3.

178 21 0
                                    

Mick przebudził się w swojej celi. Zaspany wpatrywał się w bujającą się nagą żarówkę, zwisającą na kablu z sufitu. Tu zawsze panował przeciąg, choć nie było okien. Powiew powietrza pochodził z małej kratki wentylacyjnej, tuż u sufitu. Leżał tak dopóki nie przyniesiono mu posiłku. Podniósł się z wysiłkiem i rzucił niedbale koc na pryczę. Rozłożył krzesło i usiadł na nim ostrożnie przy stoliczku, wziął do ręki plastikową łyżkę i chwilę grzebał nią w jedzeniu, nim włożył je do ust. Stwierdził ze znużeniem, że chociaż posiłki dawali tu przyzwoite.

Mimo to krzywił się przy każdym kęsie, nie z powodu smaku potrawy, ale z bólu w dolnych partiach ciała. Minionej nocy znów został zgwałcony, tym razem przez trójkę ochroniarzy a właściciel kasyna, ten skurwiel, siedział w fotelu popijając drinka i przyglądał się z obrzydliwym uśmiechem. Za pierwszym razem Mick'iem wstrząsnęło, że mężczyzna nie robił sobie nic z jego krzyków i wołania o pomoc, później z jego błagania i łez. Teraz już nawet nie krzyczał, bo wtedy oszczędzali mu chociaż bicia. Właściciel był bezdusznym skurwysynem.

Minionej nocy, po wszystkim, musiał mu jeszcze obciągnąć, choć brunet widział doskonale, że nie miał już na to sił, że krwawił. Kiedy, mimo to, wykonał polecenie, szef pogłaskał go delikatnie po głowie, jakby go nagradzał. Tak łatwo go złamali...

Chłopak, gapiąc się w rysę na ścianie, zastanawiał się, jak długo właściwie już tu tkwił? Z pewnością na tyle długo, że rany po pierwszej chłoście zdążyły się zagoić a na lewym udzie wytworzyła się blizna. Była zaróżowiona i nieco wypukła. Ale ta wiedza na nic mu się zdała. Kompletnie gubił tu poczucie czasu. Nie mógł być pewien, że zapalanie i gaszenie świateł odbywało się w trybie dobowym. Nie raz miał wrażenie, że śpi ledwo kilka godzin, innym razem czuł się skołowany jakby przespał pół dnia.

Nie był głupi. Wiedział, że była to kolejna z technik, by jego umysł szybciej się poddał. Czuł się potwornie źle. Samotny, porzucony. Czy ktoś w ogóle zauważył już jego zniknięcie, czy go szukali? Widząc jak łzy kapią mu do talerza z zaskoczeniem wytarł policzki. Nie zorientował się, kiedy zaczął płakać. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Pociągając nosem dokończył posiłek, rozmyślając, czy plastikowym sztućcem byłby w stanie podciąć sobie żyły? Nacisnął łyżką na blat, chcąc sprawdzić jej wytrzymałość, jednak od razu pękła. Wrzucił ją do talerza i poszedł do toalety. Tak naprawdę była to tylko wnęka w ścianie nie posiadająca nawet drzwi ani innej przesłony. Już dawno przestał przejmować się kamerą w rogu sufitu. Załatwił potrzebę i położył się na pryczy.

Miał ogromną nadzieję, że jego oprawcy dadzą mu dziś spokój, ale prędko się rozczarował, słysząc charakterystyczny zgrzyt klucza w zamku. Odruchowo stanął pośrodku celi niemal na baczność, wbijając wzrok w próg. Nie rozpoznał po głosie, który strażnik po niego przyszedł, ale to nie miało znaczenia. Pozwolił się skuć i zabrać do lekarskiego gabinetu. Tam, obleśny doktorek, obejrzał go dokładnie, opatrując mu drobne ranki i otarcia na kolanach. Z chorą satysfakcją wsadził mu też palec w tyłek, tłumacząc, że musi sprawdzić działanie zwieraczy, ale robił to zaskakująco długo. Mick tylko zacisnął zęby i zamknął oczy, byle po prostu to przeczekać. Odetchnął dopiero, gdy lekarz skończył, twierdząc, że zaaplikował mu maść na otarcia, po której ból powinien się zmniejszyć. Chłopak mało nie prychnął z pogardą, choć może rzeczywiście dolegliwości były teraz mniej odczuwalne?

Nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo do gabinetu wszedł nie kto inny, jak właściciel tego chorego miejsca. Momentalnie cały zesztywniał, włoski na karku stanęły mu dęba a głowa i wzrok opadły. Mężczyzna był wyjątkowo zadowolony z jego reakcji.

- I jak z nim? - spytał doktorka.

- W porządku. Nie ma trwałych uszkodzeń.

- To dobrze - mówiąc chwycił chłopaka za podbródek i uniósł mu głowę by zajrzeć w te piękne, zalęknione, zielone oczy.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz