43.

280 34 5
                                    

Następnego ranka Mick poczuł gwałtowny wstrząs, gdy został brutalnie wyrwany ze snu. Otworzył oczy, zdezorientowany, gdy Drake stał nad nim, potrząsając jego ramieniem.

- Wstawaj – rozkazał szorstko. – Idziemy biegać.

Mick zmrużył oczy, próbując zrozumieć, co się dzieje. Przetarł zaspane oczy, czując bolesne pulsowanie w podbrzuszu, będące wynikiem ich wczorajszych harców.

- Zaspałem? – zapytał półprzytomnie, zerkając na zegarek. – Która godzina?

- Po piątej – odpowiedział Drake.

Jego ton był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. Mick rozejrzał się po pokoju. Za oknem wciąż panowała ciemność, a światło w pokoju pochodziło od lampy na suficie. Westchnął ciężko, przewracając się na bok.

- Może Pan pójdzie sam – mruknął, owijając się ciaśniej kołdrą. – Ja zrobię śniadanie – zaproponował sennie.

Drake zmarszczył brwi, zniecierpliwiony. Bez słowa chwycił kołdrę i z impetem zerwał ją z Mick'a, sprawiając, że chłopak zadrżał od chłodu.

- Sam chciałeś trenować – syknął z wściekłością – a teraz wymiękasz? – spytał, rzucając pościel na podłogę.

- Wstawaj i ubieraj się ciepło. Natychmiast! – rozkazał stanowczo.

Mick westchnął, podnosząc się z łóżka z jawnym niezadowoleniem. Z cichym cierpiętniczym jękiem wygramolił się z łóżka, pocierając obolałe mięśnie. Miał ochotę ponownie zakopać się w ciepłej pierzynie, ale wiedział, że Drake miał rację. Sam prosił, żeby nauczył go boksować. Przecież nie stanie się silniejszy, siedząc na dupie. Prędko znalazł ubrania i w pośpiechu umył zęby i twarz, nim wyszli.

Kiedy wsiadali do windy zaciągnął na głowę kaptur bluzy. Sądził, że zjadą na parter i będą biegać po budzących się ulicach miasta. Jednak, ku jego zdziwieniu, winda ruszyła w górę. Gdy drzwi się otwarły jego oczom ukazał się skwerek, który już kiedyś miał wątpliwą przyjemność poznać. Chłodny wiatr wdarł się pod jego bluzę, przeszywając go dreszczem.

Tego miejsca nie mógł zapomnieć. Ogród na dachu był zaskakująco urokliwy, mimo że Mick miał z nim koszmarne wspomnienia. Nie mógł zapomnieć o tym, jak Drake kiedyś zmusił go tutaj do upokarzającej roli psa, biegania na czworakach, a nawet załatwiania się na trawnik jak zwierzę. Te obrazy wciąż tkwiły w jego głowie, lecz teraz, stojąc na dwóch nogach i patrząc na otaczające go miejsce, dostrzegał, że było ono wyjątkowo ładne.

Trawniki były starannie przystrzyżone, zielona powierzchnia wyglądała niemal jak dywan, przyjemnie kontrastując z otaczającą go szarością miasta. Rozstawione tu i ówdzie ławki zapraszały do odpoczynku, choć Mick nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby usiąść tutaj w spokoju. Żwirowe ścieżki kręciły się wśród roślin, chrzęszcząc cicho pod butami, gdy stawiali kroki. Latarnie, umieszczone w strategicznych miejscach, rzucały ciepłe, żółte światło na alejki, tworząc przyjemny nastrój w tym mrocznym poranku.

Centralną część skweru zajmowało wielkie okno świetlika, pochodzącego z sypialni Pana. Mick przypomniał sobie, że widział je wcześniej, lecz wtedy nie zwrócił uwagi na to, jak misternie zostało obsadzone roślinami. Bluszcze i pnącza oplatały framugę i szkło, subtelnie maskując całość i nadając konstrukcji bardziej naturalnego charakteru. Choć w rzeczywistości wszystko tu było starannie zaplanowane i pielęgnowane przez ogrodnika.

Mick, pod czujnym okiem Drake'a, zrobił szybką rozgrzewkę. Początkowo niezbyt chętny, powoli zaczął się budzić, a ruchy mięśni i ciepło rozchodzące się po ciele pozwoliły mu pozbyć się resztek senności. Kiedy już był gotowy, ruszył truchtem po krętych ścieżkach ogrodu. Biegł swoim tempem, nie zamierzając ścigać się z Panem. Wiedział, że forsowanie się nie miało sensu. To nie był wyścig, a Drake nie oczekiwał od niego spektakularnych zrywów.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz