18.

27 7 0
                                    

Mick minionego wieczoru nastawił sobie budzik o dwadzieścia minut wcześniej, by spełnić swój poranny obowiązek względem Pana. Mimo, że była to tak niewielka różnica czasu po przebudzeniu czuł się dziwnie niedospany. Usiadł niechętnie i podrapał się po głowie, rozglądając niemrawo po pokoju. Szarawe światło poranka wdzierało się przez okno, ale deszczowa aura nie zachęcała do wstawania. Mimo to wygrzebał się z pościeli i skontrolował obecność pająka w terrarium.

- Cześć maluchu - przywitał się z nim i sprawdził wilgotność ziemi w doniczce na parapecie. – Tobie również przyjemnego dnia Henry - powitał też dracenę, uśmiechając się z lekkim rozbawieniem.

Czy gdyby ktoś zobaczył go w tym momencie, uznałby go za szaleńca? Zapewne tak. Ale jak miałby nie zwariować, żyjąc tak jak przyszło mu żyć?

Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy skierował się do łazienki, by umyć twarz i oficjalnie zacząć kolejny dzień swej udręki. Po porannej toalecie ubrał się w to samo co wczoraj, nie mając sił by przeglądać zawartość szafy. Najchętniej polałby ją benzyną i podpalił. Zastanawiał się już nawet nad tym, czy chodzenie nago nie byłoby lepsze. Po namyśle uznał jednak, że nie. Paradowanie z gołym tyłkiem przed tym niewyżytym dupkiem było po prostu niebezpieczne.

No właśnie, ten dupek. Wyjrzał ukradkiem na korytarz. W apartamencie panowała kompletna cisza, więc Drake jeszcze nie wstał. Prychnął na to z irytacją. On też miałby ochotę pospać dłużej. Zszedł na dół i włączył ekspres. Urządzenie pstryknęło kilka razy, zabulgotało groźnie i niespodziewanie posypał się z gniazdka snop iskier w akompaniamencie elektrycznych trzasków. Mick krzyknął przestraszony, ale instynkt wziął górę nad rozumem. Złapał kabel, najbliżej ekspresu jak mógł i pociągnął go. Wtyczka wyskoczyła z kontaktu i zapanowała cisza, w której jego przyspieszony oddech brzmiał niczym pohukiwanie parowozu. Roztrzęsiony oparł się o blat i zaklął na głos. Powinien był powiedzieć mężczyźnie, że ekspres się psuje. Dobrze, że skończyło się tylko na jego strachu a nie na pożarze.

Rozejrzał się po salonie, tknięty nagłą myślą. A co, jeśli w mieszkaniu rzeczywiście wybuchłby pożar? Jak miałby się z niego wydostać z tą cholerną obrożą na szyi? Czy system zabezpieczeń miał jakąś awaryjną furtkę, czy miałby tu spłonąć żywcem? Musiał zapytać o to Pana, bo ta myśl nie pozwoli mu spokojnie zasnąć. Postanowił najpierw skupić się jednak na kawie. Chyba widział w szafce staromodną kawiarkę. Ojciec pokazał mu kiedyś jak z takiej korzystać.

Nasypał zmielonej kawy do zbiorniczka, do drugiego nalał wody i wstawił urządzenie na kuchence. Po kilku chwilach poczuł zapach spalenizny, ale kawiarka zdawała się spełniać swoją funkcję. Przygotował w międzyczasie ulubioną filiżankę Drake'a. Spędził z nim może niewiele czasu, ale zdążył już zauważyć kilka jego przyzwyczajeń. Wbrew pozorom, pod wieloma względami jego Pan zachowywał się jak dziecko. Miał ulubione naczynia i sztućce. Nie przepadał na przykład za widelcami o krótszych ząbkach. Nie odzywał się co prawda, gdy wybierał je do serwowanych posiłków, ale widział żyłkę pulsującą mu na czole, gdy zasiadał do pysznej kolacji i dostrzegał je na stole. Trochę go to bawiło, więc ostatnio, niby to przypadkiem, wybierał właśnie takie naczynia, jak ten kwadratowy talerz z wizerunkiem błękitnego żurawia. Zastanawiało go, czemu Pan ich nie wyrzuci, skoro tak ich nie cierpiał, ale nie pytał o to.

Nalał wreszcie kawy do filiżanki i powąchał ją. Pachniała inaczej niż z nowoczesnego ekspresu, ale wzruszył na to ramionami. Przecież kawa to kawa. Wzdychając ciężko skierował się na piętro. Każdy kolejny stopień zdawał mu się coraz trudniejszy do pokonania, ale ostatecznie wdrapał się na szczyt schodów i zatrzymał dwa metry od sypialni bruneta. Obserwował jak smolisty płyn w ciemnozielonej filiżance kołysze się, wzburzony drżeniem jego rąk. Czego właściwie się tak bał? Przecież robił Drake'owi loda już nie raz. Tylko, że wczoraj mało go przy tym nie udusił... Pokręcił energicznie głową. Musiał wyrzucić z umysłu te myśli. Jeśli znów zarzuci mu nogi na plecy od razu się od niego odsunie. Tak, to był jakiś plan. A może w ogóle nie powinien tego robić? Przecież Pan był ranny po postrzale, z tego co zdołał zrozumieć.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz