Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, kiedy wysiadłam z samolotu to śnieg. Mimo tego, że była połowa grudnia w Londynie było ponad 16 stopni. Dlatego, zanim doszłam do samochodu mamy zdążyłam porządnie zmarznąć. Całą drogę do domu opowiadałyśmy mojej mamie o wszystkim, co wydarzyło się w czasie naszego wyjazdu. Mimo, ze nie było nas tylko 3 dni, opowiadałyśmy z Ellie ponad 2h praktycznie bez przerwy. Moja mama, co dziwne, uważnie słuchała i była względnie zadowolona, no może poza wyjściem do klubu.
Ze względu na to, że kolejnego dnia była wigilia (oczywiście nie moja, to jest minus bycia mniejszością religijną, masz święta później niż wszyscy inni), a Ellie jak co roku wyjeżdżała do swojej ciotki, życzyłam jej wesołych świąt i wróciłam do samochodu. Kiedy dotarłam do domu czekało na mnie babcine ciasto czekoladowe. Zajadając się tym oto przysmakiem, po raz drugi zdałam relację z mojego wyjazdu. Oczywiście nie powiedziałam o wszystkim, no ale kto by powiedział?
Kolejne kilka dni spędziłam z bratem. My mieliśmy ferie, mama niestety musiała pracować, a babcia z dziadkiem... no nóż...W ciągu tygodnia zrobiliśmy na podwórku 32, różnej wielkości bałwany i oboje się porządnie przeziębiliśmy. Leżąc z 39 stopniową gorączką przegapiłam nowy rok. Dopiero kolejnego dnia zobaczyłam esemesy z życzeniami. Odpisałam na wszystkie 5(co i tak było rekordem, bod 2 lat odpisywałam tylko na jeden) i spałam dalej.
Lepiej poczułam się dopiero w wigilię (tak w moją wigilię, no halo, nie wszyscy obchodzą święta 24 grudnia). Po tradycyjnej kolacji (pyyyszne żarcie) i rozmowach (nudne jak zwykle) przyszła pora na prezenty (hurraaa). Dziadek tradycyjnie przydzielił każdemu jego paczki i wziął się za otwieranie swoich. Wszyscy mieli po 4 paczki, od każdego domownika, tylko ja miałam 2. Trochę mnie to zdziwiło, zwłaszcza, że jedna paczka była nadana z Sydney(swoją paczkę dla chłopaków nadałam w dniu powrotu, tak, miałam dla nich prezenty!) , a druga była ogromna.
Po kolei otwierałam prezenty. Postanowiłam zacząć od tej ogromnej. W środku wielkiego pudła były dwa mniejsze. Jedno z laptopem, a drugie z modemem wifi.
-O rany nie wierzę! Dziękuję! Nie wiem co mam powiedzieć...
-Uznaliśmy, że potrzebujesz komputera i dostępu do internetu, więc od jakiegoś czasu odkładaliśmy i... proszę bardzo!
-To niesamowite! Dziękuję.
Szybko uściskałam wszystkich członków mojej rodzinki i wzięłam się z otwieranie drugiej paczki. W środku znajdowało się kilka rzeczy. Małe podłużne pudełko, list i elektroniczna ramka ze zdjęciami. Kiedy oni je porobili? I dlaczego na większości coś jem, albo morduje kogoś wzrokiem? Po obejrzeniu zdjęć otworzyłam list.
Hej Cookie,
Przepraszam za nagłówek, ale Cal uparł się żeby tak zacząć. W każdym razie, WESOŁYCH ŚWIĄT! Smutno nam tu bez Was, ale mamy nadzieję, że Wy też trochę za nami tęsknicie. W związku z tym, aby Wam o tym przypomnieć uznaliśmy z chłopakami że wyślemy wam prezenty. Ellie dostała swój trochę wcześniej, bo ona, tak jak wszyscy, obchodzi święta w normalnym terminie. Nawet nie masz pojęcia ile czasu spędziliśmy, żeby się dowiedzieć kiedy święta obchodzisz Ty i jak to zrobić, żeby prezent dotarł na czas. Mamy nadzieję, że ci się spodoba. XOXO
Ashton ( no i Calum, Luke i Michael)
PS Bransoletkę wybieraliśmy razem, dlatego jest taka dziwna.
Bransoletkę? Otworzyłam mniejsze pudełeczko, w którym jak się okazało była właśnie bransoletka. była dość szeroka, zrobiona z rzemyków, zdaje się, że pleciona. Na niektórych rzemykach widoczne były małe, delikatne koraliki, skupiające się wokół 4 dużych charmsów wplecionych na środku. Jeden z nich (prawdopodobnie wybrany przez Michaela) był w kształcie joysticka do konsoli, drugi w kształcie nożyka (wybrany pewnie przez Luka), trzeci przypominał różyczkę (to zdecydowanie Ashton. Czemu? Bo powiedziałam mu, że nie cierpię róż) a czwarty był w kształcie ciasteczka (czyli oczywiście Calum). Siedziałam oniemiała przez chwilę.
To były najfajniejsze prezenty, jakie mogłam sobie wymarzyć!!
CZYTASZ
Cookie (5sos)
Fanfiction-Ellie pamiętasz to drzewo genealogiczne co miałam zrobić? -Mhm. I co? -Okazało się, że mój dziadek miał siostrę, która przeprowadziła się do Australii i wyszła za jakiegoś typka o nazwisku Irwin. -Czekaj, czekaj, Irwin? Jak Ashton Irwin?