1.

218 20 4
                                    

Gruby, czerwony dywan, którym wyłożony był korytarz, tłumił ich kroki. Ściany, pokryte ciemnymi panelami, nadawały przejściu niezdefiniowanej grozy. A ciężkie, rzeźbione drzwi na końcu, które najpewniej były ich celem, napawały go przerażeniem.

Ochroniarze, którzy go prowadzili, trzymali go mocno za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę. Choć nawet o niej nie myślał, był zbyt skołowany. Dwóch rosłych osiłków w garniturach wpadło tego ranka do jego pokoju w hotelu kasyna i wyciągnęło go z łóżka w samych majtkach i spranej koszulce. Nie pozwolili mu nawet założyć butów, czy choćby skarpetek. Aż do teraz sądził, że musiało zajść jakieś potworne nieporozumienie, ale wtedy zobaczył Kyleb'a. Swojego przyjaciela, który namówił go na ten wyjazd. Miał rozerwaną koszulę i rozkrwawioną wargę. Prowadził go mężczyzna w takim samym ubiorze, jak inni ochroniarze. Chłopak nawet nie uniósł spojrzenia, gdy się zrównali, jakby nie mógł spojrzeć mu w oczy.

- Kal? - zawołał za nim słabo, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Wykręcił głowę, by spojrzeć na niego przez ramię.

- Kyleb, coś ty odwalił?!

Szarpnął się desperacko, usiłując dotrzeć do przyjaciela, ale jedyne co zyskał to silne pchnięcie w plecy, przez które mało się nie przewrócił. Umięśnione ręce na powrót zamknęły go w swoich kleszczach a drewniane drzwi stanęły przed nim otworem. Ostre światło oślepiło go na kilka chwil.

Dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły się do jasności dostrzegł, że znajduje się w czymś, przypominającym gabinet. Pod ścianą z prawej stał rząd regałów, pełnych książek i segregatorów. Z lewej kanapa i niski, kawowy stolik. Pośrodku pomieszczenia stało wielkie, szklane biurko na żelaznym stelażu. Na nim włączony laptop i jakieś dokumenty. O mebel opierał się wysoki mężczyzna o typowej, koreańskiej urodzie. Choć zapewne uchodził w swoim kraju za przystojnego. Krzyżował ręce na piersi, by po chwili sięgnąć po odpalonego papierosa i wsunąć go pomiędzy wargi. Zaciągnął się i głośno wypuścił dym, jakby wzdychał.

- Mick, tak? - poczekał, aż chłopak skinie głową. – Dobrze. Wyjaśnię ci teraz sytuację.

Zaciągnął się kolejny raz i zgasił kiepa w kryształowej popielnicy.

- Twój kumpel zaciągnął u mnie dług. Przeszło trzysta czterdzieści milionów won. Pech chciał, że przegrał całą sumę i nie ma jak jej spłacić - obwieścił, przyglądając się swoim paznokciom.

Mick w moment całkowicie pobladł. Jego umysł przeliczył kwotę na dolary, nim zdążył spokojnie to przemyśleć. Więc Kal był winien niemal trzysta tysięcy dolarów. Kurwa! Co za debil! Zaklął w myślach. Przecież potrzebowali całego roku, by odłożyć kasę na ten wyjazd. Na tydzień w Paradise Casino Walkerhill w Seulu i by kolejne dwa podróżować stopem po Południowej Korei i sypiać w przydrożnych motelach. Chyba zabrakłoby im życia, by uzbierać takie pieniądze. Nawet ich rodzice mieliby z tym problem. Nawet jeśli jego ojciec miał zakład z blacharką samochodową i mechaniką. Rodzice Kyleb'a zarabiali nieco lepiej jako radcy prawni, ale i tak...

Naglę naszła go pewna myśl. Czy to właśnie nazywało się oświeceniem? Albo chwytaniem się brzytwy, gdy się tonęło.

- Przegrał ją tutaj? W takim razie cała kwota wróciła do pana kieszeni - zauważył, głosem pełnym przekonania i głupiej nadziei.

Mężczyzna, nie kryjąc rozbawienia, roześmiał się w głos.

- To tak nie działa dzieciaku - skwitował.

Wyjął z paczki kolejnego papierosa i odpalił go zapalniczką na benzynę. Jej klang przez chwilę dźwięczał w ciszy pokoju. Mick myślał gorączkowo, jak wybrnąć z sytuacji. Jego mózg niemal się przegrzewał od natłoku myśli.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz