siebie. Zaniepokojony dotknął jego wilgotnego od potu czoła. Było gorące. Dzieciak musiał mieć wysoką temperaturę. Drake zaklął siarczyście pod nosem. Przecież dobrze go wczoraj opatrzył! Dla pewności sprawdził wszystkie bandaże i plastry, zwłaszcza opatrunek na karku. Rana po ugryzieniu nie była zaogniona a przez noc ładnie obeschła. Więc to nie ona była problemem.

Uniósł kołdrę, odsłaniając nogi blondyna. Jego stopy były wręcz fioletowe od siniaków. Opuchlizna była zdecydowanie większa na prawej z nich. Przez chwilę myślał nawet, czy może nie połamał mu kości? Ale zaraz odsunął tę myśl. Przecież bił go bambusowym, cienkim kijkiem. Prędzej by go na nim połamał niż uszkodził mu kości. Więc był to problem jedynie obitych tkanek. To jednak nie zmieniało faktu, że należało coś z tym zrobić. Dobrze, że wczoraj przed snem, przygotował ziołowy napar na okłady, by zmniejszyć obrzęk. Schował go do lodówki, więc był dostatecznie schłodzony. Zimne okłady, same w sobie, przyniosły chłopakowi pewną ulgę i na oko, zmniejszyły nieco opuchliznę.

Kiedy skończył obrócił go ostrożnie na bok i uniósł, by napoić go wystygłą herbatą. Mick spijał ją bezwiednie, ledwo kontaktując. Kiedy więc wypił połowę, ułożył go z powrotem na poduszce i pozwolił pogrążyć się we śnie. Sam zaś zszedł na dół, w poszukiwaniu komórki. Znalazł ją na stole w kuchni. Odszukał w kontaktach odpowiedni numer i wybrał połączenie.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz