Jaylynn
Zdawać by się mogło, że początki w nowej szkole zawsze są trudne. Jaylynn też się tego spodziewała, ale o dziwo poszło o wiele lepiej, niż myślała. W pierwszych dwóch dniach średnio przyjęto ją w nowej klasie, ale kiedy w końcu zmotywowała do działania (dzięki Jaidenowi oczywiście) zagadała do jakichś dziewczyn w klasie, z którymi szybko złapała kontakt. Julie i Hope okazały się naprawdę miłe i choć były o wiele bardziej żywiołowe niż ona, praktycznie bez problemu się ze sobą zakolegowały.
Dla Jaylynn była to nowość. Jeszcze do niedawna na ogół była olewana lub wyśmiewana, a teraz kolegowała się z praktycznie nieznanymi sobie dziewczynami. Nauczyciele też byli bardziej wyrozumiali niż w poprzednim liceum. A ten od chemii... Naprawdę w życiu nie spotkała człowieka z większą pasją do nauczania. Już po pierwszej godzinie czuła, że tym razem ten przedmiot nie będzie aż taką przeszkodą, skoro gość potrafił tak dobrze tłumaczyć.
Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Odkąd tylko zaaklimatyzowała się w nowej szkole, czuła się o wiele, wiele lepiej. Nie sądziła, że akurat to liceum będzie się tak różnić od poprzedniego i to jeszcze na plus, ale była to chyba zasługa innych ludzi. W końcu tutaj jej rówieśnicy okazali się na tyle dojrzali, że nikt nawet nie myślał o tym, by zacząć nagle jej dokuczać.
- To pa, Jaylynn. Do jutra! - pożegnała się z nią Hope, z którą miała angielski kończący dzisiejsze lekcje.
Z uśmiechem jej odmachała, po czym spakowała resztę rzeczy do torby i wyszła z klasy. Zgarnęła jeszcze z szafki parasolkę, bo zapowiadało się na deszcz, a jednak miała trochę trasy do przejścia.
Od razu zmierzała do mieszkania Jaidena, z którym miała się pouczyć, a także zjeść obiad, który zaproponował jej jako wynagrodzenie ostatnich miesięcy. Już dawno w żaden sposób się na niego nie boczyła, ale nie musiał o tym wiedzieć. Samo to, że wrócił, napawało ją radością.
Przemierzała kolejne uliczki, co chwilę spoglądając w niebo. Zastanawiała się, czy zacznie padać, zanim dotrze do celu, ale końcowo nie spadła na nią ani kropelka.
Lekko zdyszana szybkim chodem zadzwoniła do drzwi i przystanęła przy nich, cierpliwie czekając, aż mężczyzna je otworzy. Zamiast tego usłyszała z wnętrza krzyk, że jest otwarte. Coraz częściej praktykowali coś takiego, więc nawet się nie zdziwiła.
Weszła do środka, zostawiła niepotrzebne rzeczy w przedpokoju i przystanęła w progu salonu. Oczywiście po wszelkich urodzinowych ozdobach już dawno ślad zaginął, ale mimo to oczyma wyobraźni nadal je widziała, a samo wspomnienie rozlewało przyjemne ciepło na jej sercu.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - stwierdził Jaiden na powitanie.
Odwróciła się w jego stronę, nie kryjąc rozbawienia, gdy zauważyła, co miał na sobie. Był to jakiś czerwony fartuch, w którym nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie napis "najlepsza żona".
- Trochę źle oceniłam czas - odparła, kątem oka spoglądając na wyspę, na której leżały już talerze. - A tak w ogóle... Czemu "najlepsza żona"?
Jaiden zmarszczył brwi, zapewne w pierwszej chwili nie wiedząc, co takiego miała na myśli. Zaraz potem jego wzrok powędrował na napis na swoim fartuchu.
- A, to... - westchnął przeciągle. - Nie chciałem się ufajdać, a to jedyny, który tutaj mam. Dostałem go kiedyś od Andy'ego. Podobno historia była taka, że zamówił go przez internet i widział tylko zdjęcie tyłu. Ja tam jednak myślę, że wziął go od jakiejś byłej laski. Albo mamy.
Jaylynn zaśmiała się krótko. Postanowiła nie kontynuować tego tematu i jeszcze raz przyjrzała się temu, co działo się w kuchni. Słyszała i widziała, że w garnkach coś jeszcze bulgotało, a na patelni skwierczało mięso. Poza tym odkąd tylko weszła, czuła błogi zapach, więc nie wątpiła w to, że Jaiden naprawdę się starał.
CZYTASZ
Regained Hope
Genç KurguŻycie Jaylynn Forbes nigdy nie było spokojne. Przez trudność w nawiązywaniu kontaktów, brak rodzicielskiej miłości i sekret o pewnej grupie, w którą przez przypadek się wmieszała, stała się wycofana i nieśmiała. Wielokrotnie brakowało jej sił i nie...