Mick patrzył na swoje odbicie w lustrze jakby miał przed sobą innego człowieka. Jego włosy, dotąd w kolorze blond były teraz ciemno brązowe. Oczy zaś, za sprawą soczewek, które z trudem założył, niemal czarne. Już i tak jasna skóra, w kontraście do ciemnych włosów, wydawała się jeszcze bledsza. Wyglądał tak obco. Czy to w ogóle był jeszcze on? Miał wrażenie, jakby ktoś oderwał część jego tożsamości. Że to co czyniło go sobą zniknęło w chwili, gdy Hatoru nałożył mu farbę na głowę. Że Mick Chambers przestał istnieć. Został tylko Mick'i.
Ale może tak było lepiej? Może ta zmiana pomoże mu odciąć się od przeszłości i pogodzić z obecnym życiem, które, pełne bólu i upokorzeń, stanowiło teraz jego jedyną rzeczywistość. Wciąż miotał się w niej i stawiał opór, który niósł tylko więcej cierpienia. Czy naprawdę było warto walczyć o zachowanie swojego ja? Może o wiele łatwiej byłoby po prostu płynąć z prądem? Poddać się, przestać walczyć.
Wzdrygnął się, słysząc zdrobnienie własnego imienia, wypowiedziane głosem Drake'a. Pan stał w progu łazienki, przyglądając mu się z pewną rezerwą. Jego pospolity wygląd chyba i jemu nie przypadł do gustu. Ale przecież o to właśnie chodziło, prawda? Miał zniknąć w tłumie innych ludzi, stać się niewidzialnym. Drake wziął w palce kosmyk jego włosów i chwile je pocierał.
- No cóż, to tylko na kilka dni – skwitował. –Kiedy wrócimy do Japonii przefarbujemy cię z powrotem na blond – stwierdził, popędzając gestem ręki ochroniarza, żeby żwawiej sprzątał bajzel, którego narobił w ich łazience.
Hatoru wydawał się za to wyjątkowo zadowolony ze swojego dzieła. Z uśmiechem na twarzy zbierał porozrzucane rękawiczki, ubabrane farbą i całą resztę akcesoriów. Zerkał przy tym na pozostałą dwójkę, jakby oczekiwał słów uznania. Nie doczekał się ich jednak.
- Wyglądasz świetnie, naprawdę – odezwał się w końcu sam, widząc niepewne spojrzenie chłopaka, gdy wpatrywał się we własne odbicie.
Drake spojrzał na zegarek, marszcząc brwi. Robiło się późno. Cała ta procedura zmiany wizerunku Mick'a zajęła zbyt wiele czasu. Misaki zapewne czekał już na nich z samochodem.
- Musimy się zbierać – oznajmił stanowczo. – Mam dziś kilka spraw do załatwienia, ale nie będziesz mógł mi przy nich towarzyszyć – poinformował chłopaka i poszedł założyć krawat.
Mimo wszystko chciał mieć Mick'a pod ręką. Przecież całe to farbowanie było po coś. Mogli spędzać wspólnie czas pomiędzy spotkaniami. Uwzględnił to w swoim planie dnia.
- Hatoru, jedziecie z nami. Kiedy będę na spotkaniu zabierzesz młodego na siłownię. Niech się nie obija – oznajmił.
Mick wyjrzał z łazienki, zaskoczony. W sumie nie miał żadnych oczekiwań na ten dzień. Sądził, że będzie się snuł za Panem po jakichś nudnych miejscach, czy coś podobnego.
- Siłownia? – zapytał niepewnie.
Drake uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było śladu ciepła.
- Wczoraj ustaliliśmy, że chcesz trenować boks, czyż nie? Więc od czegoś musisz zacząć. Pokazałem ci już podstawowe ćwiczenia
Mick spuścił wzrok na swoje zabandażowane dłonie. Tak, musiał stać się silniejszy. Choćby tylko po to, żeby wklepać Kyleb'owi, kiedy już go dopadnie. A może nawet kiedyś, w dalekiej przyszłości, dzięki nabytym umiejętnością walki, zdoła wydostać się z piekła, w którym tkwił. To było bardzo pobożne życzenie, ale był to cel, do którego mógł dążyć. Cel, który nie pozwalał mu się załamać i popaść w szaleństwo.
-Tak... - odpowiedział po chwili, bez specjalnego przekonania.
- Hatoru pokaże ci sprzęt i nauczy z niego korzystać. Tymczasem rusz dupę i się spakuj. Za pięć minut musimy być na parkingu – Drake ponaglił go dość natarczywie.
CZYTASZ
Cena Pożądania (Yaoi)
RomanceMick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mic...