42.

242 23 10
                                    

Mick gapił się tępo w monitor komputera. Po całym dniu spędzonym z Drake'iem był zmęczony do tego stopnia, że miał trudności ze skupieniem się na tyle, by w pełni rozumieć, co Pan usiłuje mu przekazać. Wciąż był na etapie zaskoczenia faktem, że siedziba jego organizacji znajdowała się w tym samym budynku, na szczycie którego był apartament i ogród na dachu, po którym swawolnie biegał nago, zmuszony do odgrywania roli psa. Myśl, że przez cały ten czas Drake mógł być tak blisko, budziła w nim dziwne odczucia, mieszankę niepokoju i dziwnego zadowolenia, że Pan mógł być w pobliżu.

Ludzie Drake'a, tak jak już zauważył po jego najbliższych ochroniarzach, znacznie różnili się od osiłków, którzy towarzyszyli wujowi Pana. Byli znacznie bardziej wyluzowani i zdecydowanie głośniejsi. Mick odnosił wrażenie, że znaleźli się w szatni drużyny rugby, tuż po meczu a nie w siedzibie mafii. Jednak, gdy widzieli Drake'a natychmiast cichli, poważnieli i kłaniali mu się na powitanie, prędko wracając do przerwanej pracy, która polegała na...

Mick nie bardzo wiedział na czym. Gdyby był to film spodziewałby się, że wszyscy chwycą pałki, noże i inną broń i wybiegną na miasto ściągać haracze od bogu ducha winnych mieszkańców. Ale to nie była głupia telenowela tylko prawdziwe życie. A całe to miejsce przypominało raczej siedzibę zwykłej firmy, która zajmowała się obrotem pieniędzmi czy innymi środkami. Mężczyźni i nieliczne kobiety, usiedli niemrawo przy biurkach i zdążył jeszcze dojrzeć wykresy, które wyświetlały ekrany ich komputerów. Rozdzwoniły się też telefony, ale nie usłyszał rozmów, bo Pan zabrał go swojego cichego, odosobnionego biura.

Eleganckie, drewniane meble i ciemny wystrój były dość smętne, ale kiedy usiadł w fotelu, przy biurku pod oknem, z dala od miejsca zwykle zajmowanego przez Drake'a, poczuł się tu całkiem dobrze. Wolałby oczywiście znajdować się gdzieś indziej, bo myśl, że przez cały czas Pan będzie patrzył mu na ręce była przytłaczająca, ale nie mógł nic na to poradzić. Pozostało mu więc skupić się na nowych obowiązkach. W końcu miał to być tylko tydzień. Jakoś to przecież wytrzyma.

- Rozumiesz? – Drake zapytał, kończąc swój wywód.

Mick zdał sobie sprawę, że nie usłyszał z niego praktycznie nic. Przed oczami migały mu jedynie spisy teleadresowe a obecnie na ekranie włączony był kalendarz, którym miał się zająć. Mimo wszystko pokiwał niepewnie głową, nie chcąc zezłościć Drake'a. Mężczyzna był dziś o dziwo bardzo spokojny a nawet niebywale cierpliwy, gdy Mick snuł się za nim na wszelkich spotkaniach, które odbywał. Pan zabierał go na nie, by pokazać mu z czym będzie się mierzył jako jego chwilowy asystent. Prędko okazało się, że będzie musiał też sporządzać notatki z tych spotkań. Dziś robił to akurat Misaki, ukradkowymi szeptami wyjaśniając mu, jak używać skrótów by nadążyć z notowaniem. Mick wiedział, że akurat z tym nie będzie miał najmniejszych problemów. Na uczelni, do której uczęszczał przed feralnym wyjazdem, mało który wykładowca przejmował się tak błahą kwestią jak to, czy jego słuchacze nadążają z notatkami.

- Jeśli czegoś nie rozumiesz, lepiej zapytaj teraz – uprzedził Drake.

Chyba wyczuł jego niepewność, bo patrzył na niego z wyczekiwaniem, jakby spodziewał się całej góry pytań. Mick nie chciał wyjść na idiotę. Przecież każdy głupi potrafił ogarnąć aplikację z planerem i książką kontaktów.

- Dam sobie radę, sir – zapewnił ostatecznie, mimo iż Pan nie wyglądał na przekonanego.

Drake przyglądał się dłuższą chwilę chłopakowi, jakby znów rozważał podjętą już decyzję. Tak na prawdę obszedłby się bez asystenta przez te kilka dni. Misaki doskonale radził sobie w tej roli, choć nie za to mu przecież płacił. To znaczy, odpaliłby mu za to pewną premię, ale wolał, żeby ochroniarz osłaniał mu dupę a nie siedział z nosem w jego planie dnia. Ale zaangażowanie w to Mick'a niosło wiele korzyści. Wuj, swoją uwagą, podsunął mu świetny pomysł.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz